Ostatni Krzyżowiec. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ostatni Krzyżowiec - Louis de Wohl страница 22
– To hiszpańscy żołnierze szli do bitwy z nieoczyszczonymi duszami? Trochę trudno w to uwierzyć. Jasne, że chcieli się wyspowiadać, gdy czuli, że mogą umrzeć od ran.
Galarza miał w zanadrzu wiele opowiadań o wojowaniu, ale w gabinecie don Luiza, obecnie odbudowanym i wyglądającym dokładnie tak, jak przed pożarem. Hieronim usłyszał więcej o przywództwie, planowaniu i odpowiedzialności za innych na polu walki.
– Żołądek jest co najmniej tak ważny, jak broń, Hieronimie. Gdy twoi ludzie będą mieli pusty żołądek, ich walka nie będzie wiele warta. A pragnienie jest dziesięciokrotnie okropniejsze niż głód.
Hieronim przez dłuższy czas nie miał śmiałości rozmawiać z don Luizem o cesarzu, a i pan Villagarcíi raczej unikał tego tematu. Jedynie raz, a było to wczesną wiosną i akurat wrócili z przejażdżki, chłopiec spytał nagle:
– Czy nowy cesarz już nigdy nie przyjedzie do Hiszpanii, proszę pana?
– Z pewnością nie przyjedzie, póki nie ma tutaj króla – brzmiała odpowiedź.
– Biedny król – rzekł Hieronim współczująco.
– Dlaczego tak o nim mówisz?
– Stracił żonę, to znaczy królową – niedawno, prawda?
– Owszem... – zgodził się don Luiz. – Ale nie było to specjalnie szczęśliwe małżeństwo. Królowie czasami żenią się ze względu na państwo, nie kochając kobiety. Królowa Maria Tudor była bardzo pechową damą, mimo iż poślubiła najprzystojniejszego księcia w całym chrześcijaństwie.
– O tak – powiedział Hieronim ku zaskoczeniu don Luiza. – Jest nadzwyczaj przystojny.
– Skąd wiesz?
– Widziałem go – odpowiedział dumnie Hieronim.
– Widziałeś go? – Don Luiz wpatrywał się w chłopca zdumiony. – Kiedy, gdzie?
– Bezpośrednio zanim tu przyjechałem, proszę pana. W Valladolid. Jechał koło klasztoru, gdzie nocowaliśmy: señor Prévost i ja. Jechał na najpiękniejszym koniu, jaki kiedykolwiek widziałem.
Don Luiz powiedział coś pod nosem. Po chwili rzekł:
– Myślę, że z Francją wkrótce nastanie pokój. Wówczas król wróci wreszcie do Hiszpanii. – Twarz jego miała dziwny wyraz, jak w ów dzień na górskiej przełęczy, kiedy powiedział, że cesarz jest starym, znużonym człowiekiem. I dodał: – Módl się za króla, Hieronimie.
– Modlę się codziennie, proszę pana.
Pokój z Francją stał się faktem, ale król nie wracał do Hiszpanii. Wiele innych spraw było do załatwienia. Pojawiły się nawet pogłoski, że ożeni się z następczynią królowej Marii Tudor na tronie Anglii, młodą królową Elżbietą.
Minęła wiosna i kończyło się już lato, gdy nadeszła wiadomość, że król wylądował w Laredo. Sześć dni później wkroczył do Valladolid.
Co może dziwić, don Luiz nie pojechał tam na jego spotkanie. Gdy doña Magdalena zapytała go dlaczego, odpowiedział lapidarnie: „Nie zostałem wezwany”.
Wiedziała, że lepiej nie ciągnąć go za język. Jednak czuła jego niepokój i domyślała się powodu. Jej niepokój potęgował się w miarę, jak upływały dni i nic się nie działo. Nie było proste przyzwyczaić się do stylu monarchy równie powolnego, jak szybki był Karol V.
Minął pełny rok od śmierci cesarza.
Niespodziewanie nadeszła wiadomość, sporządzona dużymi, regularnymi literami królewskiego charakteru pisma. Don Luiz przeczytał ją, westchnął, jeszcze raz przeczytał, odłożył ostrożnie i zwrócił się prosto do żony:
– Obawiam się, że musimy się przygotować na utratę Hieronima – powiedział niezbornie.
Przez chwilę szczerze się przestraszyła. To mogło znaczyć wszystko.
– Stracić go?
– No cóż, nie wiem jeszcze na pewno. Przypuszczalnie przygotuję polowanie w Górach Torozo.
Nie wiedziała, czy być przerażoną czy się śmiać.
– Naprawdę nie rozumiem...
– Nie dziwię się. Ja sam nie rozumiem, ale mam całkiem jasne rozkazy. To będzie pojutrze. Myślę, że... że mogę ci teraz powiedzieć: Król napisał tylko, że chłopcu nadal nie należy nic mówić...
– Nie musisz... – wtrąciła z uśmiechem. – Znam ten sekret od dawna, choć mi nikt tego nie wyjawił.
Wpatrywał się w nią osłupiały.
– Ten sekret potrafi zabić. Od kiedy...
– Od dnia, jak zabrałeś go do cesarza.
– Nie powiedziałaś mi!
– Nie miałam prawa.
Pochylił się ku niej:
– Masz rację, kochana, masz zawsze rację. Jestem ci wdzięczny.
– Lecz co zamierza król? – spytała cicho.
– Pierwszy arystokrata Hiszpanii może zrobić tylko to, co jest stosowne i sprawiedliwe – odpowiedział niemal szorstko. Po chwili dodał: – Nie sądzę, żeby już podjął decyzję.
Wycieczka na polowanie rozpoczęła się o świcie. Hieronim jechał na czarnym koniu, a Juan Galarza, otwierając główną bramę dla kawalkady, zauważył z zadowoleniem, że jego uczeń czegoś się od niego nauczył. Jechał na koniu, a nie tylko był przez niego niesiony: łokcie prawidłowo, ramiona też, nogi tam, gdzie należy – niezależnie od wzrostu rumaka.
Jednej rzeczy Galarza nie mógł zrozumieć z tego, co powiedział mu główny łowczy, don Luiz, pół godziny temu: że miał rozkaz w pewnym momencie pójść fałszywym tropem – tropem wiodącym do klasztoru San Pedro de la Espina.
Główny łowczy nie chciał lub nie mógł powiedzieć więcej. O co chodziło don Luizowi?
Polowanie przebiegało pomyślnie do około dziesiątej. Don Luiz ustrzelił pokaźnego jelenia. Hieronimowi, ku jego niezmiernej radości, pozwolono upolować lisa.
Później jednak główny łowczy poprowadził ich w innym kierunku, z dala od tropu, który wyglądał na doskonały. Przecięli obszerny las i dotarli do polany.
Z oddali rozległ się głos