Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 19
Aper pokręcił głową, gdy Kasjusz odwrócił się i poszedł do miejsca, w którym upadł Euforus. Coś leżało na piasku – amulet, który usiłował sprzedać. Czy ten, który pomagał na stal wroga czy też ten, który odpędzał demony? Nieważne. Czy nie było w nim trzech nici z płaszcza Marsa? Zapewne oszustwo. Ale nie można być pewnym. Podniósł go i ukrył w pasku.
Minęła pełna godzina, zanim wrócił Spurio.
– Co wy sobie myślicie, tak stojąc bezczynnie i się gapiąc? Wracać do treningu, małpy.
– Jak się czuje starzec, lanisto? – zapytał Aper.
Spurio spojrzał na niego.
– To twój wujek czy dziadek, że tak się o niego martwisz? Nic mu nie jest. Dałem mu czarkę wina i odszedł, śpiewając. Ty też zaśpiewasz, jeśli nie weźmiesz się zaraz do roboty. Możesz ćwiczyć z Polemonem.
To, co powiedział o Euforusie, nie było oczywiście prawdą. Coś mu zrobili. Nie pozwoliliby mu odejść, nawet gdyby mógł. Najprawdopodobniej już nie żył. Z pewnością wezwali Balbusa – to tłumaczyło tak długą nieobecność Spurio.
Kasjusz podszedł do lanisty.
– Jedno pytanie – rzekł ściszonym głosem. – Czy to ty zabiłeś mojego ojca?
Spurio zmierzył go wzrokiem.
– Oszalałeś czy co?
– Zabiłeś mojego ojca? – powtórzył Kasjusz.
Lanista parsknął śmiechem.
– Kimkolwiek jest lub był twój ojciec, na pewno żałuję, że nie zabiłem go, nim ciebie spłodził. – Potem dodał nieco głośniej: – Mam dla ciebie nowinę. Szlachetny Balbus postanowił, że ty będziesz walczył w igrzyskach plebejskich zamiast Polemona.
Trak zawył z wściekłości.
– On? Ta głupia małpa? Jest za słaby, by walczyć z kobietą…
– Zamknij się! – ryknął Spurio.
– Chyba rozumiem – powiedział Kasjusz z błyszczącym wzrokiem. Odwrócił się gwałtownie i odszedł.
– Obiecałeś mi tę walkę, lanisto! – krzyknął Polemon. – Obiecałeś mi tę walkę…
– Przestań na mnie wrzeszczeć – rzekł Spurio z ponurym uśmiechem. – Nawet nie wiesz, ile miałeś szczęścia.
– Co masz na myśli?
– Przyszła lista edyla – powiedział Spurio. – Czy wiesz, kto miał być twoim przeciwnikiem?
– Kto?
– Bakulus.
Trak zaniemówił. Bakulus był najsławniejszym rzymskim gladiatorem z nieprzerwaną serią dwudziestu siedmiu zwycięstw. A jego ofiary nigdy nie przeżywały – nikt nie kierował dla nich kciuka w górę. Motłoch uwielbiał elegancję, z jaką Bakulus uśmiercał swoich przeciwników przy opuszczonych kciukach, a sam mistrz ceremonii kiwał głową z podziwu.
– Lepiej on niż ja – wymamrotał Polemon.
– Tak się składa – rzekł Spurio – że nie jesteś jedynym, który tak uważa.
Igrzyska plebejskie były bardzo udane. Sejan, siedzący jako przedstawiciel cesarza na tronie ze złota i kości słoniowej w suggestum, honorowej loży, skonstatował ten fakt z zadowoleniem.
Był przystojnym mężczyzną o chłodnej twarzy, wysokim i wciąż szczupłym, a galowy mundur gwardii pretoriańskiej świetnie na nim leżał. Ludzie, którzy go dobrze nie znali, sądzili, że jego prezencja była głównym powodem szybkiego awansu. Miał wygląd reprezentacyjnego wojownika – bardziej wojownika-dworzanina niż dowódcy w polu – ale kroniki pokazywały, że wyróżniał się wielką odwagą w walkach zarówno w Germanii, jak i Panonii. Tyberiusz, który nie ufał nikomu, ufał Sejanowi. Była to zagadka, która zdawała się nie mieć rozwiązania.
