Idiota. Федор Достоевский
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 9
– Na pewno to powiedziała? – zapytał. Jego głos przy tym jakby zadrżał.
– Trzy dni temu dała słowo. Takeśmy obaj nalegali, że w końcu wymogliśmy to na niej. Prosiła tylko, żeby tobie nie mówić – do czasu.
Generał badawczo przyglądał się Gani, którego zmieszanie najwyraźniej mu się nie podobało.
– Niech pan sobie przypomni, Iwanie Fiodorowiczu – rzekł ten trwożliwie i z wahaniem – że przecież ona sama dała mi pełną swobodę decyzji do momentu, kiedy sama jej nie podejmie, a i wówczas jeszcze będę miał ostatnie słowo…
– Czy ty… czy ty… – wystraszył się niespodzianie generał.
– Ja nie.
– Zlituj się, co ty chcesz z nami zrobić?
– Ja przecież nie odmawiam. Może niewłaściwie się wyraziłem…
– No pewnie, jeszcze byś odmawiał – rzekł generał z irytacją, której nawet nie próbował ukrywać. Tu już, bracie, nie chodzi o to, że nie odmawiasz, ale o twoją gotowość, satysfakcję, radość, z jaką przyjmiesz jej słowo. A co tam słychać u ciebie w domu?
– W domu? W domu wszystko zależy od mojej woli. Tylko ojciec jak zwykle błaznuje, ale z niego już się całkiem Bóg wie co zrobiło; to skończony człowiek; już z nim nawet nie rozmawiam, ale w ryzach trzymam. I mówię szczerze, że gdyby nie matka, tobym go przepędził. Matka oczywiście ciągle płacze, siostra się złości, ale im powiedziałem, że jestem jedynym panem własnego losu i życzę sobie, żeby mnie w domu… słuchano. W każdym razie siostrze to wszystko wyrąbałem, przy matce.
– A ja, bracie, ciągle czegoś tu nie rozumiem – rzekł w zamyśleniu generał, wzruszywszy lekko ramionami i rozłożywszy nieco ręce. – To samo Nina Aleksandrowna, jak tu była ostatnio, pamiętasz? Jęczy, wzdycha: „Co z panią” – pytam. Zachowują się, jakby je jakaś hańba spotkała. A, za pozwoleniem, cóż to za hańba? Kto może cokolwiek zarzucić Nastazji Filipownie? Że żyła z Tockim? Ale to przecież wierutna bzdura! Zwłaszcza w obliczu okoliczności, które wszyscy znamy. „Pan – mówi – do swoich córek jej przecież nie dopuści?” Otóż to! Oj, to, to, Nina Aleksandrowna! To tak, jakby nie rozumieć, jakby nie rozumieć…
– Swojego położenia? – podpowiedział Gania zakłopotanemu generałowi. – Ona wszystko rozumie. Niech pan się na nią nie gniewa. Zresztą, zmyłem jej wtedy głowę, żeby się nie wtrącała do nie swoich spraw. Mimo to w domu tylko dlatego jeszcze jakoś wszystko się trzyma, że nie padło to ostatnie słowo. Ale burza wisi w powietrzu. Jeśli dzisiaj padnie ostatnie słowo, to wszystko się dopełni.
Książę słyszał całą tę rozmowę z kąta gabinetu, w którym siedział nad swoim ćwiczeniem kaligraficznym. Gdy skończył, podszedł do biurka i podał zapisaną kartkę.
– A więc to jest Nastazja Filipowna? – zapytał, przyjrzawszy się uważnie i z zaciekawieniem portretowi. – Zadziwiająco piękna – dodał z żarem. Portret istotnie ukazywał kobietę niezwykłej urody. Sfotografowana była w czarnej, jedwabnej sukni prostego i wyjątkowo eleganckiego kroju. Włosy, najprawdopodobniej ciemnoblond, uczesane były po domowemu. Miała ciemne, pełne głębi oczy, zamyślone czoło i namiętną, jakby wyniosłą twarz. Była to twarz bardzo szczupła, może i blada… Gania i generał ze zdumieniem spojrzeli na księcia.
