Śledztwo Setnika. Davis Bunn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn страница 20
Piłat był na tyle czujny, że wykrywał niewypowiedziane myśli Albana.
– Nie pochwalasz krzyżowania?
Alban poczuł się niezręcznie.
– Panie, sądziłem, że zostałem wezwany, żeby porozmawiać o… – to się nazywało zaręczyny? Z twoją bratanicą.
Zamiast odpowiedzieć, Piłat wstał. Zanim pokonał połowę drogi do wejścia, pojawiła się służąca. Co ciekawe, cień za drewnianym parawanem się nie poruszył.
– Przynieś herbatę – warknął Piłat. Następnie zwrócił się do Albana: – Chcę wiedzieć, czy masz odpowiedni zapał i determinację, setniku. Mam pewną palącą sprawę i muszę wiedzieć, czy podołasz temu zadaniu.
Alban zawahał się.
– Mów! Twój dowódca żąda odpowiedzi.
– Panie, gdy byłem jeszcze młodym chłopakiem, ojciec zabrał mnie na prowincję na północny zachód od naszej. To wąski pas górskich dolin pomiędzy równinami a Alpami. W roku, w którym się urodziłem, ten region zbuntował się przeciw rzymskiemu prawu i rzymskim podatkom. Każdą dolinę przekształcili w naturalną fortecę i odpierali ataki Rzymian przez dziewięć lat. Gdy wreszcie stolica została zdobyta, Rzymianie posypali ziemię solą i ukrzyżowali każdego mężczyznę i chłopca, który pozostał przy życiu. Krzyże rozciągały się przez całą dolinę, w górę pasma górskiego, i aż po horyzont. Ojciec chciał, żebym rozumiał, jak niebezpieczne jest przeciwstawienie się Rzymowi. Wciąż mi się to śni.
– Właśnie o to Sanhedryn oskarżył Proroka – o przeciwstawianie się rzymskiemu panowaniu.
Piłat czekał, aż niewolnica poda herbatę; kazał nalać również Albanowi, po czym kontynuował.
– Powiedziano mi, że miałeś do czynienia z tym Jezusem.
– Nie spotkałem Go osobiście, panie – Alban krótko streścił tę historię. Nawet jeśli nigdy wcześniej nie rozmawiał z Piłatem, miał lata doświadczenia w zdawaniu raportów przełożonym. Raporty z pola bitwy miały tę samą cechę: jak najwięcej informacji podanych w jak najkrótszym czasie. Przez ten czas kubek z jego herbatą pozostał nietknięty na stoliku obok.
Ponieważ Alban pomagał odbudować synagogę w Kafarnaum, lokalni starsi traktowali go jako bojącego się Boga, unikając przy tym bezpośrednich pytań, które mogłyby poddać ich przypuszczenia w wątpliwość.
Jezus uczynił z Kafarnaum swoją bazę. Im dłużej nauczał, tym większe tłumy się schodziły. W ciągu dnia drogi w mieście okrywały chmury żółtego pyłu, nocami na murach miasta widać było niezliczone ogniska. Żeby uciec przed tłuszczą, Prorok i Jego uczniowie musieli wychodzić na pustynię, ale nawet wtedy tłumy szły za Nim na tę okropną samarytańską jałową ziemię, gdzie, jak powiadają, sam ich w cudowny sposób nakarmił.
Starszyzna w Kafarnaum wiedziała, jak Alban przywiązał się do młodego chłopaka. Mieli ze sobą wiele wspólnego – dwóch wyrzutków, którzy trafili do jednego garnizonu gdzieś na pustyni. Gdy Jakub leżał złożony wycieńczającą chorobą, starsi przyszli do Albana, opowiedzieli o leczącym dotyku Proroka i zaoferowali, że pójdą do Jezusa w jego imieniu. Wyjaśnili, że w ten sposób zostaną boskimi emisariuszami. Było to określenie tak mocne, że dla innego religijnego Judejczyka oznaczałoby praktycznie tę osobę, tylko w innej skórze. Ambasador z boskimi implikacjami.
