Randka z milionerem. Кэтти Уильямс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Randka z milionerem - Кэтти Уильямс страница
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Od razu po wejściu do restauracji Susan doszła do wniosku, że popełniła niewybaczalny błąd, i to już trzeci w przeciągu zaledwie dwóch tygodni. Czyżby jej nowe hobby?
Co ją napadło, żeby włożyć buty na tak wysokich obcasach? Po co pożyczyła od koleżanki niegustowną torebeczkę obszytą cekinami? Natomiast największą wpadką był wybór obcisłej czerwonej sukienki. Kiedy ją przymierzała, wydawała się sobie szalenie seksowna, ale teraz czuła się po prostu głupio. Całe szczęście, że kupiła też piękną czarną pelerynkę, którą mogła przykryć czerwone paskudztwo.
Mężczyzna już siedział przy barze, na ucieczkę było więc za późno.
Zaraz ją zauważy, bo nie tylko opisała, jak będzie ubrana, ale też była jedyną samotną kobietą w całej restauracji.
Widziała jego zdjęcie na portalu randkowym, niestety w rzeczywistości prezentował się znacznie gorzej. Zawsze ją zastanawiało, po co ludzie oszukują, skoro przy pierwszym spotkaniu prawda i tak wyjdzie na jaw. A ten poszedł na całość, zaserwował jej całą kolekcję kłamstw.
Po pierwsze wcale nie był wysoki. Siedząc na barowym stołku, nie sięgał stopami podłogi. Po drugie nie miał gęstej blond grzywy. W zasadzie nawet trudno określić kolor tych smętnych tłustych kosmyków, które oblepiały czaszkę. Po trzecie miał około dwudziestu lat więcej niż facet na zdjęciu. Jakby tego było mało, wystroił się w kanarkową marynarkę i spodnie w kolorze musztardy.
A przecież już wtedy, gdy rozmawiała z nim przez telefon, mogła się domyślić, z kim ma do czynienia, lecz i tak skoczyła na głęboką wodę. Co za karygodny brak zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego.
I co teraz?
To była droga i elegancka restauracja. Bywanie w niej należało do dobrego tonu, stoliki trzeba było zamawiać z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Susan udało się zdobyć miejsce tylko dlatego, że skorzystała z rezerwacji rodziców, którzy musieli zmienić plany. W zamian zażądali szczegółowego sprawozdania, i to nie tylko na temat jakości serwowanych dań.
‒ Zaproś przyjaciela, zarezerwowaliśmy stolik na dwie osoby ‒ powiedziała matka zrezygnowanym tonem, jakim prawie zawsze zwracała się do córki. ‒ Przecież musisz znać jakiegoś sensownego mężczyznę.
„Sensowny” to według niej ktoś na stanowisku, żaden barowy muzyk lub bezrobotny, a już na pewno nie nawiedzony podróżnik, który przemierza kontynenty w poszukiwaniu prawdy o życiu lub, co gorsza, o samym sobie.
Niestety Susan znów dała się zwieść pozorom. Ucieszyła się, że mężczyzna, z którym ma się spotkać, słyszał o tej restauracji.
Może i słyszał, ale co z tego?
W pierwszym odruchu chciała wziąć nogi za pas, zanim facet ją zauważy, ale był to głupi pomysł. Rodzice jej nie darują, a nie było sensu ich okłamywać, bo matka i tak wyciągnie z niej prawdę. W tej dziedzinie była wybitnie utalentowana, więc Susan z góry stała na straconej pozycji.
Niestety jeszcze przed rozpoczęciem randki potrafiła sobie wyobrazić jej przebieg. Rwąca się konwersacja, wymuszone żarty i uśmiechy, ogromna ulga, kiedy wreszcie będą mogli się pożegnać. Oboje zwątpią w sens tego spotkania już przy przystawce, ale z uwagi na obowiązujące maniery zmuszą się do tego, by wytrwać przynajmniej do głównego dania. Zrezygnują z kawy i deseru, byle tylko nie przedłużać męczarni. Potem facet w kanarkowej marynarce zasugeruje, by każde zapłaciło za siebie, skrupulatnie zanotowawszy w myślach, kto co zjadł.