– Jak to Nastazja Filipowna! To pan już i Nastazję Filipownę zna? – zapytał generał.
– Tak. Jestem w Rosji dopiero dobę, a już znam taką piękną kobietę – odrzekł książę i natychmiast opowiedział o swoim spotkaniu z Rogożynem, streszczając całą z nim rozmowę.
– A to coś nowego! – zaniepokoił się znów generał, który z niezmierną uwagą wysłuchał opowiadania i badawczo popatrzył na Ganię.
– Skandal i tyle – wymamrotał również nieco zbity z tropu Gania – kupiecki synek hula. Słyszałem coś o nim.
– I ja słyszałem, bracie – podjął generał. – Nastazja Filipowna od razu opowiedziała o tej historii z kolczykami. Ale teraz to zupełnie co innego; w grę może faktycznie wchodzić milion i… namiętność, namiętność, dajmy na to, ohydna, ale mimo wszystko namiętność, to się czuje; a przecież wiadomo, do czego ci panowie są zdolni, gdy sobie wypiją!… Hm! Żeby jakaś historia z tego nie wyszła! – zakończył generał w zamyśleniu.
– Pan się boi miliona? – wyszczerzył zęby Gania.
– A ty oczywiście nie?
– Jak się panu wydaje, książę – zwrócił się nagle Gania do księcia – to poważny człowiek, czy ot tak, zwykły hulaka? Jakie właściwie jest pańskie zdanie?
Z Ganią działo się coś szczególnego, kiedy zadawał to pytanie, jakby jakaś nowa myśl rozbłysła w jego mózgu i niecierpliwą iskrą zapłonęła w oczach. Generał, który szczerze i w prostocie ducha się niepokoił, również spojrzał na księcia spod oka, jednak chyba nie oczekiwał zbyt wiele od jego odpowiedzi.
– Nie wiem, jak to panu powiedzieć – odrzekł książę. – Wydało mi się, że jest w nim ogromna namiętność, i to nawet jakaś chora namiętność. Zresztą, on jeszcze chyba nie do końca wyzdrowiał. Bardzo możliwe, że jeszcze w tych dniach znowu położy się do łóżka, zwłaszcza jeśli zahula.
– Tak? Tak się panu wydało? – uczepił się tej myśli generał.
– Tak mi się wydało.
– A jednak tego rodzaju historie się zdarzają i możliwe, że wcale nie za kilka dni, ale jeszcze dzisiaj wieczorem coś się stanie – uśmiechnął się Gania do generała.
– Hm!… Oczywiście… Racja. A wtedy już cała rzecz zależy od jej widzimisię – powiedział generał.
– A przecież pan wie, jaka ona potrafi być!
– To znaczy jaka? – szarpnął się znów generał, całkowicie już rozstrojony. – Posłuchaj, Gania. Proszę cię, nie sprzeciwiaj się jej dzisiaj wieczorem za bardzo i postaraj się być jakoś, wiesz… być… jednym słowem, serdeczniejszy… Hm… Czemu się tak krzywisz? Posłuchaj, Gawriło Ardalionowiczu, dobrze, a nawet bardzo dobrze byłoby teraz ustalić, o co właściwie zabiegamy? Rozumiesz, że ja już dawno zagwarantowałem sobie korzyści z tego interesu. Tak czy inaczej wyciągnę swój zysk. Tocki podjął decyzję ostateczną, jestem pewien. Dlatego jeśli w tej chwili czegoś pragnę, to jedynie twojej korzyści. Rozważ sam. Nie ufasz mi? A przy tym jesteś przecież człowiekiem… człowiekiem… jednym słowem człowiekiem rozumnym i ja związałem z tobą pewne nadzieje… a w danym wypadku to… to…
– To najważniejsze – zakończył Gania, ponownie przychodząc z pomocą zakłopotanemu generałowi. Na jego ustach pojawił się jadowity uśmieszek, którego nie chciał już ukrywać. Patrzył płonącymi oczyma prosto w oczy generała, nawet jakby pragnąc, aby ten wyczytał z jego spojrzenia wszystkie myśli.
Generał spurpurowiał i wybuchnął.
– Tak,