Włócznia. Louis de Wohl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 22

Włócznia - Louis de  Wohl

Скачать книгу

Kasjuszowi dużo czasu. Na pewno ją widział. Musiał ją widzieć. I wyglądał tak spokojnie, wyzywająco i dumnie. Wiedział, że ona go obserwuje. Wyobrażał sobie, że musi ocalić jej życie tamtego wieczora, kiedy rzucał włócznią nad głowami ludzi w srebrną tarczę. Czy nie mógł tego powtórzyć?

      – Cóż, może zrobi nam wszystkim niespodziankę – powiedziała głośno.

      Jej mąż uśmiechnął się pobłażliwie i zaczął opowiadać o swoich przeżyciach w Germanii.

      – Nigdy nie zapomnę niekończącego się marszu przez las, zawsze w ciemnościach, deszczu, mżawce, wśród krzyków i rzucanych znikąd kamieni i cheruskich łuczników celujących w naszych oficerów. Biedny stary Warus – same złe nowiny, straty w straży przedniej, straty w straży tylnej. Byłem wtedy mężczyzną w kwiecie wieku, trzydzieści sześć lat. Dwa razy zabili pode mną konia, próbując mnie dostać.

      – Biedactwo – powiedziała z roztargnieniem Klaudia.

      – Odbyliśmy naradę wojenną w tym deszczu – ciągnął. – Warus miał zdecydować, czy idziemy dalej, czy robimy odwrót, ale on chciał najpierw usłyszeć naszą opinię. Trzymał się dzielnie, starając się sprawić wrażenie, że jest panem sytuacji, ale ja widziałem, że zmaga się ze sobą. Myślał, oczywiście, o konsekwencjach politycznych, nie mniej, niż o militarnych. Byliśmy tam, by ukarać zbuntowane plemiona. Gdyby nas zmusiły do odwrotu, do władz w Rzymie trafiłyby raporty: nieudolność, nieskuteczność, tchórzostwo, wszystkie takie rzeczy. Warus nie radził sobie najlepiej w Syrii – krążyły plotki o wymuszeniach. To mógł być koniec jego kariery. Musiał podjąć decyzję. Cóż, zrobił to – i podpisał wyrok śmierci na siebie i dwadzieścia tysięcy ludzi. Problem w tym, że dał się wmanewrować w sytuację, w której musiał podjąć decyzję. Wielki błąd. Fatalny błąd. W parę dni później nie żył, samobójstwo. To lepsze niż powolne tortury – a Cheruskowie znali dość wymyślne. Uciekłem, bo byłem ze strażą tylną. Przedarliśmy się, kiedy Germanie myśleli, że wszystko skończone. – Westchnął. – Miałem szczęście, że się wydostałem, i potrójne szczęście, że nie byłem na miejscu Warusa. Tamta decyzja – szokująca odpowiedzialność…

      Gdy umilkł, Klaudia pogłaskała jego dłoń. Nie słuchała go tak naprawdę, ale wyczuwała instynktownie, że potrzebuje jej współczucia. Tamto doświadczenie zdawało się go prześladować.

      – Są już gotowi – powiedziała. – Patrz!

      W dole na arenie obaj walczący stanęli naprzeciw siebie.

      – Dobrze, młodziku – rzekł przyjaźnie Bakulus. – Upiększanie się zajęło ci więcej czasu niż większości dziewcząt, które znam.

      Kasjusz milczał. Myślał. Gdy wyszedł na oślepiające słońce, czuł się zdrętwiały i ociężały i nie dbał o to, co się stanie. Gdzieś tam na górze siedział Sejan. Musiał do niego podejść i pozdrowić go, pozdrowić tę świnię, tego mordercę. Już oddał mu honory. Pozbyłeś się, Sejanie, ojca i syna, choć bogowie jedni wiedzą, czemu ci tak na tym zależało – jeśli istnieją jacyś bogowie. Pozbyłeś się nas, tłusty Balbusie. Ale najpierw musiał wymienić parę ciosów z kimś o imieniu Bakulus. Słyszał o nim – bo któż nie! Bakulus nie będzie potrzebował dużo czasu. Nie widział Klaudii ani o niej nie myślał.

      Wtedy usłyszał jakiś krzyk, Sejan wydał rozkaz i podali mu zbroję armii. Kiedy zaczął ją wkładać, zaczął też myśleć. Miecz, włócznia, pilum, wszystkie trzy. Tarcza. Z miejsc oficerów dobiegły go krzyki;

      – Dalej, żołnierzu! Pokaż mu, żołnierzu, co potrafi armia!