Sfrustrowana, że po raz kolejny na własne życzenie wpakowała się w beznadziejną sytuację, w popłochu rozejrzała się wokół.
Dostrzegła wiele atrakcyjnych i eleganckich osób, tłok w barze i w sali restauracyjnej, imponującą przeszkloną konstrukcję z mnóstwem zieleni.
Rozbawione grupki, zakochane pary…
I nagle przy jednym z najlepszych stolików zauważyła samotnego mężczyznę.
Był tak przystojny, że na chwilę zaparło jej dech. Kruczoczarne włosy, śniada cera, regularne rysy. Cóż, na pewno stał na początku kolejki, kiedy rozdawano urodę.
Wpatrywał się w ekran laptopa, nie zwracając uwagi na otoczenie, jakby nic nie słyszał i nie widział, co się wokół dzieje. I jeszcze coś: w tym eleganckim lokalu był ubrany w dżinsy i gruby czarny sweter, a przy tym promieniał pewnością siebie. Susan instynktownie wyczuwała, że ten mężczyzna zupełnie nie dba o opinię innych. I nie chodzi o żadną pozę, po prostu nic go to nie obchodzi, jakby siedział pod niewidzialną kopułą, do której nikt nie ma odwagi się zbliżyć.
Właśnie kogoś takiego szukała, cierpliwie przeglądając profile na portalu randkowym. Tylko czy tacy mężczyźni muszą szukać partnerki w internecie? Bardzo wątpliwe.
Jednak ten facet był sam, w dodatku na nikogo nie czekał, bo stolik został nakryty na jedną osobę.
Co jakiś czas popijał coś z kieliszka, ale talerze i sztućce odsunął poza zasięg ręki. W takich lokalach na pewno obowiązują niepisane zasady, ale najwidoczniej nic sobie z nich nie robił.
Zaczerpnęła powietrza i odwróciła się do kierownika sali, który właśnie zamierzał zapytać, czy Susan ma rezerwację.
‒ Jestem umówiona z… ‒ Wskazała na nieznajomego i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Była zdumiona swoją odwagą i bezczelnością, które zupełnie nie leżały w jej charakterze. Jednak wizja koszmarnej randki i przesłuchanie, jakiemu poddadzą ją rodzice, wymagały zastosowania nadzwyczajnych środków.
‒ Z panem Burzim?
‒ Właśnie! ‒ Marzyła o natychmiastowej teleportacji do domu. Kieliszek wina, tabliczka czekolady i włączony telewizor zupełnie by jej wystarczyły do szczęścia.
Niestety musiała stawić czoło rzeczywistości. A mówiąc szczerze, tak naprawdę wcale nie miała ochoty wracać do domu. Co ją tam czekało? Wino, czekolada i telewizor, i to było w porządku, ale również niezbyt miłe telefony od rodziców czy siostry, wysłuchiwanie kolejnych utyskiwań na jej styl życia. Tak, nadal szukała swojej drogi, tak, pora gdzieś się zatrudnić na stałe, zamiast malować obrazy i rysować komiksy. Tak, mogła zdobyć świetne wykształcenie, które teraz powinno procentować. Być może nikt z rodziny nie mówił jej tego prosto w oczy, ale przecież umiała czytać między wierszami.
‒ Czy pan Burzi pani oczekuje, panno…
‒ Oczywiście! Jak mogłabym usiąść przy jego stoliku, gdyby było inaczej.
Wypowiedziawszy powyższą kwestię, śmiało ruszyła w kierunku przystojnego nieznajomego. Oby tylko nie namierzył jej karzełek w kanarkowej marynarce lub nie zatrzymał kierownik sali. Ależ byłby wstyd!
Szła tak energicznym krokiem, że aż wpadła na stolik. Nieznajomy spojrzał na nią zdziwiony, ale zdumiał się jeszcze bardziej, kiedy bez tchu opadła na krzesło.
‒ Co, do diabła? Kim jesteś?
‒ Panie Burzi, ta pani twierdzi, że jest z panem umówiona…
‒ Bardzo przepraszam, że przeszkadzam – szybko oznajmiła Susan. ‒ Wysłuchaj mnie, nie zajmę ci więcej niż kilka minut. Znalazłam się w bardzo niezręcznej sytuacji i…