Światło Nocy. Amy Blankenship

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Światło Nocy - Amy Blankenship страница 5

Światło Nocy - Amy Blankenship

Скачать книгу

zmianę partnera, ale ostatecznie zrezygnował z tej myśli. Gdyby Quinn i Kane dostali przydział do tego samego zespołu, to byłaby prawdziwa katastrofa.

      Intuicja Trevora podpowiedziała mu, że ktoś mu się przygląda. Detektyw odwrócił głowę w stronę drzwi. Prawie nie potrafił opanować zdziwienia, gdy jego oczom ukazali się Quinn Wilder i Warren Santos. Gdyby jego podejrzenia teraz nie były skierowane gdzie indziej, Trevor byłby prawie pewien, że ta para była zamieszana w niedawne morderstwa oraz, że planują następny krok. Ale takie wąskie myślenie było zarezerwowane dla półmózgów z miejscowego komisariatu.

      „Co tu robi właściciel Światła Nocy?” Zapytał Trevor, odwracając się do Kat.

      „Wszyscy staramy rozwiązać ten sam problem wampirów,” odpowiedziała Kat, a jej pełen sprzeciwu wzrok spotkał się z wzrokiem Quinna. No nieźle, wyglądało na to, że jest wkurzony. Chcąc tylko sprawdzić, czy jej się nie przywidziało, Kat pochyliła się w stronę Trevora, żeby to wyglądało tak, jak gdyby szeptała mu coś do ucha, „Czy masz może jakąś broń, której moglibyśmy użyć, żeby mieć równe szanse?” Mówiąc to Kat puściła do niego oko, zdając sobie sprawę, że właśnie pozyskała kolegę do zespołu.

      Trevor przez chwilę zastanawiał się nad jej pytaniem, w myślach robiąc inwentarz rzeczy, które miał w bagażniku.

      „Taa, coś tam się znajdzie w samochodzie,” przyznał. „Może będziemy musieli podjechać do mnie po więcej, mam trochę sprzętu w moim schowku na broń.”

      ‘Cudownie,’ pomyślała Kat.

      W momencie gdy Warren i Quinn przechodzili obok baru, odbiornik interkomu w uchu Warrena znowu zaczął brzęczeć. Quinn wcale się nie przejmował spóźnieniem. Dzięki temu mógł się dowiedzieć o czym naradzała się szczęśliwa para przy barze.

      Kat dostrzegła zbliżającego się Quinna, szybko podeszła do niego na drugi koniec baru tak, żeby znaleźć się w miejscu gdzie Trevor nie podsłucha, a Quinn jej nie wyda. Sięgnęła po butelkę, odwróciła się i stanęła twarz w twarz z Quinnem, który teraz znajdował się między nią a barem.

      „Czy oś podać?” Zapytała Kat i sarkastycznie uniosła brew. „Wiesz, że klienci nie mogą wchodzić za bar.”

      Quinn zrobił jeszcze jeden krok w jej kierunku, chociaż i tak znajdował się już zdecydowanie za blisko. Zablokował jej możliwość wywinięcia się, kładąc rękę na półce za jej ramieniem. Widząc, że Kat spogląda przez jego ramię na mężczyznę, z którym przed chwilą rozmawiała… Quinn warknął, „Dziś nie czas na rozrywkę, Kat. Ostrzegam cię. To, że nie bierzemy cię ze sobą na polowanie nie znaczy, że żaden wampir nie odważy się wejść do tego lokalu.”

      Kat głośno wypuściła powietrze, wiedząc, że Quinn próbuje ją zwieść starą sztuczką. Daj komuś poczuć, że jest ważny, przydzielając mu nieistotne bezpieczne zadanie.

      „Dam sobie radę,” poinformowała go, dając nura pod jego ramieniem i idąc z powrotem w stronę Trevora. „A jeżeli będę czegoś potrzebować, to jest już tu ktoś, kto mi chętnie pomoże.” Te ostatnie słowa zostały wypowiedziane z uwodzicielską nutką w głosie. To było kłamstwo, ale Quinn zasłużył sobie na to, gdyż poważnie ją wkurzał.

      Kat uśmiechnęła się w duchu, wiedząc, że Quinn pomyśli, że jej chodzi o podryw, a Trevor pomyśli, że o wspólną wyprawę na wampiry. W tym właśnie momencie Warren skończył załatwiać swoje sprawy i dał Quinnowi znak, że jest gotowy do wyjścia.

