Zniknąć. Petra Soukupova

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zniknąć - Petra Soukupova страница 19

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Zniknąć - Petra Soukupova

Скачать книгу

widzę, i wielka klucha w gardle, że tak wygląda, ale jestem już duży, już nie beczę. Jeśli już, to tylko wtedy, kiedy jestem sam. Stoimy z tatą, głupio nam, potem siadam na brzegu jej łóżka, mama nic nie mówi, oprócz typowych rzeczy, próbuję opowiedzieć jej, co u nas, jak tam w domu, tata ze śmiechem opowiada o moich sportowych porażkach, robi z tego wielkie jaja.

      Za pierwszym razem wizyta jest do bani.

      Za drugim razem jedzie z nami babcia, a potem zostaje u nas na tydzień. Pierwszy raz od długiego czasu jem wtedy bułczankę4 albo prawdziwą zupę, nie taką z torebki. Tata specjalnie nie zwraca na nas uwagi, my na niego też nie. Bardzo chcę, żeby babcia została, bo z nią wszystko jest takie normalne, nie zabawne, ale po prostu takie, jak ma być, czas mija bez tego wszechobecnego cienia brata, nasze mieszkanie bez babci jest jak naczynie wypełnione syropem, w  którym bardzo ciężko się poruszać. Ale babcia nie może zostać, ma króliki i kury, teraz karmi je sąsiad, przyjedziesz do mnie na wakacje, Kuba. No okej.

      Kiedy przyjeżdżamy za czwartym razem i mama wraca z nami, wszystko wygląda lepiej. Mama nie jest już taka chuda i normalnie z nami rozmawia. Może nie mówi aż tyle, co kiedyś, ale tak nie będzie już chyba nigdy.

      Wracamy do domu i  niektóre rzeczy wracają do normy. Na przykład to, że mama gotuje i sprząta. Budzi mnie rano do szkoły, na stole śniadanie, dokładnie takie, jak lubię. Ubrania wyprane i równo wyprasowane. Niektóre rzeczy nie są normalne. Dochodzi parę nowych zwyczajów. Mama odprowadza mnie do szkoły. Idziemy razem ulicą, ona trzyma mnie za rękę, uczucie, którego już nie pamiętam, ma małe zimne ręce. Ale zawsze takie miała, ciągle mówiła, mam niedokrwienie rąk i nóg, nawet w lecie nosi ciepłe skarpetki.

      Na przejściu dla pieszych mama nagle się zatrzymuje, patrzę tam gdzie ona i widzę tylko grupkę dzieci. A mama mnie trzyma, naprawdę mocno, i wpatruje się w te dzieci, raz nawet jakby się zrywa, jakby chciała pobiec, chociaż to jasne, że nie ma tam brata, ja to widzę, ale dopiero kiedy ta grupka znika za rogiem, możemy iść dalej. Przez całą drogę mama zerka na inne dzieci, na wszystkich ludzi.

      Pod szkołą się żegnamy, idę do szatni, potem do klasy na trzecie piętro, patrzę z okna, bo mam pewne podejrzenie, no jasne że tak, mama ciągle stoi w tym samym miejscu i przygląda się wszystkim dzieciom, które idą do szkoły.

      Kiedy wychodzę ze szkoły, mama czeka i odprowadza mnie do domu. Trzyma mnie za rękę.

      Fakt, że jest mi wstyd, ale w  sumie co, co mnie obchodzą ci idioci ze szkoły, i tak mam ich gdzieś, myślę ze wściekłością. Spierdalajcie.

      Mama nie życzy sobie też, żebym wychodził na dwór po południu, do czego się przyzwyczaiłem, kiedy byłem sam z  tatą, chodziłem robić zdjęcia, czasem nawet nie, po prostu sobie chodziłem. Proponuję, żeby poszła ze mną, ale nie może, źle jej to robi, ma zabronione. Więc znowu siedzę w domu. Próbuję jakoś wyjaśnić mamie, że tak nie może być wiecznie, ona w ogóle tego nie rozumie. W dodatku nawet nie chodzi do pracy, tylko gotuje i opiekuje się mną. Jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy wróciłem ze szpitala.

      Codziennie piecze jakieś babki albo placki. Nie nadążamy zjeść. Tata przez kilka tygodni nie chodzi do knajpy, siedzi w  domu i ogląda sport. Siedzimy wieczorem na kanapie, tata ogląda golf albo tym podobny kretynizm, jemy jakieś skomplikowane danie, a  mama ciągle coś pichci w kuchni. Potem wolę iść do pokoju, przed uśnięciem słyszę, że mama bez przerwy coś robi w kuchni, zaczęła nawet piec ciasteczka dla swoich byłych koleżanek z pracy, dla sąsiadek z bloku, niegdyś koleżanek. Mogłaby spokojnie otworzyć cukiernię.

