Ekspozycja. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 8
– I co jeszcze?
– Kolejne warunki są natury osobistej. Ale przedstawię ci je, kiedy lepiej się poznamy.
– Nawet o tym nie myśl.
– Nie myślę o tym. Po prostu zamierzam to zrealizować.
Olga pokręciła głową i obróciwszy się w prawo, ruszyła ku Hali Kondratowej. Nie miała zamiaru zwracać na siebie uwagi policji. Nie teraz, gdy była o krok od nawiązania współpracy z ichnią persona non grata.
– Byłem zbyt bezpośredni? – zapytał, ruszając za nią.
– Nie zbliżyłeś się nawet do bezpośredniości.
Była przyzwyczajona do mniej zawoalowanych aluzji seksualnych, a te spływały po niej jak po kaczce. Facet może i był przystojny, a przy tym miał w sobie coś ze starych buntowników – Marka Hłaski czy Jamesa Deana – ale na Szrebskiej nie robiło to żadnego wrażenia. Mógł gadać do woli.
Przez kilka chwil szli w milczeniu. Olga znacznie pewniej stawiała kroki, korzystając z dobrodziejstwa raczków pod podeszwami trekkingowych butów. Wiktor zazwyczaj gardził takimi półśrodkami, uważając, że sprawdzą się co najwyżej w Gorcach. Teraz jednak chętnie założyłby choćby te z kilkoma ząbkami.
– Muszę cię sprawdzić, Forst – odezwała się dziennikarka.
– Nie widzę przeszkód. Wypytaj swoich informatorów, podzwoń po lokalnych mediach, przemagluj księdza z mojej parafii i przepytaj mechanika, u którego naprawiam samochód. Każdy w okolicy ma jakieś brudy na mój temat. Będziesz zadowolona.
– Świetnie.
– Ale potem ja zajmę się ustaleniem tożsamości wisielca, a ty znajdziesz mi specjalistę od greki, numizmatyki albo jednego i drugiego.
Szrebska skinęła głową.
6
Zeszli do Murowanicy, a potem skierowali się do samochodu zaparkowanego tuż przed Bulwarami Słowackiego. Forst spojrzał z rezerwą na niepozornego, czerwonego opla astrę. Przypuszczał, że to model sprzed dobrych dziesięciu lat. Obszedł auto i przyjrzał się klapie bagażnika. Pojemność 1.4 – większej się nie spodziewał.
– Coś nie tak? – zapytała Szrebska.
– Nie.
– To wsiadaj. Włączę ogrzewanie.
Z chęcią skorzystał z tej propozycji, bo brakowało mu co najmniej jednej warstwy termoizolacyjnej. Wprawdzie śnieg nie padał i temperatura była znośna, ale obchodząc krzyż na Giewoncie porządnie wymarzł. Na szczycie był raptem jeden stopień.
Wszedł do auta i ledwo drzwi się zamknęły, poczuł się otumaniony.
Kenzo Amour. Nie miał co do tego wątpliwości. Tak pachniał tylko jeden rodzaj perfum.
Rozpakował cynamonową gumę i starał się skupić na jej ostrym smaku.
– To jakiś nałóg? – zapytała, wskazując na opakowanie big redów.
– Biorę jedną za każdym razem, kiedy nachodzi mnie ochota na papierosa.
– Dawno rzuciłeś?
– Ponad dwa lata temu.
Szrebska skinęła głową, po czym wyciągnęła telefon i zaczęła przeszukiwać książkę adresową. Potem wybrała numer i wylewnie powitała rozmówcę.
Forst przysłuchiwał się rozmowie, patrząc na wyładowane turystami bryczki jadące do Kuźnic. Szybko wywnioskował, że Olga ma po drugiej stronie przedstawiciela lokalnych mediów.
– Więc go znasz? – dopytała po tym, jak podała jego imię i nazwisko.
Przez chwilę słuchała w milczeniu. Forst przypuszczał, że mężczyzna wyłuszcza jej wszystkie te sprawy, przez które zrobiło się o nim głośno w Zakopanem.
Romans z córką dowódcy. Rzekome pobicie austriackiego turysty, który wykąpał się w Morskim Oku. Zatrzymanie za jazdę pod wpływem alkoholu kilka lat temu. Trochę tego było. Jeśli zaczęli grzebać w zamierzchłej przeszłości, będzie jeszcze więcej.
Szrebska zdawała się przyjmować informacje z obojętnością, co utwierdzało go w przekonaniu, że dobrze zrobił, proponując jej współpracę. Zaraz potem przyznał się przed sobą, że właściwie nie miał innej możliwości. Po tym, jak zostawił dowódcę na szlaku, wykonał kilka telefonów, próbując wykorzystać stare przysługi. Wszyscy jego dłużnicy twierdzili jednak zgodnie, że niczego nie mogą dla niego zrobić – okres zawieszenia zapewne ulegnie przedłużeniu, a jego sprawa na dobre trafi do Gomoły, który będzie usłużnie współpracować z prokuraturą.
Nikt nie wiedział, jaki był powód zawieszenia. Żucie gumy przed kamerą i stwierdzenie z głupia frant, że to samobójstwo, nijak nie kwalifikowało się do wszczęcia postępowania. Coś było na rzeczy. I ktokolwiek miał z tym związek, działał błyskawicznie. Jak profesjonalista.
Komisarz przerwał rozmyślania, gdy Szrebska odłożyła telefon.
– Mój znajomy wypowiada się o tobie w samych superlatywach – powiedziała. – Gratuluję, urosłeś w moich oczach.
– Dziękuję.
– Szczególnie spodobało mi się, że niegdyś oplułeś przewodniczącego Gminnej Rady Narodowej.
– Nigdy nie postawiono mi zarzutów.
– Trudno postawić je dwunastolatkowi.
– To prawda. Choć w PRL-u wszystko było możliwe.
– Koniec końców przeszedłeś pozytywnie weryfikację Szrebskiej.
Forst uniósł brwi.
– A teraz pokaż, na co cię stać – dodała. – I dowiedz się, kim jest nasz John Doe.
– Nazywamy takich NN osobami.
– Co?
– To nie serial kryminalny, tu nie ma Johnów Doe i no name’ów. Są NN osoby, a w tym przypadku raczej NN zwłoki.
– Mniejsza z tym. Może ktoś zdołał już ustalić jego tożsamość.
– Może. Przypuszczam, że właśnie zabierają się do sekcji. Śmigłowiec TOPR-u zabrał ciało dobre dwie godziny temu.
– Tak długo schodziliśmy z gór?
– Przy mnie zawsze czas mija szybko.
– Dzwoń lepiej, Forst.
Wiktor