Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 25

Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner

Скачать книгу

      Zaśmiałem się drwiąco. Erick Walter dawał mi ojcowskie rady?

      – I kto to mówi? – odpowiedziałem wrednie.

      – Ja przynajmniej byłem przy Jess przez całą ciążę… – Zacisnąłem pięść, by mu nie przypierdolić.

      – Bo o niej wiedziałeś! – warknąłem.

      – Bo chciałem wiedzieć i się interesowałem. Bywało ciężko, ale zależy mi na nich. Kocham twoją siostrę i kocham Hope. Nie zarzucisz mi tego, że się nie staram i odpuściłem – powiedział spokojnie.

      – Wiem, że się starasz…

      – Ty odpuściłeś, Sed, i możesz mieć pretensje tylko do siebie. – Jego szczerość czasami mnie dobijała. Mimo wszystko wiedziałem, że nadal był moim przyjacielem. Wiedział o sytuacji z Laną i nie powiedział Rebece. Liczył, że w końcu się przyznam, ale wyszło, jak wyszło. Byłem tchórzem. Pieprzonym tchórzem, i doskonale o tym wiedziałem!

      – Jedziemy? – zapytałem z nadzieją, że zawiezie mnie do szpitala.

      – Naprawdę chcesz tam jechać? Ona nie chce nas widzieć, Sed…

      – Sam mówiłeś, że wtedy odpuściłem. Tym razem nie odpuszczę – odpowiedziałem pewnie i wstałem. Erick zrobił dokładnie to samo, a jego wzrok wyrażał wszystko. Bał się. Bał się nie mniej niż ja, że stracimy Rebekę na zawsze. Mimo wszystko wiedziałem, że nadal ją kocha i chce jej szczęścia. Tylko czy ja byłem w stanie dać jej to szczęście? Ona mi nie ufała, nie chciała nawet mnie widzieć, więc jak miałem ją odzyskać? Jak miałem odbudować relację między nami? Nie miałem, kurwa, pojęcia i to przerażało mnie najbardziej. Bezradność…

      Gdy weszliśmy z Erickiem na oddział, znowu poczułem ten niepokój. Widziałem Jamesa stojącego na korytarzu i rozmawiającego z lekarzem. Spojrzał w naszą stronę i pokazał, byśmy podeszli. Ruszyłem ku niemu niepewnie, czując, jak dłonie zaczynają mi się pocić. Nie wiedziałem skąd, ale wiedziałem, co chciał mi powiedzieć.

      – Jak ona się czuje? – zapytałem, gdy się zbliżyliśmy.

      – Jest słaba, ale może być już tylko lepiej. Właśnie usnęła – odpowiedział lekarz i zostawił nas trzech.

      – Będę szczery, Sedricku. Rebeka nie chce was widzieć… – powiedział James. Dokładnie tego się spodziewałem. Kiwnąłem jedynie i spojrzałem w kierunku sali, na której leżała z maluchami.

      – Będę na dole… – wtrącił Erick i ze smutkiem w oczach się oddalił. Jemu też było cholernie ciężko, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Nic już nie mogło być takie samo jak kiedyś.

      – Mogę chociaż do niej zajrzeć? – zapytałem niepewnie.

      – To nie jest najlepszy pomysł, ale nie mogę ci zabronić, Sedricku – odpowiedział James i spojrzał w tę samą stronę. Milczeliśmy przez chwilę. Ja zbierałem się na odwagę, by tam zajrzeć, a James… Nie wiem, o czym sobie myślał. O tym, jak bardzo mnie nienawidzi, ale dla swojej córki mnie tolerował? Naprawdę nie mam pojęcia. – W razie czego będę na korytarzu… – dodał, gdy chwyciłem za klamkę. Widziałem przez przeszklone drzwi, że Rebeka drzemie. Chciałem chociaż usiąść obok niej i czuwać. Wszedłem po cichu, ona jednak nie spała. Spojrzała w moją stronę i znowu zobaczyłem ten smutek w jej oczach. Boże!

      – Przyszedłem do dzieci… – skłamałem, by mnie nie wyganiała.

