Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 20
Było wręcz niepoważne, że spędzało się tyle czasu nad takimi rzeczami, a jednak konieczne. Popularność była ważna dla władcy. A popularność w dużym stopniu zależała od igrzysk. Wszyscy edylowie byli głupi – albo nielojalni. Utopiliby miliony we własnych przepastnych kieszeniach i zaimprowizowali jakiś spektakl w nadziei, że nikt nie zauważy różnicy. Nie można było pozostawić tego edylom.
Tłum klaskał z entuzjazmem, kiedy woda płynęła na arenę z dwunastu wielkich rur. Naumachia, czyli udawana bitwa morska, była ulubionym przedstawieniem, a pokazanie jej na igrzyskach plebejskich stanowiło nowość. Zwykle rezerwowano tę atrakcję dla Circus Maximus ze względu na jego znacznie większe techniczne możliwości.
Dwa wielkie statki o dość płaskim dnie zepchnięto do wody. Jeden wyglądał jak dokładna replika wojennej rzymskiej biremy, drugi jak okręt cudzoziemski. Mistrz ceremonii oznajmił, że jest to oryginalny statek piracki, zdobyty przez rzymską eskadrę na Morzu Egejskim i obsadzony przez jego autentyczną załogę, która teraz miała walczyć o życie przeciw równej liczbie rzymskich przestępców, rozbójników, złodziei i przynajmniej jedenastu prawdziwych morderców, razem z tym, który zabił siedmiu ludzi, zanim go schwytano, i który teraz był „kapitanem” statku rzymskiego.
Tłum klaskał z entuzjazmem, a Sejan się uśmiechał.
Pojawili się piraci i powitano ich gwizdami; obsadzili statek i zaczęli podnosić żagle. „Rzymianom” zgotowano szyderczy aplauz. Ale gdy ucichł hałas, usłyszano poirytowany głos:
– Hańba! Hańba!
Dobiegał z trybun zarezerwowanych dla oficerów armii.
Sejan rozpoznał wojowniczą twarz starego Cinny, dowódcy dwudziestego pierwszego legionu.
– Przestępcy przebrani za rzymskich żołnierzy! – krzyczał Cinna. – Hańba!
Ten incydent rozbawił tłum, ale Sejan uśmiechnął się niepewnie, a potem zmarszczył brwi.
Twarz starego Cinny była purpurowa i jeszcze coś wykrzykiwał, ale nikt już nie słyszał jego słów, bo statki ruszyły na siebie i tłum zaczął wrzeszczeć:
– Staranujcie ich, Rzymianie, staranujcie!
Balbus wszedł po schodach do loży Sejana. Promieniał.
– Najlepsze igrzyska, jakie widziałem w życiu, szlachetny Sejanie.
– Nonsens, przyjacielu, ale przyznaję, że wszystko dobrze idzie. Czy postawiłeś zakład na któryś ze statków?
– Na Rzymian, oczywiście, i oni wygrają – patrz, tam.
Długi żelazny dziób rzymskiej biremy wbił się z ogłuszającym trzaskiem w statek piracki, Rzymianie wdarli się na pokład i rozpoczęła się masowa rzeź. Tłum szalał z zachwytu.
– Twój człowiek będzie zaraz po tym – rzekł ze spokojem Sejan.
Balbus skinął głową.
– Młoda żmija podąży za starą. Dostałeś, oczywiście, mój raport o starym.
– Tak.
Oczy śniętej ryby, pomyślał Balbus. Może nie był to najlepszy moment, by o to prosić. Podjął jednak decyzję – dość trudno było spotkać tego człowieka samego.
– Jeżeli jesteś uprzejmy pamiętać, Sejanie, prosiłem cię o małą przysługę – o twoje słowo w moim imieniu do szlachetnej pani Klaudii Prokuli.
Znów rybie oczy. Oczy śniętej ryby. Tylko usta się uśmiechały.
– Pamiętam o tym, Balbusie. Chciałbym móc spełnić twoją prośbę, ale niestety nie mogę.
– N-nie?
– Wykluczone, przyjacielu. Widzisz, pani Klaudia Prokula wychodzi za mąż. Może nawet wyszła dzisiaj albo wczoraj? Jedno lub drugie, nie pamiętam. Chyba wygrałeś swój zakład.
To dlatego nie mógł się zobaczyć z Klaudią. Zamężna. Balbus wbił paznokcie w dłonie.
Tłum wył szaleńczo. Greccy piraci zostali wybici do nogi.
– Za kogo, Sejanie?
– Co? A, tak. Miała być tu dzisiaj z mężem. Później zjeść ze mną kolację. Wyruszają wkrótce za morze. Mój stary przyjaciel Gratus wraca z Judei – skończył się jego czas, ku jego wielkiej uldze. Mąż Klaudii jest nowym prokuratorem. Jestem pewien, że ona będzie mu ozdobą. Nie rób takiej zawiedzionej miny, stary przyjacielu. Bardzo mi przykro, że nie mogłem ci w tym pomóc, ale oni się poznali i nie mogłem się wtrącać. Niedobrze jest wysyłać na prowincję wysokiego urzędnika żywiącego urazę, prawda? Może gdybyś mi przedstawił swoje życzenie parę miesięcy wcześniej – ale teraz jest za późno, to już się stało. O właśnie, ona tam jest; są oboje, właśnie wchodzą, mocno spóźnieni. Cóż, państwo młodzi.
Woda wypływała z areny i trysnęły strumienie z fontann – w każdej części amfiteatru znajdowała się jedna.
– Perfumowana woda – powiedział wesoło Sejan. – Czują się przez to, jak gdyby należeli do wyższych klas, a wyższe klasy mniej cierpią z powodu ich zapachu. Nie, nie, Balbusie, nie idź jeszcze – razem obejrzymy śmierć młodej żmii. Zaraz się tu pojawi. I nie martw się, człowieku – nie ma kobiet niezastąpionych. Kiedy poślubiłem Apikatę, myślałem, że już nigdy nie dotknę innej kobiety, a teraz cieszę się, że się jej pozbyłem. Wzdrygam się na samą myśl o niej. Taka jest kolej rzeczy, przyjacielu, taka kolej rzeczy. Nie jesteś dwudziestoletnim chłopcem, Balbusie, tylko człowiekiem światowym.
Uśmiech był teraz przymilny; nawet Sejan nie chciał mieć wroga w milionerze. Ale jego oczy pozostały zimne jak u śniętej ryby.
Balbus próbował odwzajemnić uśmiech. Nawet milioner nie mógł ryzykować wrogości Sejana.
– Ty też zjesz ze mną kolację – powiedział dostojnik. – Przywitasz się z tą damą i jej mężem, będziesz im życzył szczęścia, pokażesz, jak mało cię to obchodzi, a jutro przyślę ci trzy dziewczyny, które kupiłem w zeszłym tygodniu – uwierz mi, nigdy nie widziałeś czegoś podobnego. Fidiasz wziąłby je na modelki. Ćwiczyła je sama Melissa. Jesteś dobrym przyjacielem, Balbusie. Nie zapominam o dobrych przyjaciołach.
Trochę za łaskawie. O wiele za łaskawie. Co się za tym kryło?
– Każę wywołać ciebie jako właściciela młodej żmii – rzekł Sejan.
To był prawdziwy zaszczyt. Balbus ukłonił się, myśląc gorączkowo. Sejan rozmawiał z nim, jak gdyby byli równi, jakby chciał wyraźnie pokazać, że są równi. Straciłeś kobietę, cóż, ja też straciłem swoją, a raczej się jej pozbyłem – taka jest kolej