      Nigdy się nie przyzwyczaił do broni gladiatora. Ten ekwipunek znał. Nosił go przez parę lat. Pilum zawsze używano w ten sam sposób, nie do zranienia czy zabicia przeciwnika, lecz po to, by rzucić nim w jego tarczę, by w niej utkwiła i uczyniła ją bezużyteczną. Trzeba było po prostu ją upuścić. Pilum służyło właśnie do tego – taka była jego funkcja. A kiedy przeciwnik rzucał tarczę, przychodził czas na krótką włócznię.

      Bakulus oczywiście o tym wiedział. Wiedział, nawet jeśli nigdy nie służył w armii, a prawdopodobnie nie. Wiedział o tym i tego się spodziewał. Co zatem zrobi? Mógł zrobić tylko dwie rzeczy, z których jedna była oczywista, naturalna i łatwa, a druga dość trudna i efektowna, coś, co spodobałoby się widzom. Dlatego prawdopodobnie to właśnie zrobi.

      Jeżeli tak, jest jakaś szansa – niewielka, ale zawsze szansa. Oczywiście, jeśli się nie uda, będzie zgubiony.

      Ten Bakulus nie był Spurio, Balbusem ani Sejanem. Nie jego wina, że musiał z nim walczyć. Był jednak najdalszym końcem ręki Sejana. Byłoby zabawnie zepsuć plan wielkiego pana.

      Nawet duchy potrafią nienawidzić.

      Stanęli naprzeciw siebie w odległości dwudziestu metrów. A Bakulus – Bakulus uśmiechnął się i nie poruszył. Czekał na pilum, dając małemu żołnierzowi szansę, by zrobił to, co mu pozostało.

      Tarcza Kasjusza upadła z głuchym odgłosem, gdy wypuścił ją z lewej ręki. Przez twarz gladiatora przemknął wyraz niemal współczucia – więc wiesz, że pierwszy rzut albo nic, zdawał się mówić.

      Wtedy Kasjusz rzucił pilum. Tak, jak się domyślał, Bakulus nie uskoczył na bok, by pilum spadło obok niego, lecz odbił je lekkim uderzeniem miecza i upadło…

      Kiedy Bakulus obserwował lot pilum w swoją stronę, Kasjusz rzucił lewą ręką krótką włócznię. Nim Bakulus zdał sobie sprawę z drugiego rzutu, włócznia przebiła jedyne parę centymetrów muskularnej szyi między górną krawędzią tarczy a metalowym brzegiem hełmu gladiatora – odsłonięte, gdy obrócił głowę, by uderzyć pilum. Gladiator upadł.

      Wszystko stało się tak szybko, iż zdawało się, że jego ciało dotknęło piasku areny razem z pilum, tą niewinną, zdradziecką przynętą…

      Chlusnął strumień krwi, fontanna krwi. Stopy Bakulusa uderzyły parę razy w piasek i znieruchomiały. Na chwilę zapadła całkowita cisza.

      Potem zerwał się krzyk. Z setki tysięcy gardeł wyrwało się wycie, krzyki, wrzask. Ludzie wstali z miejsc, podskakując jak szaleńcy.

      Kasjusz stał oszołomiony. Zaplanował to, wszystko przemyślał, a teraz to się stało, a on nic z tego nie rozumiał.

      Sejan wahał się w swojej loży. Wiedział, że zaczną domagać się wolności dla młodej żmii, jak tylko przestaną wrzeszczeć dla samego wrzasku. Wiedział, że nie może się sprzeciwić ich życzeniu. Będzie musiał je spełnić. To był pech. Tak nienawidził nieprzewidzianych sytuacji. Nie można było winić Balbusa. To miał być walkower dla Bakulusa. Spryciarz, ten pomysł, by rzucić pilum i krótką włócznię niemal jednocześnie, używając obu rąk. Stary Cinna głośno wiwatował, a wszyscy oficerowie razem z nim. I zaczęły się te krzyki o litość, o wolność, o wyzwolenie.

      Ale gdy ten młody włócznik zacznie biegać wolno po Rzymie… Stanie się bohaterem plebsu, przynajmniej na parę najbliższych miesięcy. Zdobędzie poparcie, pieniądze, może władzę.

      Balbus spojrzał na Sejana i twarz mu się wykrzywiła strachem i gniewem.

      Sejan uśmiechnął się do niego.

      – Mam

Скачать книгу