Włócznia. Louis de Wohl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 14

Włócznia - Louis de  Wohl

Скачать книгу

ma innego sposobu, panie – odrzekł z goryczą Kasjusz. – Nie w takim Rzymie, jaki jest teraz.

      Pretor znów zmarszczył brwi i zaczął uzupełniać dokument.

      – Podpisz tutaj – powiedział do Balbusa. – I tutaj. Teraz podpis młodego człowieka.

      Biorąc rylec do ręki, Kasjusz podniósł wzrok na pretora.

      – Czy mogę cię prosić, panie, o przesłanie tylko tych dwóch dokumentów memu ojcu? Tego o gospodarstwie i tego o spłacie długu, ale nie tego, w którym sprzedaję swoją wolność.

      Pretor odchrząknął.

      – Chyba rozumiem – powiedział. – Dobrze. Ale na jaki adres mam je wysłać? Czy wiesz, gdzie jest twój ojciec?

      – Tak, panie – odrzekł spokojnie Kasjusz. – Jest w swoim gospodarstwie. – Podpisał. Twarz Balbusa wykrzywiła się gniewem.

      Pretor dał pierścień ekwity jednemu z urzędników.

      – Natychmiast zniszczyć – powiedział. – Metal pójdzie do skarbca. – Zwrócił się do Balbusa: – Ten człowiek jest teraz twój. Czy mam kazać naciąć mu ucho?

      – Jak najbardziej – burknął Balbus.

      Był to starodawny znak służebności, choć już nieobowiązkowy, by mieć pewność, że zbiegły niewolnik nie będzie mógł uchodzić za wolnego obywatela. Nacięte ucho było zmartwieniem wszystkich wyzwoleńców, którzy starali się je ukryć pod turbanem, kolczykami albo długimi włosami. Nawet wtedy nigdy nie mieli pewności, że nie będą musieli okazać aktu wyzwolenia każdemu urzędnikowi, który ich o to spyta.

      Kasjusz zazgrzytał zębami. Wiedział, że to dopiero początek licznych upokorzeń, które miały nadejść. Balbus nie był człowiekiem, który zrezygnowałby choć z jednej korzyści, jaką dawała mu transakcja.

      Niższy urzędnik dopełnił rytuału w najprostszy sposób – żołnierskim sztyletem. Kasjusz nawet się nie skrzywił, wiedząc, że Balbus go obserwuje. Urzędnik przyłożył do rany mały opatrunek i wyszedł.

      Balbus i pretor wymienili chłodne uprzejmości. Potem grubas zwrócił się do Kasjusza:

      – Weź mój płaszcz. I idź przede mną.

      Bransoleta w kształcie węża była wielka, złota, wysadzana szmaragdami. Nie zrobił jej wybitny artysta, ale z pewnością dużo kosztowała.

      Klaudia przymierzyła ją.

      – Cudowna – Sabinie zaparło dech z wrażenia. – Nigdy nie dostałaś piękniejszego prezentu. Ten Balbus musi być bogaty jak wielki król Persji.

      – Jest dość bogaty – przyznała Klaudia. Przeglądała się w wielkim lustrze z polerowanego srebra.

      – Zamknęłabym oczy i poślubiła Balbusa, gdybym była Klaudią Prokulą – powiedziała Sabina.

      – Ja też – wycedziła Klaudia – gdybym była Sabiną. – Zdjęła bransoletę i położyła na małym stoliku inkrustowanym skorupą żółwia. – Włóż ją do pudełka i odeślij mu.

      – Odesłać? – przeraziła się Sabina. – Oszalałaś, dziecko. Za tę bransoletę dostałabyś…

      – Są przy niej sznurki, Sabino. Balbus jest człowiekiem, którego prezenty zawsze do niego wracają, w ten czy inny sposób. Nie, nie chcę słyszeć żadnych argumentów. Czy tyle ci zapłacił, żebyś się za nim wstawiła? Odeślij ją.

      W drzwiach starsza kobieta odwróciła się.

      – Którą tunikę mam przygotować na dzisiejsze przyjęcie u pani Pomponii? Tę z frędzlami czy turkusową?

      – Żadną z nich. Nową, w kolorze ametystu.

      Sabina uniosła umalowane brwi.

      – Mam nadzieję, że warto – powiedziała i pospiesznie wyszła.

      Klaudia westchnęła. Już czas pozbyć się tej kobiety. Ale nie dzisiaj. Dziś nie może się zdarzyć nic przykrego. Musi mieć się na baczności i wyglądać jak najlepiej na przyjęciu u Pomponii.

      Pomponia odwiedziła ją dziś rano tylko po to, by się upewnić, że przyjdzie – Pomponia, która zawsze wstawała dopiero wczesnym przedpołudniem.

      – Droga Klaudio, twoja obecność jest dziś wieczorem niezbędna. Obiecałam pewnemu mężczyźnie, który właśnie otrzymał prowincję na Wschodzie, że przyjdziesz. Jest w tobie zakochany do szaleństwa.

      – Och, przyjdę, droga Pomponio. Chyba wiem, o kim mówisz, choć on z pewnością nie jest już w wieku, w którym mężczyźni zakochują się do szaleństwa.

      – Mylisz się, moja droga. A poza tym…

      – Tak?

      Twarz Pomponii, podobna do lalki, miała poważny wyraz.

      – Poza tym mam powód, by sądzić, że najważniejszy człowiek w Rzymie byłby zadowolony, gdybyś zdecydowała się poślubić człowieka, o którym mówię.

      – Sejan ci to powiedział?

      – Bardzo wyraźnie, Klaudio.

      Dlaczego Sejan chciał, by poślubiła tamtego? Daremnie jednak byłoby próbować odgadnąć, co dzieje się w umyśle wielkiego człowieka. Ostatnią rzeczą, jaką chciała na siebie ściągnąć, była jego wrogość. Poza tym człowiek, którego dla niej wybrał, nie był ani brzydki, ani biedny, a ona miałaby pozycję, której mogłoby jej zazdrościć wiele kobiet.

      Nie wolno jednak myśleć o młodym Kasjuszu.

      Znowu westchnęła.

      „Szkoda, że nie stać mnie na szaleństwo”, pomyślała.

      Rozdział szósty

      Spurio obserwował trening swoich ludzi. W dzisiejszych czasach nawet praca lanisty w jednej z czterech sławnych szkół gladiatorów w Rzymie nie była zbyt atrakcyjna – nie z tymi skrofulicznymi słabeuszami na cienkich nogach, którzy uchodzili za gladiatorów, bo prowincje zatrzymywały najlepszych dla siebie, zamiast wysyłać ich do Rzymu, gdzie było ich miejsce. Ale praca lanisty w szkole prywatnej była powolną torturą. Nie musiałeś się bawić w ciuciubabkę z edylem, który zawsze oczekiwał, że w ciągu pary miesięcy zrobisz z niczego towar pierwszej klasy, ani dyskutować z wyperfumowanymi młodymi patrycjuszami, którzy udawali miłośników i znawców sportu. Ale dostawałeś najgorsze szumowiny świata, bo nie mogłeś skorzystać z pomocy urzędników, którzy przeczesywali wszystkie wpływające statki z niewolnikami w poszukiwaniu potencjalnego materiału. Nie dostawałeś sutych łapówek, które trafiały do Wielkiej Czwórki od prawdziwych entuzjastów sportu ani złotych monet stusestercjowych, które nawet te perfumowane chłystki zostawiały w zamian za pozwolenie im, by podziwiali

Скачать книгу