Gdy starsi poszli wojskową drogą z Kafarnaum, Alban dostał pierwszą wiadomość, że Prorok zgodził się uleczyć jego służącego. Z wysokości fortu widział, jak tłum rusza w ich stronę. I doznał lekkiego niepokoju. Nie z powodu wielkości tłumu, choć był ogromny, i nie z powodu wzrastającego dyskomfortu swoich ludzi, widzących tak wielu obcych zmierzających w kierunku ich garnizonu. Widział i słyszał wystarczająco dużo, by stwierdzić z pewnością, że ten człowiek nie stanowił dla niego zagrożenia.
Lecz nawet z takiej odległości Prorok idący na czele tłumu niepokoił Albana w sposób, którego nie potrafił opisać ani wtedy, ani teraz, gdy stał przed Poncjuszem Piłatem.
Tamtego dnia Alban wysłał kolejną wiadomość przez dwóch przyjaciół, Galilejczyków, którzy prowadzili miejscowe karawany i zaopatrywali garnizon w świeżą żywność. Poprosił, by powiedzieli Prorokowi, że nie musi wchodzić do garnizonu należącego do żołnierzy, zabójców i najemników – ludzi uważanych za wrogów wszystkich lojalnych Judejczyków. Alban wiedział, że ma przed sobą kogoś, kto posiada władzę. Poprosił kupców, by przekazali, że on również dowodzi ludźmi; że jeśli powie swemu podwładnemu, by poszedł, ten pójdzie.
Alban widział, jak spotkali Proroka na drodze. I w tej chwili, gdy stał na wieży strażniczej i patrzył, jak jego przyjaciele rozmawiają z Prorokiem, młody Jakub wstał z łoża, jak gdyby wcale nie był bardzo chory, jakby nigdy nie cierpiał, jakby wcale nie zmierzał ku niemal pewnej śmierci.
Kiedy kupcy wrócili, powiedzieli interesującą rzecz: że Prorok pochwalił wiarę Albana.
To wprawiło go w jeszcze większy niepokój.
Gdy Alban zakończył swój raport, znacznie krótszy od stojących za nim wspomnień, Piłat siedział przez jakiś czas cicho bawiąc się swoim kubkiem. Wreszcie rzekł:
– Rozkazałem, aby przyprowadzono mi tego Jezusa. Gdy sobie to teraz przypominam, najsilniejsze z moich wrażeń było takie, że Jego już jakby nie było. Choć nadal żył, był skupiony na tym, co w górze. Mówił o rzeczach, których nie pojmowałem. A przez cały ten czas Sanhedryn ujadał na podwórzu jak sfora psów.
Alban ośmielił się zapytać:
– Prefekcie, co Jezus ci powiedział?
– Zapytałem Go, czy naprawdę jest królem Judejczyków. Odpowiedział, że Jego królestwo nie jest z tego świata.
– Mam wrażenie, panie, że ten człowiek nigdy nie stanowił zagrożenia dla Rzymu.
– Dokładnie to samo powiedziałem Sanhedrynowi. Ale oni oskarżyli Go o bluźnierstwo przeciw ich Bogu i zażądali Jego śmierci – Piłat potrząsnął głową. – Tuziny ludzi posłałem na krzyż. Może nawet setki. Ale obawiam się, że nigdy nie skazałem kogoś, kto by tak nie zasługiwał na śmierć jak ten człowiek.
Piłat postawił kubek na stole, wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Alban czekał, nie mając pojęcia na co. Wreszcie Piłat powiedział:
– Ten człowiek zniknął.
– Jak to, panie?
– Z grobu. Prorok. Nie ma Go tam.
– Zatem nie umarł?
– Sanhedryn utrzymuje, że Jego uczniowie wykradli ciało. Myślisz, że to ma sens?
Alban wytężył umysł.
– Czy nie postawiono tam straży?
– Owszem,