Idiota. Федор Достоевский

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 15

Idiota - Федор Достоевский

Скачать книгу

żony, Gania z całego serca ją znienawidził. W duszy Gani zlała się ponoć dziwnym sposobem namiętność z nienawiścią i chociaż po długich, męczących wahaniach zgodził się w końcu na małżeństwo z „ohydną kobietą”, to w głębi duszy poprzysiągł jej gorzką zemstę i obiecał „dać jej do wiwatu” po ślubie (jak podobno sam się wyraził). O wszystkim tym miała wiedzieć Nastazja Filipowna i w tajemnicy przygotowywać jakiś odwet. Tocki wystraszył się już do tego stopnia, że przestał się nawet zwierzać Jepanczynowi ze swoich niepokojów; ale bywały momenty, że jako człowiek słaby nabierał otuchy i rósł na duchu; nabrał na przykład szczególnej otuchy, gdy się dowiedział, że Nastazja Filipowna obiecała wreszcie obu przyjaciołom, iż wieczorem, w dniu swoich urodzin powie ostatnie słowo. Za to z drugiej strony coraz bardziej prawdopodobnych rysów nabierała niestety inna, niezmiernie dziwna i wprost nieprawdopodobna pogłoska dotycząca samego wielce szanownego Iwana Fiodorowicza.

      Na pierwszy rzut oka plotka ta wydawała się czystą bzdurą. Trudno było uwierzyć, że Iwan Fiodorowicz, w szacownej starości swych dojrzałych lat, przy swoim wielkim rozumie, trzeźwej znajomości życia itd., itd. sam się skusi na Nastazję Filipownę, i to ponoć do tego stopnia, że jego kaprys niebezpiecznie zbliży się do prawdziwej namiętności. Na co liczył w tej sytuacji – trudno sobie wyobrazić; możliwe, że nawet na współdziałanie samego Gani; w każdym razie coś w tym rodzaju podejrzewał Tocki – podejrzewał, że między generałem a Ganią istnieje jakaś niewypowiedziana umowa, oparta na wzajemnym zrozumieniu. Jest zresztą rzeczą powszechnie wiadomą, że człowiek pogrążony po uszy w namiętności – zwłaszcza człowiek w latach – robi się całkowicie ślepy i szuka nadziei nawet tam, gdzie jej być absolutnie nie może; mało tego, taki człowiek traci rozsądek i postępuje jak głupiutkie dziecko, chociażby był sprytny jak lis i kuty na cztery nogi. Wiadomo było, że generał przygotował jako urodzinowy prezent dla Nastazji Filipowny przecudną, wartą cały majątek perłę i czynił wokół tego podarunku wiele zabiegów, jakkolwiek wiedział o bezinteresownym charakterze Nastazji Filipowny. W przeddzień jej urodzin chodził jak w gorączce, chociaż sprytnie ukrywał to przed otoczeniem. Właśnie o tej perle dowiedziała się generałowa. Co prawda Lizawieta Prokofiewna już od dość dawna doświadczała skutków lekkomyślności małżonka, a nawet częściowo do niej przywykła, ale na podobną rzecz nie można było przecież przymknąć oczu, toteż wszystkie plotki o perle niezmiernie ją interesowały. Generał odgadł to zawczasu; mając w pamięci kilka słówek, które padły jeszcze poprzedniego dnia, z lękiem oczekiwał na rewizję generalną. Oto dlaczego owego ranka, od którego zaczęliśmy naszą opowieść, tak strasznie nie miał ochoty na śniadanie w rodzinnym gronie. Jeszcze przed wizytą księcia postanowił się wykręcić sprawami służbowymi, aby go jakoś uniknąć. „Uniknąć” zaś u generała niekiedy znaczyło po prostu „uciec”. Chciał, aby przynajmniej ten jeden dzień, a zwłaszcza wieczór owego dnia był wolny od nieprzyjemności. I oto nagle spadł mu jak z nieba książę: „Sam Bóg mi go zesłał” – pomyślał generał, przestępując progi pokojów swej małżonki.

      V

      Generałowa była osobą zazdrośnie dbającą o swoje pochodzenie. Jakimż więc ciosem była dla niej nieoczekiwana wiadomość, że ostatni z jej rodu książę, o którym coś gdzieś już słyszała, nie jest nikim więcej, jak tylko żałosnym idiotą, niemal żebrakiem i w dodatku przyjmuje jałmużnę. Generał liczył właśnie na mocny efekt, mający za jednym zamachem zainteresować żonę i odwrócić jakoś jej uwagę.

