Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 10
– A wyglądam, jakbym żartował? – Miałem ochotę się roześmiać na widok jej komicznej miny. Na pewno mi nie wierzyła.
– Wyglądasz, jakbyś urwał się z biura albo z wesela. – Zmierzyła mnie wzrokiem. Spostrzegawcza jest i taka kurewsko słodka.
– Właściwie to wracam z wesela, a raczej sprzed ołtarza – przyznałem się. W sumie dlaczego miałbym jej nie powiedzieć? Kara to dla mnie przeszłość, a przyszłość właśnie siedziała obok mnie w moim aucie i ponownie się skrzywiła.
– Co?
– Właśnie uciekłem z własnego ślubu – wyjaśniłem.
– Dobra, fajnie. Możesz mnie już teraz wypuścić?
– Nie wierzysz mi? – Oczywiście, że mi nie wierzyła.
– Nie i kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Nie zatańczę dla ciebie, nie wystąpię w teledysku czy tam w trasie, nie pójdę z tobą do łóżka. Odpowiedź na każde twoje pytanie brzmi: nie! – pisnęła zdenerwowana.
– Chcesz jechać do domu? – zapytałem złośliwie.
– Nie! – krzyknęła, a ja roześmiałem się głośno.
Wbiła we mnie wzrok i skrzyżowała dłonie na piersi. Kurwa! W tej mokrej bluzeczce jej cycki wydały się jeszcze lepsze niż na scenie.
– Więc gdzie?
– Oj, nie wkurwiaj mnie! I tak ten dzień jest do dupy! – Westchnęła, a ja miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. O nie! Tylko mi tu nie płacz, maleńka.
– Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopcy by cię polubili! – zmieniłem temat.
– Marnujesz czas.
– Nie wysłuchasz mnie nawet? – Kurwa, wysłuchaj mnie! Raz!
– A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies! – I to mnie bardzo cieszy. Doskonale wiedziałem, że była inna. Wyjątkowa.
– Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów? – wywaliłem najcięższy argument. No, to na pewno ją zainteresuje.
– Dobrze się czujesz? – Spojrzała na mnie i przytknęła dłoń do mojego czoła. Uśmiechnąłem się.
– Doskonale. Właśnie dziś, w dniu mojego ślubu, uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś. – No, trochę to podkolorowałem, ale co mi tam. Przecież jej nie powiem, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Zakochałem się? W sumie pewnie tak.
– No i odmieniłeś, wywalili mnie.
– Nie o to mi…
Przerwała mi w pół zdania:
– Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.
– Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.
Zaśmiała się głośno, zarażając mnie uśmiechem.
– Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie. – Uch! Ma pazurki! Podoba mi się to. Bardzo. Nie da chłopakom wejść sobie na głowę.
– Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia? – Wzruszyła bezradnie ramionami. Może ma chłopaka? Albo rodzinę? I nie może wyjechać? Kurwa! O tym nie pomyślałem.
– Przemyślę to – odpowiedziała, rozpalając we mnie nadzieję. To znaczy, że jeszcze mnie nie skreśliła.
– W takim razie jedźmy na ten obiad – zaproponowałem.
– Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad.
– Burczy ci w brzuchu. – Spojrzałem wymownie w tę okolicę, którą zasłaniała dłonią. Była zakłopotana.
– Nie mam pieniędzy na obiad.
Popatrzyłem na nią. Nic dziś nie jadła?
– Przecież to ja zapraszam i nie martw się o pieniądze. Jeśli się zgodzisz…
– Nie zgodziłam się jeszcze! – wtrąciła oburzona, a ja wiedziałem, że mam ją w garści. I tu nie chodziło o to, co jej zaproponowałem. Chodziło jej o mnie. Czułem to!
– …to będzie cię stać na wiele i jeszcze więcej – skończyłem zdanie, by chociaż miała tego świadomość. Miałem nadzieję, że chłopaki podchwycą mój pomysł. Przecież szukamy tancerki. Tamta ostatnia uciekła tydzień temu z próby i więcej nie przyszła.
– Dobrze, jedźmy. – Pacnęła ręką po swoich udach, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Tak jest, Mills! Misja wykonana!
– Jesteś zadziorna, Rebeko, podoba mi się to – stwierdziłem tryumfalnie i położyłem dłoń na jej kolanie.
– Hola! Ręce przy sobie! – Zdzieliła mnie po palcach, a ja się roześmiałem. Doskonała reakcja. Och, Rebeko! Nie masz pojęcia, w co się pakujesz, ale to będzie największe szaleństwo twojego życia. Mogę ci to zagwarantować.
Na obiad zabrałem ją do hotelowej restauracji. Były tu wynajęte pokoje dla moich niedoszłych weselnych gości, mieli tu też przyjechać chłopcy. Ciekawe, jak zareaguje na nich moja piękna towarzyszka. Kelner od razu mnie zauważył. Podszedł i zaprowadził nas do stolika na tarasie. Rebeka rozglądała się i wyglądała na zakłopotaną. W sumie może nie powinienem jej zapraszać w takie miejsce? No ale gdzie miałem ją zabrać? Do McDonalda, kurwa mać?
– Na co masz ochotę? – zapytałem łagodnie, przeglądając menu.
– Nie znam włoskiego – odpowiedziała zawstydzona, a na jej policzkach pojawił się uroczy rumieniec. Kurwa!
– Lubisz owoce morza?
– Nie.
– A makaron? – Uśmiechnąłem się, bo była naprawdę słodka.
– Lubię, ale nie powinnam go jeść.
– Jesteś uczulona? – Odłożyłem menu i przyjrzałem się jej uważnie. Chyba nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety. Otaczały nas sztuczne laski, wytatuowane, wykolczykowane i o kolorowych włosach. A w niej nie było nic sztucznego, no, może oprócz tego uśmiechu, który zarezerwowany był zapewne dla klientów z klubu i który mi właśnie posłała.
– Nie, jestem na diecie.
Spojrzałem