Śledztwo Setnika. Davis Bunn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn страница 15
– Chodzi ci o Proroka?
– Setniku, ciesz się, że ten mały dramat cię ominął – niedbały sposób bycia Linuksa przybrał odcień powagi. – Procula uważa, że to przyniesie Piłatowi upadek, co z kolei martwi gubernatora jak nic do tej pory – to mówiąc, wrzucił resztki jedzenia do ogniska. – Sny i kobiety. Jak oliwa wlana do ognia.
– Opowiedz mi, co się stało.
Linuks siedział cicho na tyle długo, że Alban przypuszczał, iż oznacza to grzeczną odmowę. Kiedy przemówił, jego głos był tak cichy, że Alban musiał się wysilać, żeby go usłyszeć przy trzaskającym ogniu.
– Ile widziałeś ukrzyżowań?
– Wystarczająco – choć Alban nigdy nie skazał nikogo na ukrzyżowanie, jego poprzednik był znany z zasypywania całego regionu krzyżami. Znaki drogowe do prawidłowych zachowań – tak je nazwał stary setnik w dniu, gdy Alban przejmował jego stanowisko. Postaw wystarczająco dużo takich znaków, a nawet Judejczycy nauczą się odczytywać przesłanie Rzymu – dodał.
– Ja widziałem zbyt wiele okropnych zabójstw – kontynuował Linuks. – Cesarz Tyberiusz jest znany z krzyżowania swoich wrogów. Ale czegoś takiego w życiu nie widziałem; ani takiego procesu, który je poprzedzał. Judejska rada starszych, Sanhedryn – wiesz coś o nich?
– Jedynie znam nazwę.
– Ale słyszałeś, jak walczą między sobą, tak? Sanhedryn składa się z dwóch ugrupowań: faryzeuszy i saduceuszy, które się wzajemnie nienawidzą – Linuks potrząsnął głową. – Ale tamtego dnia przyszli razem i stanęli na dziedzińcu u Piłata jak jeden mąż. Wykrzykiwali te same słowa powtarzane na ulicach przez tłumy, które opłacili z własnej kieszeni. Jeszcze trochę i doszłoby do zamieszek. W kółko krzyczeli: „Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go!” Piłat kazał Go ubiczować w nadziei, że to zaspokoi ich żądzę krwi. Ale zagrozili gubernatorowi otwartą rewoltą. Umył ręce. Rada wygrała. Prorok sam zaniósł swój krzyż na Golgotę.
Twarz Linuksa pociemniała w żarze ogniska.
– Wysłano mnie na południe, żebym coś załatwił. Właśnie wracałem przez Bramę Lwów, gdy to miało miejsce. Znienacka zrobiła się burza, taka, że sobie nie wyobrażasz. Niebo było ciemne niczym sny Proculi. Wiatr smagał ze wszystkich czterech stron świata. A potem ziemia się zatrzęsła. Doświadczyłem już wcześniej trzęsień ziemi, ale tym razem zdawało się, jakby świat wydawał ostatnie tchnienie.
Alban poczuł okropny lęk, jak za pierwszym razem, gdy usłyszał te wiadomości.
– A Atticus był w centrum tego wszystkiego? Nie dziwne, że zachorował.
Nagle Linuks wstał.
– Śpij dobrze, setniku. Jutro wielki dzień.
– Czekaj.
Gdy Linuks odwrócił się do niego, Alban spytał:
– Co możesz mi powiedzieć o Piłacie?
– Nigdy go nie spotkałeś?
– Jedynie przelotem, gdy przejmowałem dowództwo. Byłem jednym z dwudziestu oficerów w zatłoczonym pomieszczeniu.
Linuks przyjrzał mu się uważnie.
