Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 27
– Co to jest, kurwa? Policja czy piekarnia?
Szerszeń wybuchnął gwałtownym śmiechem. Ponownie wydał rozkaz osobie po drugiej stronie linii:
– Czekaj, Werka, jeszcze chwila. Nie rozłączaj się. Mam tu rozwścieczonego byka do ogarnięcia. Jutro jest wycieczka do Raciborza – zwrócił się do Huberta. – Pierdel. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Trzeba gnoja przesłuchać, i to jak najszybciej. Pomóż dziewczynie, dobra jest, ale… rada mocniejszego zawsze bywa lepsza. Co ci będę tłumaczył!
– Z panią prokurator Rudy? Do pierdla? – Meyer podniósł brew. – Trzeba było tak od razu.
Rozłożył ręce w geście kapitulacji i skinął głową na znak zgody, choć w dalszym ciągu nie wiedział, co się dzieje.
– Załatwione. – Szerszeń zwrócił się do Weroniki. Był już w zdecydowanie lepszym nastroju, bo dodał: – I nie wściekaj się tak, bo złość piękności szkodzi. Hubert z tobą pojedzie. Tak, ten sam. Mam nadzieję, że się nie pozabijacie. Dzwoń lepiej do tego pierdla i wypisuj delegację na swoje auto. Przecież się nie rozsypie. Tak, jak się rozsypie, pożyczę ci swoje – zapewnił.
Odłożył słuchawkę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i w pokoju zapadła na chwilę błoga cisza. Potem rozdzielił obowiązki dwóm policjantom, którzy w dalszym ciągu siedzieli naprzeciw niego i nudzili się jak mopsy. Wyszli bez słowa. Meyer obracał w dłoni papierosa i co chwila zerkał na kartkę, którą podinspektor umieścił na drzwiach: „Palenie czasowo zawieszone”. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić, że Szerszeń, palący do niedawna dwie paczki dziennie, nikomu nie zezwala u siebie nawet na jednego dymka. Czekając, aż podinspektor pozbiera myśli i wyjaśni mu, co się tu dzieje, zgniótł bibułkę czerwonego marlboro i tytoń wysypał się na podłogę.
– Pewnie jesteś ciekaw, co tu się dzieje – powiedział w końcu policjant. Meyer się uśmiechnął. Znali się już tak dobrze.
– Waldek, bez wstępów. Przed chwilą widziałem Starego. Był wkurwiony jak za przeproszeniem… szerszeń.
Teraz uśmiechnęli się obaj.
– Powiesz mi w końcu czy nie? – Profiler wyjął z pudełka kolejnego papierosa i zaraz schował go z powrotem.
– Nie wiem, od czego zacząć. – Szerszeń zaczerpnął powietrza. – Więc po kolei. Wczoraj wieczorem żona Schmidta wjechała pod TIR-a. Zapadła w śpiączkę, jej stan jest krytyczny. Posadziłem przy niej Pawlaka, ale między nami mówiąc, małe są szanse, żeby cokolwiek z niej wydobyć. Do wypadku doszło po identyfikacji zwłok. Wracała do domu, musiała pić w aucie, bo była kompletnie napruta. Bardzo możliwe, że tylko dlatego jeszcze żyje. Poduszki wystrzeliły, ma przemieszczony nos, zmiażdżoną czaszkę, klatkę piersiową, połamane kończyny. Jej auto jest do kasacji. Nie zdążyliśmy go zbadać. I dodam, że nie przyszłoby nam to do głowy, gdyby nie fakt, że w torebce miała kosę. Ale nie jakiś tam scyzoryk, tylko dwudziestocentymetrowy pitlok8 do siekania warzyw. Badamy, czy nadawał się do poderżnięcia gardła naszego barona.
Meyer wysłuchał tego ze spokojem.
– Rozumiem, że to jeszcze nie wszystko. Po co mam jechać do Raciborza? I kogo słuchać? – spytał.
– Możesz sobie zapalić – łaskawie zgodził się Szerszeń i wstał, by szerzej otworzyć okno.
Meyer pomyślał, że skoro szef wydziału zabójstw „odwiesza czasowo palenie”, dalsze informacje są bardziej niepokojące.
