Spętani przeznaczeniem. Вероника Рот

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот страница 16

Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот

Скачать книгу

Noavek.

      – Interesująca teoria – ocenia Isae.

      – Nie widzę powodu, byś miała mnie okłamywać, sugerując, że na arenie to Cyra popełniła zbrodnię. Chyba że chroniąc siebie, panno Benesit – dodaje Przewodniczący. – Problem w tym, że gdyby prowadzono przeciwko tobie śledztwo w sprawie zaplanowanego zabójstwa samozwańczego suwerena, musiałabyś oddać władzę nad Thuvhe aż do chwili uniewinnienia.

      – Żeby wyjaśnić sytuację… – wtrąca Ast, patrząc na niego spode łba. – Czy właśnie grozisz wciągnięciem Isae w biurokratyczne nonsensy, żeby wymusić na niej zrobienie tego, czego od niej oczekujesz?

      Przewodniczący Stowarzyszenia jedynie się uśmiecha.

      – Jeśli chcesz, bym przejrzał waszą deklarację wojny przed wysłaniem jej ludowi Shotet, z przyjemnością rzucę na nią okiem – mówi. – A teraz muszę się oddalić. Miłego dnia, panno Benesit, panno Kereseth… I tobie, Ast.

      Jego głowa skłania się trzykrotnie, po razie dla każdego z nas. Po chwili już go nie ma. Spoglądam na Isae.

      – Czy on naprawdę to zrobi? – pytam. – Oskarży cię o morderstwo?

      – Nie wątpię. – Isae krzywi się. – Idziemy!

      ROZDZIAŁ 9 CYRA

      – CYRA! – TEKA NA MÓJ WIDOK UNIOSŁA BREW. Stała właśnie przed niewielką łazienką znajdującą się na pokładzie naszego statku. Niedawno wstałam na moją zmianę. Miałam na sobie jedynie bieliznę oraz sweter z poprzedniego dnia. Szukałam w magazynku zapasowego kombinezonu mechanika, unikając jednocześnie jej wzroku. Kończyły nam się ciuchy. Na szczęście nowe mieliśmy dostać na Ogrze.

      Teka chrząknęła. Opierała się o ścianę z rękami założonymi na piersiach. Czarna łatka zasłaniała jej brakujące oko.

      – Nie muszę martwić się, że w przyszłości zacznie tu biegać jakaś krzyżówka Keresethów i Noaveków, prawda? – zapytała i ziewnęła. – Ponieważ bardzo bym tego nie chciała.

      – Nie musisz – fuknęłam. – Takiego ryzyka bym nie podjęła.

      – Nigdy? – Skrzywiła się delikatnie. – Istnieje coś takiego jak „antykoncepcja”, wiesz?

      Pokręciłam głową.

      – Nie ma nic pewnego.

      Lekko kpiące spojrzenie, jakim na ogół obdarzała mnie, zniknęło, ustępując miejsca powadze.

      – Mój dar nurtu… – odpowiedziałam i uniosłam dłoń, pokazując jej cienie krążące po moich palcach, sprawiające mi ból – …to przecież instrument tortur. Myślisz, że zaryzykowałabym podarowanie ich osobie rosnącej wewnątrz mnie? Nawet jeśli ryzyko jest małe? Nie!

      Pokiwała głową.

      – To uczciwie z twojej strony.

      – Właściwie… – dodałam – to nie jest jedyną rzeczą, jaką można robić z drugą osobą.

      Jęknęła i zasłoniła twarz rękami.

      – Nie prosiłam cię o tak szczegółowe informacje – powiedziała zduszonym głosem.

      – Więc nie zadawaj pytań, geniuszu!

      W końcu znalazłam zakopany pod stertą ręczników świeży kombinezon mechanika. Wyprostowałam się, przymierzając go do siebie. Nogawki okazały się zbyt długie, więc musiałabym je podwinąć, ale jako całość nadawał się. Ponownie zanurzyłam się w ręcznikach, tym razem szukając bielizny.