      W wypadkach skrajnego zaskoczenia generałowa zachowywała się zazwyczaj następująco: wytrzeszczała niemożliwie oczy i cofnąwszy nieco tułów, nieokreślonym wzrokiem patrzyła przed siebie, nie mówiąc przy tym ani słowa. Była to postawna, równa wiekiem mężowi kobieta o ciemnych, mocno posiwiałych, ale jeszcze gęstych włosach, nieco garbatym nosie, szczupła, z żółtymi zapadłymi policzkami i cienkimi wpadniętymi ustami. Czoło miała wysokie, choć wąskie, a szare i dość duże oczy nabierały niekiedy zupełnie nieoczekiwanego wyrazu. Niegdyś miała słabość wierzyć, że spojrzenie tych oczu jest nadzwyczaj efektowne i przekonanie to pozostało w niej niezmienione.

      – Przyjąć? Mówi pan, że przyjąć? Teraz, w tej chwili? – i generałowa ze wszystkich sił wytrzeszczyła oczy na Iwana Fiodorowicza, który kręcił się przed nią niespokojnie.

      – O, co do tego, to można bez żadnych ceremonii, jeśli tylko ty, moja droga, masz ochotę się z nim widzieć – pospieszył z wyjaśnieniami generał. – To zupełne dziecko, żałosne nawet; miewa jakieś ataki; przyjechał prosto ze Szwajcarii, dopiero co z pociągu, dziwnie ubrany, jakoś z niemiecka, i w dodatku bez grosza – ale to dosłownie; prawie płacze; dałem mu dwadzieścia pięć rubli i chcę mu znaleźć jakąś posadkę u nas w kancelarii. A was, mesdames, proszę o poczęstunek dla niego, bo chyba jest głodny…

      – Zadziwia mnie pan, doprawdy – mówiła tym samym tonem generałowa – głodny i z atakami? Z jakimi atakami?

      – No, nie są takie częste. A przy tym on jest prawie jak dziecko; zresztą, ma wykształcenie. A was, mesdames – zwrócił się znów do córek – chciałbym właśnie prosić, żebyście go przeegzaminowały. Dobrze byłoby jednak wiedzieć, do czego się nadaje.

      – Prze-eg-za-mi-no-wa-ły? – zapytała generałowa, przeciągając sylaby i w najgłębszym zdumieniu znów zaczęła przenosić spojrzenie z  córek na męża i odwrotnie.

      – Ach, moja droga, nie bierz tego w ten sposób… zresztą, jak ci wygodnie. Chodziło mi o to, żeby go przygarnąć i do nas wprowadzić, dlatego, że to prawie uczynek miłosierdzia.

      – Wprowadzić do nas? Ze Szwajcarii?

      – Szwajcaria tu w niczym nie przeszkadza; zresztą, powtarzam, zrobisz jak zechcesz. Przecież mnie o to chodzi, że on po pierwsze ma to samo nazwisko i może nawet jest twoim krewnym, a po drugie nie wie, gdzie głowę złożyć. Pomyślałem nawet, że to cię trochę zainteresuje, bo to, jak by nie było, nasza rodzina.

      – Rozumie się, maman, jeśli z nim można bez ceremonii, a przy tym jest głodny, prosto z drogi i nie ma się gdzie podziać, to czemu go nie nakarmić? – odezwała się najstarsza Aleksandra.

      – W dodatku to zupełne dziecko. Można się z nim jeszcze w  ciuciubabkę bawić.

      – W ciciubabkę? Jak?

      – Ach, maman, proszę przestać udawać – z irytacją przerwała jej Agłaja.

      Średnia, Adelajda, śmieszka z natury, nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

      – Tato, proszę go zawołać. Maman się zgadza – zadecydowała Agłaja.

      Generał zadzwonił i polecił wezwać księcia.

      – Ale wyłącznie pod warunkiem, że mu się zawiąże serwetkę pod szyją, jak usiądzie za stołem – postanowiła generałowa. – Wezwać Fiodora, albo niech Mawra… żeby ktoś stał za nim i pilnował, jak będzie jadł. A spokojne ma przynajmniej te ataki? Bez jakichś ruchów?

      – Przeciwnie, jest nawet bardzo dobrze wychowany i maniery ma znakomite. Czasami trochę za prosty… Ale oto i on we własnej osobie. Pozwólcie, że wam przedstawię: ostatni z rodu książę Myszkin, imiennik, a może nawet krewny. Proszę go przyjąć i ugościć. Teraz będzie śniadanie, książę, proszę nam wyświadczyć ten honor… A ja już jestem spóźniony, wybaczcie, pędzę…

      – Wiadomo

Скачать книгу