Ekspozycja. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 13
– Teraz też nie. Sam przesłałeś mi zdjęcie.
Wiktor pokręcił głową, ale w duchu pochwalił dziewczynę za to, że nie traci czasu – i niespecjalnie przebiera w środkach, co jeszcze bardziej mu się podobało. Sam zawsze działał wiedziony instynktem. Nie kalkulował, nie planował rzeczy z wyprzedzeniem i nie przejmował się konsekwencjami. Nieraz powodowało to komplikacje – o czym mógł poświadczyć austriacki turysta nad Morskim Okiem – ale koniec końców Forst zawsze wychodził z opresji obronną ręką. Poza tym nawet gdyby chciał, nie potrafiłby się zmienić. Twierdził, że jego charakter jest jak dieta – ulega zmianom tylko na chwilę.
– Wyłącz lepiej telefon – zaproponowała Olga. – Przypuszczam, że cała małopolska policja zaraz będzie się do ciebie dobijać.
Skinął głową, uznając to za prawdopodobny scenariusz. Wyłączył smartfona, a potem przekonał się, że paczka Big Redów świeci pustkami. Zgniótł ją i wsadził z powrotem do kieszeni.
– Gdybyś wciąż palił, powiedziałabym, że brakuje ci tylko kowbojskiego kapelusza.
– Co?
Otaksowała go wzrokiem.
– Wyglądasz jak Marlboro Man.
– Z tego co wiem, Marlboro Man zmarł na raka.
– Ty nie zamierzałeś?
– Bynajmniej. Ja paliłem westy.
– To rzeczywiście lepiej rokowało – skwitowała.
– Bez prozdrowotnych gadek. Rzuciłem między innymi po to, żeby ich nie słuchać.
Uniosła otwarte dłonie.
– Ode mnie nigdy byś ich nie usłyszał – powiedziała, a potem wskazała na nalepkę o dostępności sieci w McDonaldzie. – Wychodzę z założenia, że w świecie, w którym łatwiej o darmowe Wi-Fi, niż o darmowe jedzenie, każdy może zabijać się w sposób, jaki uzna za najgłupszy.
Wiktor zatrzymał się i powiódł wzrokiem dokoła. Bez słowa zawrócił, pozostawiając zdezorientowaną dziennikarkę przed centrum handlowym. Wszedł do środka i skierował się do Inmedio. Stanął przed całym panteonem papierosów i przez moment wodził wzrokiem po opakowaniach. Zmieniły się przez te dwa lata, które upłynęły na robieniu wszystkiego, by nawet nie patrzeć w ich stronę.
– Co podać? – zapytała ekspedientka.
Forst przełknął ślinę. Nie zastanawiał się nad tym, co zamierzał zrobić. Podjął decyzję szybko, zanim zdążył się rozmyślić. A teraz klamka już zapadła.
– Paczkę westów poproszę – powiedział.
– Niestety nie mam. Marlboro może być?
Przez moment wbijał wzrok w kobietę. Potem pokręcił głową i wyszedł z powrotem do holu centrum handlowego. Nie miał zamiaru zaprzepaścić prawie trzydziestu miesięcy niepalenia dla jakichkolwiek innych papierosów.
Mógłby pójść do innego sklepu, ale zrezygnował. Wyszedł na zewnątrz i zobaczył, jak spod McDonalda odjeżdża czerwony opel astra. Tego się nie spodziewał.
Szrebska zatrzymała auto tuż przed wyjazdem, a potem mrugnęła prawym i lewym kierunkowskazem. Wiktor powolnym krokiem skierował się do auta. Po drodze wyrzucił pustą paczkę gum i otworzył nową. Wsiadł do samochodu w milczeniu.
Spojrzeli na siebie.
– Wiesz, na czym polegają relacje międzyludzkie, Forst?
– Mniej więcej. Moja córka usilnie mnie ich uczy.
– Masz córkę? – spytała z niedowierzaniem.
– Nie – odparł. – Ale pasowałbym na samotnego ojca, prawda?
Wywróciła oczami, a potem ruszyła przed siebie. Wyjechała na aleję Pokoju i skręciła w prawo. Forst poczuł niepokój, gdy wjeżdżała na rondo Dywizjonu 308, bo nie zauważył, by choć rzuciła okiem, czy coś nadjeżdża.
– Dokąd jedziemy? – zapytał.
– Na kawę.
– Jeśli ta w McDonaldzie ci nie odpowiadała, obok było Coffeeheaven.
– Miałam na myśli coś czarnego i oleistego jak smoła.
Olga skręciła w Nowohucką i po minięciu stadionu AWF-u zjechała w lewo. Zaparkowała nieopodal jednego z wydziałów Politechniki Krakowskiej, a potem wskazała Wiktorowi stary wagon tramwajowy. Forst wytężył wzrok i dostrzegł, że w środku klienci popijają kawę.
– Pantograf Cafe – oznajmiła, wychodząc z auta. – W jakiś sposób to miejsce mi do ciebie pasuje.
Gdy weszli do środka, Wiktor omiótł wzrokiem wnętrze osobliwej kafejki. Przywodziła na myśl klimat lat dziewięćdziesiątych. Widząc stare kasowniki, Forst miał ochotę sięgnąć do portfela po bilet.
Usiedli przy dwuosobowym stoliku, zamawiając po filiżance kawy, rzekomo prosto z Papui-Nowej Gwinei. Smakowała tak, że już po pierwszym łyku miał jeszcze większą ochotę zapalić.
– Pomyślmy – odezwała się Szrebska. – Co Jerozolima i antyczna Grecja mogą mieć wspólnego z naszym umarlakiem?
– Nic.
– Wykładał podstawy współczesnej archiwistyki, ale może prowadził też inne wykłady?
– Wygląda na to, że nie.
– Trzeba popytać – zaoponowała Olga, wyciągając telefon. Szybko odnalazła numer do dziekanatu Uniwersytetu Rzeszowskiego, a potem podała imię, nazwisko i swoją medialną afiliację. Forst stwierdził, że otwiera ona drzwi szybciej niż policyjna odznaka.
Nie minęło pięć minut, a Szrebska zdołała dowiedzieć się, że doktor Marek Chalimoniuk prowadził także fakultet o historii Słowiańszczyzny.
– Kolejny ślepy zaułek – skwitowała Olga, gdy się rozłączyła. – Chyba że nie wiem o jakichś związkach Słowian z Jerozolimą i Grecją.
Forst odpowiedział, wbijając wzrok w menu. Dziennikarka zamówiła „śniadanie kanara”, on wziął dla siebie szynobułę, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Potem opróżnił filiżankę i rozejrzał się, jakby gdzieś tutaj mógł znaleźć odpowiedzi na pytania, które piętrzyły się w jego głowie.
Nie był specjalistą od portretów psychologicznych, ale mimo to starał się sprofilować mordercę. Sprawca z pewnością nie chciał pozostać całkowicie anonimowy, inaczej nie zostawiłby numizmatu. Oznaczało to, że chciał powtórzyć swój czyn, ponownie się podpisując – albo że już to kiedyś zrobił i zostało to niezauważone.
FBI