      A przy tym ciągle za mną chodzi, mam wszystko, czego chcę, wszystko, o  co proszę, dostaję od ręki. Ulubione dania. Może samo to nie byłoby takie złe, cała ta jej uwaga, jednak wkoło nas ciągle jest syrop.

      Matka bierze leki. Bez nich nie dałaby rady. Tak samo nie dałaby rady bez pracy. Stara się nie wychodzić, jeśli nie musi, wciąż jest na granicy. Ciągle najbardziej ze wszystkiego na świecie chce iść na pociąg, jeździć po innych miastach i nadal go szukać. Czasami specjalnie wychodzi po Jakuba do szkoły godzinę wcześniej, siedzi na ławce przed dworcem i słucha komunikatów o przyjazdach i odjazdach. Ale potem czuje się gorzej. A potem znów tam idzie.

      LATO

      No i wyglądało na to, że znowu nie pojadę latem do babci. Mama mnie nie puści. Nie za bardzo o tym rozmawiamy, ale w  dzień rozdania świadectw, mam niezłe oceny, więc na obiad jest kurczak z frytkami i tort lodowy z bitą śmietaną i karmelem, a wieczorem przyjeżdża babcia. Nawet mama jest zaskoczona.

      – Aleś urósł – mówi babcia, a potem już nie zwraca na mnie uwagi. Zwraca za to uwagę na mamę, przygląda jej się. Trochę się poprawiłaś, to dobrze. Patrzą na siebie, mama wygląda, jakby zaraz miała się rozpłakać. Nie wydaje mi się, żebym specjalnie urósł.

      – Kuba, idź na dwór – mówi babcia, a ja widzę, jak mama patrzy, że nie chce, więc dalej tam stoję, ale babcia powtarza: – No idź, głuchy jesteś?!

      Zerkam na mamę, ona nic, babcia mnie popycha, prawie wyrzuca za drzwi, więc ubieram buty, nawet już nie patrzę na mamę, i idę.

      W ten megadziwny dzień, w który każde dziecko się cieszy, no, może z wyjątkiem tych kilku, o których jutro napiszą w gazecie, że tak się bali rodziców, że woleli się zabić niż pokazać im świadectwo, wakacje nigdy nie będą dłuższe niż dzisiaj, w powietrzu pachnie latem, idę na dwór, tak po prostu, pierwszy raz od kilku miesięcy jestem sam na dworze. Jasne, że chodziłem na przykład po zakupy, tylko musiałem zaraz wracać. Kiedy w mięsnym była duża kolejka, a mamie się zdawało, że coś długo nie wracam, przychodziła po mnie. Pomijając swój pokój, ubikację i łazienkę, już dawno nie byłem tak naprawdę sam. Jest super. Chodzę. Zaglądam ludziom w okna. Najczęściej widać żyrandole. Zgaduję po żyrandolach, kto tam mieszka. Jakoś dochodzę do domu, gdzie mieszka Marta. Patrzę na niego.

      Wszystko to było dawno temu.

      Kiedy wracam do domu, mama ma spuchnięte oczy i czerwony nos, babcia chyba też. W  milczeniu jem kolację, mama siedzi naprzeciwko i na mnie patrzy, czasem tak robi, już mnie to nie rusza. Kiedy potem leżę i czytam, do pokoju wchodzi babcia i mówi cicho, spakuj się, jedziemy wcześnie rano, żebyś czegoś nie zapomniał.

      W dzień, kiedy Jakub pojechał z  mamą do Dlouhej Louki, matka cały dzień leży w łóżku. Nie śpi. Nie ma dla kogo wstawać czy robić czegokolwiek.

      Co minutę chce dzwonić do mamy, czy z Jakubem wszystko w porządku. Robi to chyba z siedem razy.

      Leży trzy albo cztery dni. Stara się nie myśleć. Próbuje czytać i rozwiązywać krzyżówki, słuchać radia, ale potem nie wytrzymuje. Wie, że nie powinna tego robić. Wie, że nie powinna zadawać sobie bólu. Pod wieczór wstaje i otwiera sekretarzyk pełen zdjęć. Wyjmuje kilka. Na pierwszej jest Jakub w beciku, kiedy przywiozła go ze szpitala. Odkłada ją. Na drugiej jest Martin, jak siedzi na krzesełku, po jego minie widać, że zaraz się rozpłacze. Matka próbuje dokładnie przypomnieć sobie tę sytuację. Wróciła z porodówki, odebrał ją Michal, niósł też Jakuba, a ona była tak zmęczona, że w domu położyła się razem z nim, Martin pętał się przy nich, wkurzony, że nikt nie zwraca na niego

Скачать книгу


<p>4</p>

Bułczanka – rodzaj zapiekanki przygotowywanej z namoczonego w mleku z cukrem białego pieczywa przekładanego startymi jabłkami lub gruszkami i pieczonej w piekarniku.