      Quinn zacisnął usta, stanął za Kat, pochylił się i prawie dotykając wargami jej ucha wyszeptał, „Życzę ci bezpiecznej nocy.” Z zadowoleniem zauważył, jak jej ciało, od szyi aż do ramion pokryło się gęsią skórką.

      Kat poczuła, jak uginają się pod nią kolana i musiała przytrzymać się baru. Próbując dojść do siebie, podskoczyła jednak, gdy usłyszała głos Michaela tuż za swoimi plecami.

      „Uważaj, jak ciągniesz kota za ogon, złotko,” przypomniał jej Michael, po czym kiwnął głową w kierunku Trevora i udał się na dach, aby spotkać tam Kane’a.

      Trevor zmarszczył czoło na widok konsternacji, która malowała się na twarzy Kat. „Czy to był wampir?”

      „Nie, dżentelmen, który pomaga nam polować na prawdziwe potwory,” powiedziała Kat z przekonaniem, a potem dodała w myślach, że właśnie on, jako jedyny nie robi afery z tego, że ona chce dzisiaj stąd wyjść. „Cóż, wygląda na to, że się spóźniamy. Jesteś gotowy do wyjścia?”

      *****

      Kane dreptał po dachu tam i z powrotem, zaciągając się papierosem i sporadycznie wymachując rękami. Czekając na Michaela, stawał się coraz bardziej niespokojny.

      „Jaguary i kuguary,” zamruczał pod nosem. „Są gorsi od zwykłych domowych kotów. Każdy z nich chciałby wydawać rozkazy. Wolałbym raczej współpracować z Kojotami, niż z tym ścierwem.”

      Michael zbliżył się do krawędzi dachu, zaszedł Kane’a od tyłu i usłyszał jak tamten na głos wyraża swoje niezadowolenie. Zmarszczył czoło, gdy Kane nagle umilkł, wyczuwając jego obecność i odwrócił się w jego stronę.

      „Do licha, Kane, czy w końcu zamierzasz ze mną pogadać o tym co cię ciągle gryzie?” zapytał Michael podchodząc coraz bliżej.

      „Raczej nie,” odpowiedział Kane.

      „Spoko,” Michael czekał, wiedząc, że bardziej niż kłótni, Kane nie cierpi braku zainteresowania tym co ma do powiedzenia. Potrzebował zawsze udowodnić swoją rację.

      Kane odszedł na drugi koniec budynku z intencją zachowania pewnego dystansu. Zupełnie mu wyleciało z głowy, że Michael był w stanie go wyśledzić… przez cały ten czas zdążył się już od tego odzwyczaić. „Raven był chyba trochę zawiedziony, że nie wszyscy z jego wojska przyszli do magazynu na naradę… paru świrów dało sobie wolne. Podejrzewam, że wampiry, których zabrakło na naszej zabójczej imprezie, musiały gdzieś znaleźć bezpieczną kryjówkę na dzień. Zamierzam to sprawdzić.”

      Michael nie odezwał się słowem, patrząc jak Kane oderwał się od krawędzi dachu, by za moment wylądować na chodniku. Zamierzał zrobić dokładnie to samo, gdy nagle coś na dachu budynku po drugiej stronie ulicy przykuło jego uwagę.

      Przyglądając się uważnie, Michael dostrzegł tylko cień znikającej postaci. Coś w tym cieniu było dziwnie znajome, ale Michael nie potrafił określić co.

      Czy ten ktoś polował na Kane’a, a może na niego? Próbując chwilowo odwrócić swoją uwagę, Michael spojrzał w dół i uśmiechnął się spadając. Choć nie widział już Kane’a i znał drogę do magazynu, raczej niż podążać tą drogą, wolał kierować się wołaniem swojej własnej krwi, która krążyła w ciele jego przyjaciela. Nim zdążył zbliżyć się do magazynu, jego uszy już wychwyciły krzyki wampirów, zaskoczonych przez Kane’a.

      Zatrzymał się na chwilę w drzwiach i posługując się swoim niezwykłym wzrokiem, rozejrzał po ogromnym ciemnym pomieszczeniu. Kane już miał na swoich plecach dwóch wampirów, a kilku innych zamierzało rzucić się na niego zwartą grupą. Michael wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i udał się w kierunku Kane’a,

Скачать книгу