– On nic nie daje za darmo. O cokolwiek go poprosisz, wynegocjuje najwyższą cenę, jaką będziesz chciał zapłacić, a potem zażąda jeszcze więcej – oczy Rzymianina błyszczały w świetle ogniska, pełne ostrzeżenia. – Wiedz dobrze, czego chcesz, setniku, i upewnij się, że twe pragnienie jest warte tej ceny. Bo zapłacisz na pewno. Swoim łupem wojennym albo krwią. Może nawet życiem.
ROZDZIAŁ
SIÓDMY
Alban nigdy wcześniej nie był w Cezarei, choć miał wiele okazji, by odwiedzić rzymskie centrum panowania. Unikał jednak Cezarei z bardzo konkretnego powodu.
Garnizony z peryferii, takie jak jego, były obsadzane najemnikami. Alban wiedział, że elita w tym mieście uważała ich za nic więcej, jak tylko chrząstki przylegające do zewnętrznych krawędzi Rzymu, za szumowiny często hańbiące swój mundur. Alban poprzysiągł sobie, że będzie przyjeżdżał do Jerozolimy lub Cezarei dopiero wówczas, gdy osiągnie uprzywilejowaną pozycję i będzie wystarczająco silny, by stanąć ponad tymi szyderstwami; gdy będzie przywódcą. Generałowie dostawali tytuł cezara. Czemu Gall miałby go nie dostać?
Nigdzie potęga Rzymu nie była tak widoczna, jak na drodze do Cezarei. Miasto rozciągało się na dziewięciu nadmorskich wzgórzach i wąskim pasie skalistej równiny. Jego granice były otoczone wieżami strażniczymi. Alban i Linuks zasalutowali dowódcy strażników i weszli do Cezarei wejściem południowym.
Szeroka aleja z kolumnadą prowadziła obok koloseum, po czym skręcała na północ w stronę morza.
Po miesiącach spędzonych w Galilei mieszanina zapachów miasta – wielbłądów, osłów, przypraw, ognisk i ludzi – nieprzyjemnie drażniła zmysły. Im dalej wjeżdżali w miasto, tym robiło się tłoczniej. Aleja rozszerzyła się i przekształciła w rynek; tu łatwo było spostrzec, dlaczego ludzie nazywają Cezareę miniaturą Rzymu. Owszem, wzgórza pokrywał złoty piasek, a nie, jak w Rzymie, skały i skarłowaciałe drzewa, ale pałace były tak samo wspaniałe, jak te w stolicy imperium. Wolni ludzie, których Alban ujrzał, byli odziani w eleganckie togi i relaksowali się w luksusowych gospodach lub odwiedzali świetnie zaopatrzone stragany na rynku. Ich służba miała na sobie lepsze ubrania niż jakiekolwiek z tych, które on posiadał.
Zdaniem Albana pałac gubernatora znajdował się w najświetniejszym miejscu w całej Judei. Półka skalna, na której został wzniesiony, rozciągała się na południe od portu, sięgając daleko w głąb Morza Śródziemnego. Teren posiadłości zajmował cały ten półwysep. Od miasta odgradzała go niska budka strażnicza. Główna budowla pałacowa stała w najwyżej położonym miejscu, z widokiem zarówno na miasto jak i na morze. Zejście do morza tworzyła seria wypolerowanych stopni, a każdy był tak szeroki, jak cały garnizon, który Alban dopiero co opuścił.
Gdy Alban zsiadał z konia, poczuł podenerwowanie. Tak wiele zależało od następnych kilku godzin…
Linuks rozkazał strażnikom pałacowym zamknąć bandytów, których przywieźli, po czym zwrócił się do Albana:
– Możesz poczekać w środku, jeśli chcesz. Ja pójdę zdać raport.
– Zostawiasz mnie tutaj?
Linuks zasalutował zbliżającemu się do nich żołnierzowi i zniżył głos.
– Przyjmiesz moją radę?
– Zawsze – odparł Alban.
– Żaden oficer będący twoim przełożonym nie lubi być zaskakiwany. Ostatnia rzecz, której Piłat oczekuje od wzywanego żołnierza, to przybycie bez uprzedzenia