Arabski kochanek. Carol Marinelli

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Arabski kochanek - Carol Marinelli страница 4

Arabski kochanek - Carol  Marinelli

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Jeszcze odrobinę – odrzekł Karim. – Ostrożnie – ostrzegł, ale pamiętała, gdzie tkwi metal. Popchnęła ramię dziecka w górę.

      – Wystarczy?

      – Nie wiem – przyznał Karim. – Pchaj dalej.

      Trwało to chyba całą wieczność.

      Nadjechała karetka i ratownicy otworzyli nieco szerzej drzwi auta. Mogła teraz włożyć głowę do środka. Ponieważ nie była w stanie się poruszyć, Karim wpełzł do auta i nakrył kocem niemowlę, gdy strażak rozbijał tylną szybę. Ratownicy wyciągnęli ranną matkę.

      – Odwróć głowę i nie ruszaj się – polecił Karim, podczas gdy strażacy usiłowali dostać się do dziecka przez tylną szybę.

      Karim został wraz z nią w namiocie z koca.

      Mówił do niej, a ona, cała odrętwiała, zastanawiała się tylko, czy dziecku udało się przeżyć.

      – Strażacy zabezpieczyli oba silniki – uspokoił ją. – To już nie potrwa długo.

      – Marzną mi nogi – poskarżyła się Felicity.

      – Zaraz będzie po wszystkim. – Popatrzył na nią ognistymi czarnymi oczami i to pomogło. Słyszała pomieszane głosy strażaków i ratowników, ale słuchała tylko Karima, który był jej oczami. – Podali dziecku tlen. Zanim je odwiozą, podłączą je pod kroplówkę. Wytrzymasz jeszcze trochę?

      Jej ramię i bark były nie tylko odrętwiałe, lecz także mocno bolały. Było jej tak zimno, że trzęsła się na całym ciele. Pomyślała o wszystkich matkach podczas ostatnich chwil porodu, kiedy nie dało się już wytrzymać bólu, a jednak przy odrobinie zachęty udawało im się jeszcze przeć.

      – Na pewno dasz radę wytrzymać – sam sobie odpowiedział Karim.

      Posłuchała go wbrew swemu ciału, które chciało się poddać.

      – Przesuńcie ją powoli do tyłu – powiedział Karim do człowieka, który ją podtrzymywał.

      Trzeba ją było wyciągnąć, bo nie mogła wyjść z auta o własnych siłach.

      Stała chwiejnie, rozmasowując ramiona, pod powiekami czuła łzy. Karim także wydostał się z samochodu.

      – Udało się. Ale kazałem ci się cofnąć. Na drugi raz pomyśl, zanim zaczniesz działać.

      – A ty? – spytała zaczepnym tonem.

      – Powinnaś być ostrożniejsza, mogło być więcej ofiar. Felicity skrzywiła się, gdy krew napłynęła do jej zdrętwiałych ramion. Popatrzyła na brudne, przemoczone ubranie. Miała mokre włosy i twarz, czuła, że zaraz się rozpłacze. Chyba to dostrzegł, bo zmienił swój oschły ton.

      – Wróć do hotelu – polecił Karim. – Zaraz tam przyjdę i porozmawiamy.

      – Nic mi nie jest… – zaczęła Felicity, ale urwała, bo Karim i tak jej nie słuchał, skupiony na tym, co działo się na miejscu wypadku.

      Felicity rozejrzała się dokoła. Na ulicy roiło się od strażaków i ratowników. Sprawne ręce przenosiły niemowlę wraz z fotelikiem do bezpiecznego wnętrza karetki. Ktoś okrył jej drżące ramiona kocem, ona zaś stała nieruchomo i patrzyła. Karim zachowywał się zupełnie inaczej. Mimo obecności strażaków i lekarzy krążył po miejscu wypadku, wydając polecenia.

      Felicity nie mogła się napatrzeć na tę scenę. Kim był ten niesamowity mężczyzna?

      Dopiero gdy zatrzasnęły się drzwi karetki, gdy radiowóz policji z jękiem syreny ruszył przodem, żeby wyprowadzić ambulans z tłumu, gdy nie było już nic więcej do zrobienia, Karim podszedł do Felicity i bez słowa zaprowadził ją do hotelu.

      Dokładnie tego się po nim spodziewała.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Siedzieli w luksusowej hotelowej kafeterii, Felicity otulona kocem i drżąca, Karim władczy, wołający kelnera. Po chwili na stoliku stała parująca filiżanka czekolady. Przemoczona i zziębnięta, zupełnie nie pasowała do tego olśniewającego przepychem miejsca, lecz skoro Karim się tym nie przejmował, ona także postanowiła się nie martwić. Na razie.

      Posłał jej ciepły uśmiech. Przyszło jej na myśl, że siedzi, popijając czekoladę, w towarzystwie mężczyzny, który przewija się w pobliżu niej przez cały dzień, a przecież postanowiła go unikać.

      Miała prawo do zdenerwowania!

      Zerknęła na swojego towarzysza – był doprawdy najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziała. Kelner zdjął z niego płaszcz, a jej oczom ukazał się doskonale uszyty czarny garnitur, który, mimo wilgotnych mankietów prezentował się nienagannie. Krótkie czarne włosy mężczyzny były mokre i lśniące, krawat i kołnierzyk koszuli poluzowane. Mógłby tu przyjść prosto z posiedzenia zarządu. Krój garnituru podkreślał długość jego nóg, podobnie jak śnieżna biel koszuli oliwkową cerę. Czarne oczy patrzyły łaskawie, ale nie były przyjazne. Miał w sobie coś nieuchwytnego, czego Felicity nie potrafiła sprecyzować. Pewien rodzaj wyższości, który sprawiał, że porzuciła nadzieję, iż uda jej się rozluźnić w jego towarzystwie.

      – Pozwól, że ci się przedstawię… jestem Karim. Nadzoruję rekrutację personelu szpitala i uniwersytetu.

      Felicity zmarszczyła brwi.

      – Jesteś lekarzem? – spytała. Umiał postępować w nagłych wypadkach, kontrolował sytuację nawet po przybyciu karetki ratunkowej. Z pewnością był kimś więcej niż konsultantem do spraw rekrutacji, tego była pewna.

      – Chirurgiem – potwierdził Karim. – Teraz jednak rzadko praktykuję. Moją działką jest rekrutacja. A ty jesteś Felicity Anderson – zmienił temat. – Wykwalifikowana położna, która ma już wszystkie dokumenty i jest gotowa do wyjazdu.

      – Skąd wiesz? – zdziwiła się.

      – Dowiedziałem się od Noor.

      – Och! – To pewnie za sprawą gorącej czekolady zarumieniła się aż po korzonki włosów.

      – Poprosiłem, żeby wyłowiła zgłoszenia położnych i pielęgniarek intensywnej opieki medycznej. Potrzebujemy ich szczególnie.

      – Rozumiem. – Felicity skinęła głową. Więc dlatego na nią patrzył. Resztę dopowiedziała jej wyobraźnia.

      Siedziała dziwnie osowiała, czując ogarniające ją znużenie, gdy opadła już popychająca ją do działania adrenalina.

      – Dobrze sobie poradziłaś. – Karim patrzył na nią z aprobatą, ale, jak sobie ze smutkiem uświadomiła, miał na myśli wyłącznie jej kwalifikacje pielęgniarskie. – Bez twojej pomocy dziecko wykrwawiłoby się na śmierć.

      – Mam nadzieję, że zrobiłam to, co trzeba, tak szybko, jak trzeba.

      – Później

Скачать книгу