Treny. Jan Kochanowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Treny - Jan Kochanowski страница 1
Treny
THREN I
Wszytki płácze, wszytki łzy Heráklitowé,
Y lámenty, y skárgi Simonidowé,
Wszytki troski ná świećie, wszytki wzdychánia,
Y żale, y frásunki, y rąk łamánia,
Wszytki á wszytki záraz w dom sye móy nośćie,
A mnie płákać méy wdźięcznéy dźiéwki pomośćie:
Z którą mię niepobożna śmierć rozdźieliłá,
Y wszytkich moich poćiech nagle zbáwiłá.
Ták więc smok, upátrzywszy gniazdo kryiomé,
Słowiczki liché zbiéra, á swé łákomé
Gárdło páśie: tym czásem mátká szczebiece
Uboga, á ná zbóycę co raz sye miece,
Próżno: bo y ná sámę okrutnik zmiérza,
A tá niebogá ledwé umyka piérza.
Próżno płakać, podobno drudzy rzeczećie:
Cóż prze Bóg żywy, nie iest próżno na świećie?
Wszytko prózno: mácamy gdźie miękcéy wrzeczy,
A ono wszędy ćiśnie: błąd wiek człowieczy.
Niewiem co lżéy, czy w smutku iáwnie żáłowáć,
Czyli sye z przyrodzeniem gwałtem mocowáć.
THREN II
Ieslim kiédy nád dźiećmi piórko miał zábáwić,
A kwoli temu wieku lekkié rymy stáwić:
Bodayże bych był ráczéy kolébkę kołysał,
Y z drugiémi nieważné mamkom pieśni pisał:
Któremiby dźiećinki noworodne spiły,
Y swoich wychowáńców lámenty toliły.
Tákié frászki mnie zbiéráć pożyteczniéy było,
Niżli, w co mię nieszczęśćié moie dźiś wpráwiło,
Płákáć nád głuchy grobem méy wdźięcznéy dźiewczyny,
Y skárzyć sye ná srogość ćiężkiéy Proserpiny.
Alem użyć w oboygu iednákiéy wolnośći
Niemógł: owom ominął, iáko w doyrzáłośći
Dowćipu coś ránégo: ná to mię przygodá
Gwałtem wbiłá, y moia nienagrodna szkodá.
Ani mi teraz łácno dowiádáć sye o tym,
Iaka mię z płáczu mego czeka cześć nápotym.
Niechćiałem żywym śpiéwáć, dźiś umárłym muszę,
A cudzéy śmierći płácząc, sam swé kośći suszę.
Próżno to, iakié szcześćié ludźi náśláduie,
Ták w nas álbo dobrą myśl, álbo złą spráwuie.
O práwo krzywdy pełné: o znikomych ćieni
Sroga, nieubłagána, nieużyta kśieni:
Tákli moiá Orszulá, ieszcze żyć ná świećie
Nieumiawszy, muśiáłá w ránym umrzáć lećie?
Y nienápátrzawszy sye iásnośći słonecznéy,
Poszłá niebogá widźiéć kráyów nocy wiecznéy:
A boday áni byłá świátá oglądáłá:
Co bowiem więcéy, iedno ród, á śmierć poznáłá?
A miásto poćiech, któré winná z czásem byłá
Rodźicom swym, w ćiężkim ie smutku zostáwiłá.
THREN III
Wzgárdźiłáś mną dźiedźiczko moiá ućieszona,
Zdáłác sye oycá twego bárźiéy uszczuplona
Oyczyzná, niżlibyś ty przestáć ná niéy miáłá:
To prawdá, żeby była nigdy niezrownáłá
Z ránym rozumem twoim, z pięknémi przymioty,
Z których sye iuż znáczyły twoie przyszłé cnoty.
O słowá, o zabáwo, o wdźięczné ukłony,
Iákóżem ia dźiś po was wielce zásmęcony.
A ty, poćiecho moiá, iuż mi sye nie wróćisz
Ná wieki, ani moiéy tęsknice okroćisz.
Nie lza, nie lza, iedno sye zá tobą gotowáć,
A stopeczkámi twémi ćiebie náśladowáć,
Tám ćię uyźrzę da Pan Bóg: á ty więc z drogiémi
Rzuć sye oycu do szyie ręczynkámi swémi.
THREN IV
Zgwałćiłáś, niepobozna śmierći, oczy moie,
Zem widźiał umiéráiąc miłé dźiéćię swoie,
Widźiałem, kiedyś trzęsłá owoc niedoyrzáły:
A rodźicom nieszczesnym sercá sye kráiáły.
Nigdyćby oná byłá bez wielkiéy żáłośći
Moiéy umrzéć nie mogłá, nigdy bez ćiężkośći,
Y serdecznégo bolu, w którymkolwiek lećie
Mnieby smutnégo byłá odbiegłá na świećie:
Alem ia iuź z iéy śmierći nigdy żáłośćiwszy,
Nigdy smutnieyszy nie mógł być, áni teskliwszy.
A oná (by był Bóg chćiał) dłuższym wiekiem swoim,
Siła poćiech przymnożyć mogłá oczom moim.
A przynamniéy tym czásem mógłem był odpráwić
Wiek swóy, y Persephonie ostátniéy sye stáwić:
Nie uczuwszy ná sercu ták wielkiéy żáłośći,
Któréy równia niewidzę w téy tu śmiertelnośći.
Nie dźiwuię Niobie, że ná martwé ćiáłá
Swoich