Tym, z czego ludzie często nie zdawali sobie sprawy był fakt, że Sejan stworzył i wprowadził w życie system skutecznych rządów. We wcześniejszych latach Tyberiusz mógł liczyć na pomoc tej zadziwiającej starszej damy, cesarzowej-matki Liwii. Rządziła swoim mężem, boskim Augustem, niemal do samego końca, który zdaniem niektórych sama przyspieszyła, kiedy zaczął wycofywać się z jej dalekosiężnych planów. Potem próbowała rządzić Tyberiuszem, a on przez lata zmuszony był tolerować jej współwładzę. Niełatwo było z nią wytrzymać, ale kiedy zmarła, Tyberiusz stwierdził, że jego praca została niemal podwojona, tyle wzięła na siebie.
To właśnie wtedy wkroczył Sejan ze swoim godnym podziwu systemem. Pracował nad nim długo, nim pokazał go imperatorowi, który zobaczył wówczas, jak mądrze Sejan zorganizował sprawy państwa, tak, by tylko naprawdę ważne sprawy trafiały do cesarza. Tyberiusz wypróbował go i stwierdził, że działa dobrze. Przez lata robił niespodziewane inspekcje i kontrole – by zawsze stwierdzić, że Sejan niczego ważnego nie pominął i tylko chronił go przed zalewem nieistotnych spraw, którymi równie dobrze mogli się zająć jego podwładni.
I do tej pory raporty Sejana przychodziły codziennie na Capri, gdzie stary człowiek odpoczywał teraz wśród dziwnych ludzi, których towarzystwo bardzo lubił: greckich, egipskich i perskich lekarzy, filozofów i astrologów, wraz z wiernym Trasyllusem, który dzielił kiedyś jego dobrowolne wygnanie na Rodos, gdzie przebywał przez siedem lat. Niektórzy mówili, że miał jeszcze dziwniejsze towarzystwo – różnej maści degeneratów – ale zawsze znajdą się ludzie, którzy powiedzą coś takiego.
Teraz Sejan musiał wykonywać całą pracę, jaką Tyberiusz i Liwia robili razem. Zorganizował jednak Castra Praetoria jako ośrodek kierowniczy cesarstwa, a w wieku lat pięćdziesięciu nadal był pełen energii i wigoru. Mimo to rzadko uczestniczył osobiście w wydarzeniach publicznych. To były pierwsze igrzyska, którym przewodniczył, i cieszył się, że jak dotąd wszystko bardzo dobrze się układa. Igrzyska plebejskie nie były najważniejsze – nie tak, jak wielkie święta religijne, jak saturnalia czy floralia, albo rzymskie igrzyska ku czci miasta i jego bogini-patronki. Ale służyły uspokajaniu ludności – szczególnie wtedy, gdy brakowało mąki lub wzrastały podatki.
W rzeczy samej, igrzyska zawsze były ważne. Były środkiem, przez który władca mógł nawiązać kontakt z masami, a one mogły stworzyć lub zniszczyć jego popularność. Tutaj w cyrku – i pewnie tylko tutaj – lud rzymski wciąż miał coś do powiedzenia i strzegł tego przywileju zazdrośnie i czujnie. Często kilkusetosobowy chór zanosił skargi lub petycje do cesarskiej loży – a wtedy władca musiał natychmiast dać odpowiedź. Ponad wszystko obowiązkiem władcy było dopilnować, żeby masy dostały wszystko, czego oczekują od igrzysk, a jeśli to możliwe, nawet trochę więcej.
A oni chcieli dużo. Tak dużo, że wielu organizatorów igrzysk rujnowało się, próbując zapewnić wszystko, co niezbędne. Edyl musiał sprowadzać dzikie zwierzęta z wszystkich krajów i kontynentów świata: lwy z północnej Afryki, lamparty z Etiopii, tygrysy z legendarnego niemal kraju