Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 20
– To rzeczywiście wielkie szczęście. I ciekawy zbieg okoliczności. A jeśli można spytać, skąd pani miała tyle pieniędzy? – zainteresował się profiler. Dla niego milion złotych było kwotą całkowicie abstrakcyjną.
– Większość pieniędzy pożyczyłam od pierwszego męża. Jest biznesmenem. Prowadzi sieć dystrybucyjną lodówek i zamrażarek dla gastronomii. Ma w Polsce wyłączność na kilka wiodących marek. W dzisiejszych czasach lodówki w restauracjach i sklepach muszą być wymieniane co cztery lata. Wymóg Unii Europejskiej. Jak pan widzi, taki biznes to prawdziwa żyła złota. W związku z tym mój były mąż nie robi już właściwie nic. Kontroluje jedynie, by rada nadzorcza go nie okradała.
– Skoro cena kamienicy na Stawowej była tak atrakcyjna, to dlaczego pani były mąż sam tego nie kupił?
– Artur nie chciał się w to bawić. Ma dość pieniędzy. Chce mieć święty spokój, korzystać z życia. Poza tym koszt kamienicy to jedno, a drugie to remont, który zresztą też pochłonie fortunę. Przy najmniejszej przeróbce trzeba się zwracać do miasta o zgodę. Nawet w przypadku wymiany instalacji elektrycznej. O odrestaurowaniu elewacji, zabytkowych kopułach, lukarnach czy iglicy nie wspominając. Sama nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. Ale Michał miał obsesję na punkcie tego budynku. Nie wiem dlaczego. A zresztą on to wszystko tak wspaniale czuł – wyjaśniła.
– Nie przeszkadzało mu to, że bierze pani milion złotych od byłego męża?
– Dwa miliony.
Meyer aż się zapowietrzył. Kobieta mówiła o dwóch milionach jak on o pożyczce dwustu złotych od Szerszenia.
– To tym bardziej.
– Proszę pamiętać, że Michał jest artystą. Inaczej postrzega świat niż my, zwykli śmiertelnicy. Jest ponad materialne problemy. Jego umysł zajmują zdecydowanie wyższe sprawy. – Lekarka mówiła z egzaltacją, jakby nie dostrzegała śmieszności własnej wypowiedzi. Meyer żałował, że obok nie ma Szerszenia. Już słyszał jego gromki śmiech i uszczypliwy komentarz. – Jak pan się domyśla, ci dwaj panowie nie przepadają za sobą – ciągnęła. – Dlatego to ja firmowałam całą operację. W razie czego to ja musiałabym spłacić męża. Wszystkie prawa należą do mnie. Jestem jedyną właścicielką Kaiserhofu. Jeśli mam być szczera, Michał był trochę zły z tego powodu, lecz nie mogłam podpisać umowy pożyczki na innych warunkach. Poniatowski nigdy by się nie zgodził.
– Czyli pani ma bardzo dobre relacje z byłym mężem?
– No, tak… – Elwira się zawahała. – Po latach walki z nim stwierdziłam, że muszę mu wybaczyć i żyć dalej.
– Jakiej walki?
– To melodramat, nie wiem, czy pana zainteresuje… – krygowała się.
Zachęcił ją ruchem ręki. Elwira z miną cierpiętnicy zaczęła relacjonować:
– Wbrew temu, co można sądzić, że zostawiłam męża dla dwa razy młodszego przystojniaka, to on pierwszy mnie zdradził. Klasyka, niebrzydka sekretarka. Nic nie zauważyłam. Zajmowałam się karierą naukową, pracowałam wtedy w Katedrze Zdrowia Psychicznego i Więzi Międzyludzkich w Śląskiej Akademii Medycznej. Dowiedziałam się o wszystkim, dopiero kiedy ona zaszła w ciążę. Ja wtedy dzieci mieć nie chciałam. Mąż poprosił o rozwód, ale ja nie zamierzałam się zgodzić. Żądałam orzeczenia winy z jego strony. To oznaczałoby dla niego niekorzystny podział majątku. Oczywiście nie chciał tracić ani grosza. Tak więc żyliśmy w fikcyjnym związku ponad rok. On na górze, ja na dole. Czekaliśmy, aż ten pat sam się rozwiąże. I tak się stało. Poznałam Michała. Z wykształcenia jest informatykiem, skończył jakieś dwuletnie studium. Przychodził do firmy męża naprawiać sprzęt. Zakochałam się. Zaczęliśmy romansować. Mąż wynajął detektywa i zagroził użyciem zgromadzonych materiałów w sądzie. I tak poszliśmy na ugodę, rozwiedliśmy się polubownie. To, że pożyczył mi te pieniądze, było trochę – jak pan widzi – odkupieniem win, może zatkaniem mi ust. Płacę mu zresztą stosowne odsetki. Nie stracił na tym geszefcie. Michał zaś nigdy nie mieszał się do moich spraw finansowych. Od początku był na straconej pozycji.
– Dlaczego? – zainteresował się psycholog.
– To ja przez całe lata go utrzymywałam. Dzięki mnie został kimś, ze zwykłego informatyka przeistoczył się w artystę. Mógł sobie na to pozwolić jedynie przy mnie. Żył, jak chciał, robił, co chciał. Mógł realizować swoje pasje. A ja szczerze go w tym wspierałam.
Był twoim utrzymankiem, pomyślał Meyer. Na głos powiedział jednak coś innego:
– Ale chyba odczuwał frustrację, że nie mógł dać pani tak wielkiej kwoty?
– O nie, on jest zupełnie pozbawiony takiej, pan wybaczy, samczej ambicji – żachnęła się Poniatowska. – Pieniądze mają dla niego wartość jedynie wymienną.
– Jak dla większości z nas – zdecydował się wtrącić Meyer.
Lekarka jednak nie dostrzegła sarkazmu w jego głosie.
– Nieważne, po prostu Michał nie mieszał się w moje finansowe sprawy. W tych kwestiach mój mąż, przyznaję, jest zupełnie nieżyciowy. Choć nie ukrywam, że odkąd poznałam Johanna, trochę mi to przeszkadzało. W każdym razie Michał całą uwagę i kreatywność wkładał w plan odrestaurowania tego pięknego budynku. Kochał to. Jego plan przywrócenia świetności tej kamienicy był naprawdę obłędny.
– Rozumiem.
– To już wszystko? – Poniatowska wstała. – Czy mogę iść do domu?
– Sama pani nie wyjdzie. Proszę za mną.
Ruszyli długim, szarym korytarzem z dziesiątkami drzwi oraz tablicami, na których wieszano ogłoszenia o poszukiwanych niebezpiecznych przestępcach i zawiadomienia o szkoleniach czy policyjnych imprezach. Takich korytarzy w katowickiej komendzie były dziesiątki. Istny labirynt. Każdy zakończony wielkim oknem z dziwacznymi metalowymi kratami. Przez te okna widać było panoramę miasta. Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach swoją świetność miała dawno za sobą. Zjechali windą na parter i skierowali się do wyjścia.
Kiedy lekarka poczuła się już wolna i uznała, że nie musi się kontrolować, przygarbiła się, a skóra na jej twarzy sprawiała wrażenie wiotkiej, o niezdrowym żółtym odcieniu pergaminu.
– Tak przy okazji – zagaił Meyer. – Czy pani mąż jest Polakiem? Ma takie cudzoziemskie nazwisko i aparycję.
– Tak. – Lekarka się uśmiechnęła. – Jest stuprocentowym