Luksusowy układ. Yvonne Lindsay

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Luksusowy układ - Yvonne Lindsay страница 6

Luksusowy układ - Yvonne Lindsay

Скачать книгу

trzydzieści. Co za punktualność.

      – Proszę wejść!

      Podniecony oczekiwaniem poczuł orzeźwienie i przypływ nowej energii. Gdy jednak przyjrzał się stojącej w progu kobiecie, doznał szoku. Jej skóry nie otulał już zmysłowy jedwab. Włosy nie opadały na ramiona perfekcyjnie ułożonymi falami. Makijaż nie podkreślał już fascynujących szarozielonych oczu ani pięknie zarysowanych kości policzkowych, a wargi nie były nawet muśnięte kolorową szminką.

      Aha, więc potraktowała jego polecenie dosłownie i nie ubrała się stosownie do okazji.

      Miała na sobie spodnie do jogi, spłowiały rozciągnięty T-shirt, a na nogach znoszone tenisówki. Włosy związała w kucyk. Widok przyprawiał o ból zębów.

      Przy tym zadbała jednak o wyeksponowanie naturalnego piękna swojego ciała. Zbyt obszerny podkoszulek odsłaniał cudowną krągłość ramienia, a także kształtny obojczyk. Co ona ma w sobie takiego, że taki prosty zabieg przyprawia o utratę zmysłów?

      – Wasza Wysokość. – Powitała go głębokim ukłonem.

      – Pani Romolo, niech pani nie udaje, że szanuje mnie i mój urząd i nie robi sobie farsy.

      – Ależ ja szanuję pański urząd, Najjaśniejszy Panie.

      – Tylko nie mnie.

      – Moim skromnym zdaniem na szacunek trzeba sobie zasłużyć. A ja na razie znam pana wyłącznie jako króla. Niewiele wiem o tym, jakim jest pan człowiekiem. I szczerze mówiąc, moje dotychczasowe doświadczenia nie skłaniają mnie ku pozytywnej opinii.

      A więc nie boi się zaatakować lwa w jego własnej jaskini. Musiał docenić jej odwagę.

      – Staram się kierować dobrem mojego ludu, a niekoniecznie poszczególnych jednostek.

      – A pańskie dobro, Najjaśniejszy Panie? Czy je również pan uwzględnia?

      Nie odpowiedział, bo z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł dźwięk nastawionego czasomierza.

      – Nasza kolacja.

      Spojrzała na niego pytająco, nie widząc żadnych służących, którzy mogliby im podać posiłek.

      – To moje prywatne pomieszczenia, mieszkam tu bez personelu – wyjaśnił. – Sam przygotowałem kolację.

      – Pan gotuje?

      – Niezbyt często. To mnie relaksuje – odrzekł zadowolony, że potrafił ją zaskoczyć.

      – A pan potrzebuje relaksu?

      – Ostatnie tygodnie były dość gorączkowe.

      – Porwanie siostry w istocie mogło pana zdenerwować.

      – Słyszałaś o tym?

      – Byłam odcięta od telewizji i gazet, ale pańscy poddani bardzo kochają pana siostrę. Wywnioskowałam to z podsłuchanych rozmów.

      Oto osławiona dyskrecja i bezpieczeństwo, priorytet jego panowania! Ale czy można winić wierne sługi, że martwią się o wychowywaną przez siebie od maleńkości księżniczkę?

      – Widzę, że muszę przypomnieć moim ludziom, że podpisywali w umowie klauzulę poufności.

      – A skoro już mówimy o umowach…

      – Nie teraz. Najpierw coś zjedzmy.

      Przeszedł przez salon do niewielkiej, ale dobrze wyposażonej kuchni, gdzie czekało przygotowane przez niego spaghetti marinara, jego ulubione danie. Przez przeszklone drzwi wyniósł półmisek na balkon, z którego w dzień rozciągał się widok na ogród z ozdobnie wystrzyżonymi krzewami i staw ze złotymi rybkami.

      Postawił jedzenie na stole i sięgnął do kubełka z lodem po butelkę musującego wina. Korek pyknął jak trzeba, nie głośniej niż kobiece westchnienie. Ciekawe, jak ona wzdycha. I czy jęczy, gdy ogarnia ją miłosna pasja? Wkrótce będzie miał okazję się przekonać.

      – Proszę usiąść – powiedział.

      Podziękowała i w milczeniu przyglądała się, jak Rocco nakłada im jedzenie. Jemu zaś podobało się, że Ottavia nie trajkocze bez potrzeby, jak niektóre kobiety.

      – Bon appétit – powiedział, unosząc w jej stronę wąski kieliszek. – Za naszą pierwszą wspólną kolację.

      – I za to, że całkiem przyzwoicie pan gotuje – mruknęła, zanim upiła łyk.

      Przełykając wino, przymknęła powieki, a potem rozchyliła usta i westchnęła lekko. Był to wyraz uznania dla jakości trunku. A więc jednak…

      – Bardzo przyjemne – powiedziała po drugim łyku, ocierając usta serwetką.

      – To z mojej winnicy – wyjaśnił, siląc się na nonszalancję. Przy niej czuł się młodo i beztrosko.

      – Sam pan komponuje skład? – zapytała.

      – Nie, zbiory kontroluje winiarz.

      – Ale mieszanki są pana autorstwa, prawda?

      Skąd ona to wie?

      – Tak – przyznał. – Ale to tajemnica.

      – I pasja, prawda?

      – Z czego to wywnioskowałaś?

      Uśmiechnęła się, co odczuł jako pieszczotę.

      – Ton głosu, spojrzenie. Wasza Wysokość wysyła liczne sygnały.

      – A więc muszę być ostrożniejszy. Nie każdy musi wiedzieć, co myślę albo czuję.

      – Fakt, to mogłoby być nieco kłopotliwe.

      Powiedziała to z kamienną twarzą, ale wyczuł, że żartuje. Najwyraźniej chciała go skłonić, by nie traktował siebie samego śmiertelnie poważnie. I chyba zaczynało się jej to udawać. Słuchała, obserwowała, a jak już się odezwała, warto było jej wysłuchać.

      Nagle pożałował, że nie podpisał umowy, zanim zasiedli do stołu. Mógłby bez reszty poświęcić się temu, po co ją tu sprowadził. Zaspokojeniu apetytu, nie tylko w sensie jedzenia.

      Patrzył, jak Ottavia delektuje się przygotowanym przez niego daniem. Przy tej kobiecie najchętniej zapomniałby o swoich obowiązkach i zaczął żyć chwilą. Jakby na świecie nie było nikogo poza nimi dwojgiem.

      Sprawiedliwy i odpowiedzialny monarcha powinien prowadzić życie nacechowane spełnieniem i równowagą. A w jego życiu od rozstania z Elsą czegoś brakowało.

      Miewał mniej lub bardziej przelotne kontakty, ale nie były to więzi. Nie miał się przed kim wygadać, wyżalić, podzielić radościami i planami na przyszłość. Ale przecież Ottavia,

Скачать книгу