Józef Balsamo, t. 5. Aleksander Dumas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Józef Balsamo, t. 5 - Aleksander Dumas страница 7
ROZDZIAŁ CXXX NAPÓJ MIŁOSNY
ROZDZIAŁ CXXX
NAPÓJ MIŁOSNY
Balsamo wszedł do salonu, w którym czekała pani Dubarry, z twarzą jaśniejącą szczęściem. Ukłonił się jej z uśmiechem i powiedział:
— Przepraszam cię, hrabino, że czekałaś na mnie, ale nie wziąłem pod uwagę szybkości twoich koni. Sądziłem, że jeszcze jedziesz placem Ludwika XV.
— Jak to? — zdziwiła się pani Dubarry. — Pan wiedział, że przyjadę?
— Tak, hrabino. Przed dwiema godzinami widziałem panią w jej błękitnym buduarze w kwiaty. Leżała pani na sofie i myślała, żeby pojechać do hrabiego de Foenix. Zadzwoniła pani i...
— I kto wszedł? — spytała zdumiona wciąż hrabina.
— Weszła siostra twoja, hrabino.
— Doprawdy, hrabio, jesteś czarownikiem. Czy pan często patrzy, co się dzieje w moim buduarze? Na przyszłość dobrze byłoby uprzedzić mnie o tym...
— Och, hrabino! Ja patrzę tylko przez drzwi otwarte.
— Trudne do uwierzenia... A teraz, hrabio, pozwól, że ci powiem, co dla ciebie zrobiłam.
— O nie, proszę najpierw mówić o sobie.
— Dobrze, ale zacznijmy od tego, że kiedy tu jechałam, poznałam jednego ze sług marszałka, który jechał za moją karetą.
— Jak pani sądzi, w jakim celu książę panią śledzi?
— Aby mi zaszkodzić. Wie, że nasze wzajemne stosunki nie mogą się podobać królowi...
— Książę nie może pani zaszkodzić — On już zaszkodził — odparła hrabina. — Mało co przecież nie padłam ofiarą jego intrygi, w której i pan był trochę zamieszany.
— Ja przeciwko pani?
— Czy nie dawał pan księciu eliksiru?
— Nie, eliksir ma książę swój, według własnych recept. Ode mnie brał tylko krople na sen.
— Którego dnia przyjeżdżał po te krople? — Ubiegłej soboty.
— Ach, teraz rozumiem! Król był wtedy u panny de Taverney.
— Jeżeli więc pani rozumie, tedy wie pani, że dałem tylko te usypiające krople.
— One nas ocaliły, za co panu dziękuję. Och, hrabio, mówiąc przenośnie, byłam bardzo chora i teraz wprost nie mogę uwierzyć, że wyzdrowiałam. Doskonały z pana doktor.
— Może mi pani raczy podać symptomy tej choroby?
— Z chęcią. Otóż w wigilię odwiedzin króla u panny de Taverney, książę i baron de Taverney byli na wieczerzy u króla. Andrea zaczęła się podobać królowi, więc marszałek i baron wlali jej do wody napoju miłosnego...
— No i co?
— Napój poskutkował i to wszystko. Byli tacy, co widzieli, że król szedł do mieszkania panny Andrei. A potem, w czasie burzy, wrócił rozgorączkowany...
— Myśli pani, że nie od samej burzy dostał gorączki?
— Nie, bo kamerdyner słyszał, jak król wołał: „Umarła!” — Och! — zdziwił się Balsamo.
— Były to jednak krople usypiające...
— Tak, tak — rzekł Balsamo, teraz dopiero przypomniawszy sobie, że tego wieczora nie obudził Andrei. — A co było potem?
— Potem król w ciągu dnia przyszedł do siebie, a wieczorem był u mnie w Luciennes, gdzie przekonałam się, że marszałek jest prawie tak samo wielkim czarownikiem, jak pan.
Triumfująca i uśmiechnięta twarz hrabiny upewniła Balsamo, że faworyta posiada jeszcze nad królem władzę.
— A teraz kolej na ciebie, hrabio — powiedziała pani Dubarry. — Ocaliłeś mnie od niebezpieczeństwa, ale i ja wybawiłam cię od wielkiej biedy.
— Mnie? Powiedz, hrabino, w jakiej sprawie?
— W sprawie szkatułki. Były, tam papiery z szyframi. Zostały one przetłumaczone i dziś rano de Sartines był u króla i przywiózł przetłumaczone teksty.
— I co powiedział król?
— Z początku dziwił się, potem przestraszył. Pan de Sartines chciał, żebym wyszła, ale ja pozostałam przy rozmowie, czego zresztą chciał też król. A potem de Sartines oskarżał pana, zaczął napadać na Prusy i mówić o spiskach wielu osób i o tym, że są winni...
— Winni czego?
— Nie wiem, czy powinnam o tym mówić, bo to jest tajemnica stanu...
— A więc i nasza. Nie masz się czego lękać, hrabino. Przecież powinienem, milczeć we własnym interesie.
— Tak, hrabio... Więc de Sartines chciał dowieść, że liczna i potężna sekta podkopuje ustrój i zagraża Francji.
— I co król na to odpowiedział?
— Jak zwykłe żarcikiem: żeby nie podkopywali ustroju, trzeba ich zamknąć w Bastylii.
Balsamo zadrżał, ale nie dał tego znać po sobie. — I co potem? — zapytał z uśmiechem.
— Potem król spojrzał na mnie, a ja powiedziałam, że takie małe, czarne cyferki nie mogą mnie przekonać, że we Francji jest zły monarcha. De Sartines na to powiedział, że nie mam racji, a król, że obydwoje mamy rację. A potem minister podsunął różne papiery do podpisu, wśród nich jeden przeciwko panu, ale ja zaprotestowałam. De Sartines przekonywał króla i powiedział nawet, że ja żądam łaski dla złoczyńców wówczas, kiedy życie króla jest w niebezpieczeństwie. Król zdenerwował się, zbladł i już myślałam, że przegraliśmy. Wtedy powiedziałam do niego, że jeżeli wierzy w to, co przeczytali urzędnicy, to i ja wobec tego należę do spisku. I wyszłam do drugiego pokoju, ale król pobiegł za mną przepraszając i na moje życzenie przepędził ministra. Kazał mu iść precz i de Sartines stracił zupełnie głowę. Podszedł do mnie, przeprosił mnie i powiedział, że gubię kraj i że ja będę żałować wstawiennictwa w twojej, hrabio, sprawie. Balsamo zamyślił się.
— Jak to, hrabio? Nie dziękujesz mi, że uwolniłam cię od przejażdżki do Bastylii? — zdziwiła się hrabina.
Balsamo