Ogniem i mieczem. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem - Henryk Sienkiewicz страница 63
Skrzetuski chciał dowiedzieć się czegoś pewniejszego od Naokołopalca, ale pokazało się, że podpułkownik na równi z innymi nic nie wiedział o księciu i jeszcze sam byłby rad zasięgnąć jakich wiadomości od Skrzetuskiego. A ponieważ przeciągnięto na tę stronę wszystkie bajdaki[1247], czółna i podjazdki, więc i zbiegowie z drugiego brzegu nie przybywali do Czehryna.
Skrzetuski więc nie bawiąc dłużej w Czehrynie[1248] kazał się przeprawić i ruszył bez zwłoki do Rozłogów. Pewność, że wkrótce sam przekona się, co stało się z Heleną, i nadzieja, że może jest ocalona albo też ukryła się wraz ze stryjną i kniaziami w Łubniach, wróciła mu siły i zdrowie. Przesiadł się z wozu na koń i gnał bez litości swoich Tatarów, którzy uważając go za posła, a siebie za przystawów oddanych pod jego komendę, nie śmieli mu stawić oporu. Lecieli tedy, jakby ich goniono, a za nimi złote kłęby kurzawy wzbijanej kopytami bachmatów. Mijali sadyby, chutory[1249] i wioski. Kraj był pusty, siedziby ludzkie wyludnione tak, że długo nie mogli spotkać żywej duszy. Prawdopodobnie też kryli się wszyscy przed nimi. Tu i owdzie kazał pan Skrzetuski szukać w sadach, pasiekach, po zapolach i strzechach stodół, ale nie mogli znaleźć nikogo.
Dopiero za Pohrebami jeden z Tatarów dostrzegł jakąś postać ludzką usiłującą skryć się między szuwarami obrastającymi brzegi Kahamliku[1250].
Tatarzy skoczyli ku rzece i w kilka minut później przywiedli przed pana Skrzetuskiego dwóch ludzi całkiem nagich.
Jeden z nich był to starzec, drugi wysmukły, może piętnasto- lub szesnastoletni wyrostek. Obaj klapali zębami ze strachu i długi czas nie mogli ni słowa przemówić.
— Skąd wy? — spytał pan Skrzetuski.
— My znikąd, panie! — odpowiedział starzec. — Po prośbie chodzim — z lirą, a ot ten niemowa mnie prowadzi.
— Skąd idziecie teraz? z jakiej wsi? Mów śmiało, nic ci nie będzie.
— My, panie, po wszystkich wsiach chodzili, aż nas tu jakiś czort obdarł. Buty mieli dobre — wziął, czapki mieli dobre — wziął, sukmany z litości ludzkiej dobre — wziął, i liry nie zostawił.
— Pytam się, kpie: z jakiej wsi idziesz?
— Ne znaju[1251], pane — ja did[1252]. Ot my nadzy, nocą marzniem, we dnie szukamy litościwych, co by okryli i nakarmili, my głodni!
— Słuchaj tedy, chłopie: odpowiadaj, o co pytam, bo każę powiesić.
— Ja niczoho ne znaju, pane. Kołyb ja szczo, abo szczo, abo bude szczo, to nechaj mini — oto szczo[1253]!
Widocznym było, że dziad nie mogąc sobie zdać sprawy, co by za jeden był ten, kto go pyta, postanowił nie dawać żadnych odpowiedzi.
— A w Rozłogach byłeś? tam gdzie kniaziowie Kurcewicze mieszkają?
— Ne znaju, pane.
— Powiesić go! — krzyknął pan Skrzetuski.
— Buw, pane[1254]! — zawołał dziad widząc, że nie ma żartów.
— Coś tam widział?
— My tam byli pięć dni temu, a potem w Browarkach słyszeli, że tam łycari prijszły[1255].
— Jacy rycerze?
— Ne znaju, pane! Odin każe[1256] — Lachy; drugi każe — Kozaki.
— W konie! — krzyknął na Tatarów pan Skrzetuski.
Poczet pomknął. Słońce zachodziło zupełnie jak wówczas, gdy namiestnik po spotkaniu Heleny i kniahini na drodze jechał obok nich przy Rozwanowej karocy. Kahamlik tak samo świecił purpurą, dzień kładł się do snu jeszcze cichszy, pogodniejszy, cieplejszy. Tylko wówczas jechał pan Skrzetuski z piersią pełną szczęścia i budzących się lubych uczuć, a teraz pędził jak potępieniec gnany wichrem niepokoju i złych przeczuć. Głos rozpaczy wołał mu w duszy: „To Bohun ją porwał! już jej nie ujrzysz więcej!”, a głos nadziei: „To książę! ocalona!” I te głosy tak go rozrywały między siebie, że ledwo nie rozerwały mu serca. Pędzili resztą sił końskich. Upłynęła jedna godzina i druga. Księżyc zeszedł i wytaczając się coraz wyżej, bladł coraz bardziej. Konie pokryły się pianą i chrapały ciężko. Wpadli w las, mignął jak błyskawica, wpadli w jar, za jarem tuż Rozłogi. Chwila jeszcze, a losy rycerza się rozstrzygną. Tymczasem wiatr świszczę mu w uszach od pędu, czapka spadła mu z głowy, koń pod nim jęczy, jakby miał paść zaraz. Chwila jeszcze, skok jeszcze i jar się roztworzy. Już! już!
Nagle krzyk nieludzki, straszny wyrwał się z piersi pana Skrzetuskiego.
Dwór, lamusy, stajnie, stodoły, częstokół i sad wiśniowy — wszystko znikło.
Blady księżyc oświecał wzgórze, a na nim kupę czarnych zgliszcz, które przestały już nawet i dymić.
Milczenia nie przerywał żaden odgłos.
Pan Skrzetuski stanął przed fosą niemy, ręce tylko do góry podniósł, patrzył, patrzył i głową jakoś dziwnie potrząsał. Tatarzy wstrzymali
1244
Czehryn a. Czehryn (ukr. Czyhyryn) — miasto na srodkowej Ukrainie, polozone nad Tasmina, doplywem srodkowego Dniepru, jedna z najdalej wysunietych twierdz Rzeczypospolitej.
1245
molojec (ukr.) — mlody, dzielny mezczyzna, zuch; tu: zbrojny, Kozak.
1246
Sula — rzeka w Rosji i na Ukrainie, lewy doplyw Dniepru; nad Sula leza Lubnie, rezydencja ksiazat Wisniowieckich.
1247
bajdak (ukr.) — duza rzeczna lodz zaglowo-wioslowa.
1248
Czehryn a. Czehryn (ukr. Czyhyryn) — miasto na srodkowej Ukrainie, polozone nad Tasmina, doplywem srodkowego Dniepru, jedna z najdalej wysunietych twierdz Rzeczypospolitej.
1249
chutor a. futor — pojedyncze gospodarstwo, oddalone od wsi; przysiolek.
1250
Kahamlik — rzeka na srodkowowschodniej Ukrainie, na lewym brzegu Dniepru.
1251
Ne znaju (ukr.) — nie wiem.
1252
did (ukr.) — dziad, zebrak.
1253
Ja niczoho ne znaju, pane. Kolyb ja szczo, abo szczo, abo bude szczo, to nechaj mini, oto szczo (z ukr.) — ja nic nie wiem, panie. Gdybym ja cos, albo co, albo cokolwiek, to niech mnie, ot co.
1254
Buw, pane (ukr.) — bylem, panie.
1255
lycari prijszly (z ukr.) — rycerze przyszli.
1256
Odin kaze (z ukr.) — jeden mowi.