      – Okej – odpowiedziała prawie szeptem i odwróciła głowę na bok. Jęknęła cicho, a ja zamknąłem oczy. Bolało ją coś? Źle się czuła? Kurwa! Nawet nie mogłem zapytać, bo wiedziałem, że mi nie powie. Przeszedłem do salki obok zobaczyć nasze maluchy. Spały słodko. Usiadłem między dwoma łóżeczkami i schowałem twarz w dłoniach. Kurwa! Co za patowa sytuacja. Zacząłem się zastanawiać nad naszym ostatnim spotkaniem. Czy to, że znowu zwątpiłem w swoje ojcostwo, przekreśliło wszystko? To była tylko jedna sekunda. Jedna, jedyna pierdolona sekunda, w której miałem wątpliwości. Jak mogłem ich nie mieć, skoro ten padalec Thomas był z nią blisko? W dodatku te jego opowieści i wredny wyraz twarzy, gdy mówił mi o tym wszystkim. Nigdy nie zapomnę, jak pławił się w radości, opowiadając mi, jak pieprzył się z Rebeką w naszym domu. Nawet jeśli to prawda, to ja już dawno jej wybaczyłem. Sam doprowadziłem do tego, że poczuła się samotna. Nie było mnie przy niej, została sama z ogromem obowiązków i zerowym wsparciem. Jak mogłem być takim idiotą? Sam pchnąłem ją w jego ramiona. Jej naiwność… Boże, ona przecież była taka naiwna. Tamtego wieczoru, gdy pojechała do niego, a ja im przerwałem, myślałem, że zamorduję ich oboje. Jego za to, że śmiał włożyć swojego zwiędłego kutasa w moją żonę, a ją, że jest tak głupia, by mu ufać. Już w momencie, gdy go poznała, wtedy w klubie, wiedziałem, że będą z nim problemy. Czaił się na nią jak jakiś psychopata i dopiął swego. Jedynie myśl, że po tym wszystkim zerwała z nim wszystkie kontakty, dawała mi nadzieję, że żałowała tego, co zrobiła. Wykorzystał ją i tyle. Może dlatego nie chciała ze mną rozmawiać? Bo miała wyrzuty sumienia? Kurwa! Tak naprawdę to wszystko składało się na to, jak jest. Ja spierdoliłem najbardziej, ale Rebeka też dołożyła swoje. Czy to w ogóle możliwe, żeby to wszystko jakoś się poukładało?

      Lekkie kwilenie Chloe wyrwało mnie z myśli. Wstałem i wziąłem córkę na ręce, by ją uspokoić. To była już pora karmienia, a maluchy obudziły się jak w zegarku. Charlie także zaczynał płakać. Przez uchylone drzwi płacz dzieci usłyszała także Rebeka. Podsunęła się na łóżku i spanikowana spojrzała w naszą stronę. Wszedłem do jej sali z małą na rękach.

      – Jest głodna – powiedziałem cicho.

      – To ich pora. Zawołasz pielęgniarkę? – zapytała, ewidentnie się mnie krępując.

      – Ja mogę ci pomóc. Robiłem to, gdy spałaś – wypaliłem, a Rebeka wbiła we mnie spojrzenie.

      – Zawołaj ją, proszę… – dodała, spuszczając wzrok w splecione dłonie. Znowu zabrakło mi języka w gębie. Nie mogłem jej przecież zmusić, by przy mnie karmiła, chociaż tak bardzo chciałem to zobaczyć. Zobaczyć, jak sama, samodzielnie bierze w ramiona nasze maluchy.

      – Dobrze – odpowiedziałem jedynie, by jej nie denerwować, i z córeczką na rękach wyszedłem zawołać pielęgniarkę. Niechętnie oddałem Chloe w ręce Grety i stanąłem za drzwiami sali. Były przeszklone i liczyłem, że chociaż stąd będę mógł popatrzeć. Rebeka jednak wbiła we mnie spanikowane spojrzenie i nie zaczęła karmić, dopóki nie odszedłem dalej. Usiadłem na korytarzu, kompletnie nie wiedząc, jak to teraz ma wyglądać. Byłem bezradny. Tak kurewsko bezradny w tym wszystkim. Ona nie chciała mnie nawet oglądać. Bała się i krępowała w mojej obecności. Jak mieliśmy wspólnie wychowywać dzieci? Miałem zacząć się narzucać i zmuszać ją, by przebywała w mojej obecności? To nie był dobry pomysł. Musiałem dać jej czas i możliwość wyboru. Obawiałem się jednak, że ona już wybrała.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте

Скачать книгу