      – Kiedy wreszcie dotrzemy na Ogrę? – zapytałam. – Wkrótce skończy nam się jedzenie.

      – Jedzenie i papier toaletowy. Woda z recyklingu też zaczyna dziwnie pachnieć – zgodziła się Teka. – Myślę, że przeżyjemy, jeśli nie będziemy podjadać. Czeka nas jeszcze kilka dni…

      – Usprawnienia statku robią wrażenie – stwierdziłam. Znalazłam parę nieco zbyt dużych majtek wciśniętych w róg jednej z półek. Przycisnęłam zwinięte w kulkę ciuchy do piersi, gdyż przez plecy przeszedł mi ból. – Sama je zrobiłaś?

      – Jorek mi pomógł – odpowiedziała i nieco posmutniała. – Nie wiem, gdzie teraz jest. Miał upewnić się, że na Voa jego matce nic nie grozi, a potem wysłać mi wiadomość.

      Nie znałam dobrze Joreka, lecz wiedziałam, że jest bardziej cnotliwą duszą niż jego ojciec i że najwyraźniej został banitą. Nie próbowałam jej uspokoić. Moje słowa byłyby puste.

      – Na Ogrze sporo się dowiemy – oświadczyłam. – Choćby to, co dzieje się z Jorekiem.

      – Tia… – Teka wzruszyła ramionami. – Zabieraj się na pokład nawigacyjny, Noavek. Koniec przerwy!

      Kilka następnych dni minęło mi jak w mgle. Większość czasu spędziłam, śpiąc w kambuzie tuż obok zlewu lub siedząc na fotelu pierwszego oficera, kiedy Akos miał swoją zmianę. Ta część kosmosu została chyba tak zaprojektowana, by doprowadzać nas do szaleństwa. Była zupełnie nieinteresująca. Niebo ciemne, pozbawione gwiazd, planet czy dryfujących statków, które mogłyby przełamać monotonię otoczenia. Wszystko kompletnie płaskie. Często sprawdzałam mapę nawigacyjną, by się upewnić, czy nie stoimy.

      Większość czasu, którego nie przespałam i nie przesiedziałam na fotelu kapitana, spędziłam z Teką, próbując zapomnieć o moim darze nurtu. Nauczyła mnie pewnej gry, w której normalnie wykorzystywało się kolorowe kamienie, my jednak używałyśmy fasolek z kambuza. Narysowałyśmy na nich kropki, by jakoś je rozróżnić. Bardzo często kłóciłyśmy się, która fasolka jest która, ale zaczęłam postrzegać te kłótnie jako oznakę przyjaźni z Teką. Nie przeszkadzały nam, dopóki nikt nie wychodził w nerwach. Czasami Akos wpadał do nas przed snem, siadał blisko mnie i wsuwał nos w moje włosy, zwłaszcza kiedy sądził, że Teka tego nie zauważy. Zawsze widziała.

      Kiedy mogłam, spędzałam z nim czas, znajdując coraz nowsze miejsca, które można pocałować. Nasze pierwsze intymne kontakty kończyły się dziwacznym śmiechem i niewygodnym wierceniem się – uczyłam się dopiero, jak dotykać drugą osobę, a w szczególności jak dotykać jego. Uczenie się tego wszystkiego jednocześnie okazało się trudne, ale ćwiczyliśmy z radością.

      Pomimo jego powracających koszmarów – nie zrywał się z krzykiem, lecz budził ze spoconym czołem, cały drżąc – oraz mojej tęsknoty za bratem zamienionym w potwora znajdowaliśmy w sobie okruchy szczęścia, budowane głównie na ignorowaniu wszystkiego dookoła. Działało.

      To znaczy działało, dopóki przed nami nie pojawiła się Ogra.

      – Dlaczego… – zapytała Teka, patrząc się na czarną dziurę planety, w której stronę zmierzaliśmy – …ktoś w ogóle chciał się tu osiedlić?

      Akos zaśmiał się.

      – To

Скачать книгу