Radosny żebrak. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Radosny żebrak - Louis de Wohl страница 15
– Wszyscy święci, dajcie mi cierpliwość – przerwał Bernardone, wznosząc swoje krótkie, grube ręce. – Czy myślisz, że nie wiem, co się dzieje na świecie? Dobry kupiec musi wiedzieć o takich sprawach, synu, jeśli nie chce szybko stracić swojego towaru. A skoro o tym mówimy, czy to nie Konstancja oddała Fryderyka pod opiekę papieżowi? Ten Markwald był wielkim generałem. Papież miał z nim utrapienie, szczególnie gdy wszyscy Niemcy we Włoszech i na Sycylii stanęli po stronie Markwalda.
– Mimo to – powiedział Franciszek – ofiarował Ojcu Świętemu olbrzymią sumę w złocie, jeżeli uzna go za władcę Sycylii.
– Dwadzieścia tysięcy uncji złota z góry i następne dwadzieścia tysięcy po zdobyciu Palermo – powiedział Bernardone z uśmiechem wyższości. – Czyż nie? I napisał papieżowi, że taka transakcja nie może w żaden sposób obciążać sumienia papieża, skoro posiada dokument dowodzący, że mały Fryderyk jest podrzutkiem i nie ma w żyłach nawet kropli cesarskiej krwi. Propozycja była atrakcyjna, ale papież odmówił.
– Z oburzeniem – dodał Franciszek. – I tak zaczęła się wojna.
– Nie wyszła papieżowi na dobre...
– Jego wojska wygrały w Apulii...
– ...i przegrały na samej Sycylii.
– Tak, ale wtedy papież wyznaczył na generała wielkiego hrabiego Waltera z Brienne i gdziekolwiek walczył, wygrywał, najpierw w Kapui, potem w dwóch innych miejscach, zapomniałem ich nazw. Później Markwald umarł, ale jego stronnik, hrabia Diepold z Acerry, kontynuował wojnę i wciąż walczy.
– Ten twój trubadur dał ci chyba lekcję historii najnowszej. – Bernardone zachichotał. – Wiem o tej sprawie wszystko, a przynajmniej prawie wszystko. Ale zaczekaj, powiedziałeś, że ten Vidal zwołuje ochotników. Przypuszczam, że chce, by walczyli...
– Pod rozkazami Waltera z Brienne, największego dowódcy naszych czasów – powiedział Franciszek. – Zamierzamy wyzwolić Sycylię dla Ojca Świętego jako opiekuna małego króla Fryderyka.
– My – powiedział Bernardone z niepokojem, a jednak z pewną dumą. – Czy to znaczy, że się zaciągnąłeś jako ochotnik?
– Jeszcze nie, ale myślę, że to zrobię, ojcze. Ojciec Święty mianował Waltera z Brienne księciem Taranto. Gdyby mi się udało wyróżnić w tej kampanii...
– Masz moją zgodę, synu – powiedział Bernardone z wielkopańskim gestem. – Przyszło twoje nowe ubranie od krawca. A ja pójdę zaraz do ser Olivariego, by zrobił ci najlepszą zbroję w mieście. Wróć jako rycerz, synu.
Pani Pika dużo płakała tamtego dnia.
– Bądź rozsądna, kobieto – powiedział Bernardone. – Nasz syn zajdzie wysoko. Może zostać baronem, hrabią. To dla niego wielka szansa.
– Ja tylko chcę, by był dzieckiem Bożym – łkała Pika.
Bernardone się zdenerwował.
– Do wszystkich diabłów! – wrzasnął. – Czy baron nie może być dzieckiem Bożym?
Ale pani Piki to nie pocieszyło.
Ostatniej nocy przed wyprawą niebo nad wieżami Asyżu było spokojne i gwiaździste. Franciszek wcześnie się położył; nie mógł znieść łez swojej matki. Lśniąca nowa zbroja stała w nogach łóżka. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a potem sen przyleciał na bezszelestnych skrzydłach i czas się rozpłynął.
Ktoś go zawołał, więc wstał od razu i wyszedł do ogrodu pełnego kwiatów, jakich nigdy wcześniej nie widział, a potem zobaczył pałac i wszedł do niego – był cały z marmuru i złota i pełen błyszczących krzyży, pięciu krzyży w jednym, jak te, które mieli na swoich tarczach i hełmach krzyżowcy. Cały pałac pełen był herbów i tarcz, kopii i mieczy; nigdy nie widział uzbrojenia w takich ilościach. Kim mógł być właściciel pałacu?
W jednym przebłysku zrozumiał, że on sam nim zarządza, on i jego stronnicy, jego rycerze, jego jeźdźcy.
Ktoś uśmiechnął się do niego, młoda kobieta niezwykłej urody, choć ubrana w prostą szarą suknię, połataną i wystrzępioną na brzegach, a on wiedział, że to jego panna młoda. Dlaczego była tak ubrana? Ale gdy na nią patrzył, jej suknia zmieniła się w królewską purpurę obszytą gronostajami, a na jej palcach i wokół szyi lśniły drogocenne klejnoty.
Wtedy się obudził.
Pierwsze promienie słońca wpadły do pokoju, a w ich blasku zalśniły rubinowe krzyże na jego zbroi i hełmie.
Zebrali się na placu przed katedrą, niewielka grupa trzydziestu kilku ochotników. Był wśród nich Tardi i Bianchi, i...
– I pan, rycerzu – rozpromienił się Franciszek. – Wspaniale. Tym razem nie możemy przegrać.
– Pełen entuzjazmu, jak zwykle – rzekł Roger ze swym półuśmiechem. – Nie spodziewałem się zobaczyć ciebie znów na koniu.
– Mówiłem, że mam wielkie marzenia – przypomniał mu Franciszek. – Jeszcze kilka dni temu nie miałem pojęcia, jak mógłbym je urzeczywistnić, ale teraz jesteśmy na drodze do ich spełnienia.
– Być może – powiedział Roger. – Ale chciałbym, by odprowadziła nas ta mała dama.
– Panna Klara Scifi? Tu, w Asyżu?
– Wróciła albo wkrótce wróci. To jeden z warunków pokoju: cała szlachta z Asyżu musi wrócić i odzyskać swoje posiadłości. Byłoby dobrym znakiem zobaczyć ją, nim wyruszymy. Cóż... teraz idę na Sycylię.
– Tego zawsze chciałeś, prawda? Wrócić do swego zamku.
– Niemal porzuciłem nadzieję, że znów go zobaczę. Myślę, że tak by się stało, gdyby nie ta mała dama... i ty – dodał niechętnie.
Franciszek roześmiał się, a potem zobaczył, że rycerz pod niezgrabną zbroją nadal nosi to samo ubranie, które miał w więzieniu, i zmarszczył brwi.
– Dopiero co tu przybyłem – wyjaśnił Roger, uśmiechając się z zakłopotaniem. – Nie miałem czasu zająć się odpowiednim ekwipunkiem.
– Ten nie odpowiada twojej pozycji, rycerzu – powiedział ciepło Franciszek. – Jesteś rycerzem; ja tylko mam nadzieję nim się stać. Musimy