Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 9
Wsiadłem do auta i postanowiłem poczekać przed klubem, aż skończy pracę. Widząc na swoim telefonie mnóstwo nieodebranych połączeń, po prostu go wyłączyłem. Oparłem głowę o zagłówek i próbowałem wymyślić, co jej powiem, gdy wyjdzie. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu na zastanowienie, bo wkrótce zobaczyłem, jak ochroniarze praktycznie wyrzucają ją z klubu. Co, do cholery?! Chciałem wysiąść, ale dostrzegłem, jaka jest wściekła. Odpaliła papierosa, a zaraz potem zadzwoniła jej komórka. Ruszyłem powoli autem, by mnie nie zauważyła. Pomógł mi w tym właśnie zaczynający padać deszcz. Kończyła rozmawiać, więc przyśpieszyłem i zrównałem się z nią, jadąc wolno przy krawężniku. Opuściłem szybę po stronie pasażera i zawołałem:
– Wsiadaj!
Dziewczyna spojrzała do środka i na mój widok wywróciła oczami, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Była taka słodka.
– Nie, dzięki – warknęła i przyśpieszyła kroku.
– Nie wygłupiaj się! Wsiadaj, proszę! – powtórzyłem i nie widząc reakcji, nacisnąłem na klakson. Podskoczyła przestraszona, a ja znowu się uśmiechnąłem. Była jak sarenka, którą łatwo można spłoszyć. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa przeprawa.
– Oszalałeś?! – krzyknęła wściekła.
Wysiadłem z auta, chwytając parasol w dłoń, i dogoniłem ją szybko. Stanąłem dokładnie naprzeciwko niej, tak by ochronić ją od deszczu. Spojrzałem w jej śliczne oczy i dostrzegłem, że płakała. Dlaczego te piękne oczy muszą płakać? Miałem nadzieję, że to nie przeze mnie. Ona także na mnie patrzyła, oddychała płytko i praktycznie czułem ciepło jej cudownego ciała.
– Wsiądź, proszę. – Położyłem dłoń na jej nagim ramieniu, a ona zadrżała. O kurwa! Oboje to czujemy.
– Po co? – zapytała cichutko.
– Odwiozę cię do domu.
– Sama trafię, dziękuję! – Znowu zrobiła tę wkurzoną minkę.
– Jesteś przemoczona.
– Jestem zwolniona, przez ciebie, palancie! – krzyknęła na mnie.
Co?!
– Zwolnili cię? – zapytałem kompletnie zaskoczony.
– Głuchy jesteś?
Chciała mnie wyminąć, ale nie pozwoliłem. Nie dam jej teraz znowu uciec. Ponownie dotknąłem jej ramienia, a ona zadrżała. Przesunąłem dłoń po chłodnej od deszczu skórze aż do nadgarstka, a dziewczyna wydała z siebie cichutki jęk. Wciągnąłem powietrze nosem, by się opanować. Kurwa! Co za dziewczyna. Uśmiechnąłem się szeroko na myśl, jak na mnie reaguje. Spoglądała na mnie nieśmiało i wiedziałem, doskonale wiedziałem, że także to poczuła.
– Wsiądź, proszę – powtórzyłem, a ona bez słowa kiwnęła lekko głową i dała mi się zaprowadzić do auta.
Otworzyłem jej drzwi, cały czas trzymając nad nami parasol. Opadła delikatnie na siedzenie i nieśmiało skrzyżowała dłonie na kolanach. Obszedłem samochód i szybko wsiadłem do środka.
– Przykro mi, że cię zwolnili. Nie chciałem narobić ci kłopotów. – Spojrzałem na nią. To nie najlepszy początek znajomości, skoro byłem powodem wylania jej z roboty.
– I tak miałam zamiar odejść – Wzruszyła ramionami i zapięła pas.
– Dlaczego? Przecież świetnie tańczysz – powiedziałem. Nie bardzo rozumiałem.
– Powiedzmy, że się wypaliłam. Odwieziesz mnie w końcu?
– Jasne, ale najpierw pozwól mi się zaprosić na obiad.
– O rany. – Znowu przewróciła oczami. Cholernie mi się to podobało. Była taka słodko nieokrzesana, a zarazem nieśmiała. Idealna.
– W ramach rekompensaty za to, że cię zwolnili – wytłumaczyłem. Przecież jej nie powiem, że najchętniej zabrałbym ją do domu i porządnie przeleciał.
– To nie twoja wina, nie musisz mi niczego rekompensować. – Patrzyła na mnie pytająco.
– Sedrick Mills. – Wyciągnąłem dłoń, przedstawiając się. Ona w ogóle mnie nie kojarzyła. Nie wiedziała, kim jestem, i w sumie to lepiej.
– Nie musisz mi niczego rekompensować, Sedricku. Rebeka – odpowiedziała i delikatnie ścisnęła moją dłoń. Znowu poczułem ten prąd. Ona także.
– Skoro już tam nie pracujesz, czy nadal odrzucasz moją propozycję? – zapytałem z nadzieją, a ona skrzywiła się i odpowiedziała piskliwie:
– Nie jestem dziwką!
– Niczego takiego nie powiedziałem! – O rany! Kobieta z krwi i kości.
– Ale tak myślisz. Po co proponujesz mi pieniądze?
– Bo chcę, byś tańczyła, dla mnie… – Wpadłem w tym momencie na genialny plan. Oby się na to zgodziła!
– Mogłeś mieć to w klubie, bez dodatkowych kosztów. – Znowu wywróciła oczami, a ja próbowałem się nie uśmiechnąć. Och, Rebeko, jesteś taka rozkosznie słodka.
– Tylko dla mnie.
– Prywatny taniec też wchodził w grę! – burknęła. Była oburzona, ale i zaintrygowana.
– Ale tylko tam, w klubie.
– A niby gdzie miałabym to zrobić?
– U mnie w domu – odpowiedziałem, a ona zaśmiała się głośno. Sam miałem ochotę się roześmiać, bo słyszałem, jak to zabrzmiało. W sumie nie było to dalekie od prawdy. Z chęcią bym tam teraz pojechał i ją zaliczył na blacie w kuchni, a potem pod prysznicem i jeszcze kilka razy w łóżku.
– Myślisz, że jestem taka naiwna, by iść z kolesiem do jego domu pod pretekstem tańca dla niego? – Dobra odpowiedź, skarbie. Nie była łatwa, a to już dobry znak. Będę musiał się nad nią trochę napracować, ale warto.
– Myślę, że jesteś seksowna, zmysłowa i właśnie ciebie szukałem. – Chciałem zaintrygować ją jeszcze bardziej. Ona była inna. Inna od wszystkich.
– Chyba jednak pójdę pieszo. – Złapała za klamkę. Cholera!
– Nie bój się, to nie to, o czym myślisz – powiedziałem łagodnie.
– Nie wiesz, o czym myślę. – Na szczęście nie wysiadła.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko.
– Wiem.
– Czego chcesz? – Zmarszczyła brwi. Miałem ochotę dotknąć jej ślicznej buźki i wygładzić