– Cóż wiemy o naszym królu recyklingu… – zaczął podinspektor. Meyer nie odezwał się ani słowem. Zaciągnął się głęboko papierosem i czekał, choć aż go skręcało, by zarzucić Szerszenia gradem pytań. – Świetny biznesmen, bogaty człowiek, małżonek i ojciec. Z prasy i oficjalnych danych wiemy, że to Niemiec polskiego pochodzenia, który wrócił do kraju jako największy potentat recyklingu w Polsce. Wyjątkowy talent biznesowy. I – uwaga – działacz charytatywny. Sierota, który jako dwudziestodziewięciolatek wyjechał za granicę, by po jedenastu latach wrócić jako potentat. Nie ma zupełnie wykształcenia, za to rozliczne kontakty. Na koncie dwie żony, z czego jedna to niemiecka wdowa. Ursula zaraz po ślubie ginie i zostawia mu sortownię śmieci oraz prymitywną przetwórnię makulatury i plastiku, które Schmidt błyskawicznie rozwija w spółkę komandytową. Po powrocie do kraju omal nie zostaje zakatowany na śmierć przez narzeczonego i kolegów hostessy, którą usiłował zgwałcić. Trafia do szpitala, gdzie poznaje pielęgniarkę Klaudię Wiśniewską, kupuje jej dom, pojmuje za żonę. Jedno dziecko, dwudziestoczteroletnia obecnie Magda Wiśniewska. Kobieta używa także nazwiska ojczyma. Ponoć traktował ją jak córkę.
– Dziś się tego wszystkiego dowiedziałeś? – Profiler zaciągnął się papierosem.
– Ha, mam swoje źródła… Pracuję tu nie od dziś. – Podinspektor uśmiechnął się połechtany komplementem. – A tak na poważnie, to Jacek wziął na warsztat billingi komórki Schmidta i wyłuskał jeden numer, który ostatnio powtarzał się kilkanaście razy dziennie. Poza oczywiście numerami lekarki, żony, córki i kontrahentów. Te też analizujemy. Jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę.
– Dobra, czyj to numer? – nie wytrzymał Meyer i w napięciu wpatrywał się w Szerszenia.
– Osoba o tym numerze figurowała na liście kontaktów w telefonie Schmidta jako Borecka. Wysłałem do firmy człowieka i okazało się, że to główna księgowa Koenig-Schmidt. Najbardziej zaufana osoba w przedsiębiorstwie. Właściwie szara eminencja.
– I co? – dopytywał się Meyer. – Ona ci to wszystko opowiedziała?
Szerszeń pokręcił głową.
– Nie mnie, tylko sierżant Barbarze Waleskiej. Baśka umie podejść stare baby. Dowiedziała się trochę. Reszta to wiedza operacyjna, rzecznik prasowy i trochę danych z prokuratury.
– Z prokuratury?
– Mówiłem ci przecież, że Schmidt w dwa tysiące drugim roku był podejrzewany o gwałt. Sprawę ostatecznie umorzono. Hostessa wycofała oskarżenie, bo dostała dobrą zapłatę. Zresztą Schmidt omal nie stracił życia przez jej zazdrosnego konkubenta. Mało brakowało, a mściwy kochanek poszedłby siedzieć za głowę Niemca. Tak więc doszli do porozumienia. Ale w tych aktach trochę o Schmidcie znalazłem. Dopiero wchodził na polski rynek, nie był znany. Lukrowane informacje o jego dobrym sercu mecenasa uciśnionych pojawiły się później. Tak, media lubią bogatych wujków, co sypią groszem na domy dziecka.
– Prasę i internet na jego temat przeszukałem. Oficjalną wiedzę mam. Słuchaj, Waldek, opowiadaj po kolei – przerwał mu Meyer.
– Okay, okay. – Szerszeń podniósł rękę w geście kapitulacji. – Mamy więc całą jego rodzinkę, jedną zaufaną księgową i prawdopodobnie kilkaset tysięcy na koncie plus majątek w akcjach, nie licząc przetwórni śmieci, sortowni, wysypisk, firmy przewozowej, nieruchomości, samochodów, jachtów i antyków. O zawartości sejfów w Szwajcarii nie wspomnę, bo do tego nie
8
Pitlok (w gwarze śląskiej) – duży nóż.