Luksusowy układ. Yvonne Lindsay
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Luksusowy układ - Yvonne Lindsay страница 7
– Czemu nie?
Gdy w milczeniu kończyli posiłek, Ottavia doszła do wniosku, że choć jej król na zewnątrz robi wrażenie całkiem normalnego faceta, to coś się za tym z pewnością kryje. No jasne, pomyślała, w pierwszej kolejności obłędne męskie ciało. Wyrafinowany splot bawełnianej koszulowej tkaniny i świetnie skrojone spodnie kryją wspaniałą muskulaturę ramion, klatki piersiowej i ud. Co nieco udało się jej zauważyć, gdy w przepoconym, przylegającym do ciała podkoszulku wracał dziś z joggingu.
Na samo wspomnienie musiała sięgnąć po kieliszek. Chłodne bąbelki ukoiły momentalnie rozgrzane i zaschnięte gardło. Tak, musiała przyznać, on uosabia wszystko, co najpiękniejsze w męskim ciele.
Ale ta atrakcyjna siła może również być groźna. Zastanawiała się, jak Rocco zareaguje na treść umowy. Jakaś jej cząstka pragnęła, by odmówił podpisu i odprawił ją do domu. Ale cząstka druga – ta, która uważała Rocca za obiekt niezwykle kuszący – miała nadzieję, że zaakceptuje on wszystkie warunki, a w najgorszym wypadku zechce je renegocjować.
Ze wszystkich sił starała się zwalczyć uczucie, które ją niespodziewanie ogarnęło. Coś między tęsknotą, pragnieniem a oczekiwaniem. Przecież to śmieszne!
Ona, mistrzyni samoopanowania, nie może się poddać oddziaływaniu jakiegokolwiek faceta. A już na pewno nie tego tu.
A może dopadł ją syndrom sztokholmski? Stan psychiczny pojawiający się czasem u osób przetrzymywanych, polegający na odczuwaniu sympatii do prześladowców? To byłoby zabawne. Uśmiechnęła się. O, tak jest o wiele lepiej. Trzeba umieć śmiać się z siebie i ze swojego położenia. Bez tego nie ma czego szukać w jej zawodzie.
A propos, pora porozmawiać o kontrakcie.
Odłożyła widelec i wyprostowała się.
– Coś nie tak? – spytał zaniepokojony Rocco.
– Skądże. W każdym razie posiłek jest w porządku.
– Co zatem nie jest?
– Ja… – Zawahała się, ważąc słowa. W końcu zdecydowała, że nie ma nic do stracenia. – Szczerze mówiąc, nie jestem przyzwyczajona do takich sytuacji.
– Do jakich? Do kolacji ze mną?
– Można tak powiedzieć.
– Ja przecież jestem mężczyzną jak wszyscy inni.
– Naprawdę tak pan sądzi? – Roześmiała się.
– No dobra, jestem królem. Ale przede wszystkim jestem sobą.
To ją zastanowiło. Ciekawe, jak wielu ludzi zna go takim, jaki naprawdę jest? I czy w ogóle tacy ludzie istnieją?
– Nie obchodzi mnie, kim pan jest – powiedziała i niemal natychmiast zdała sobie sprawę z kłamliwości tych słów. Szybko musi odzyskać kontrolę nad sytuacją. – Dla mnie jest pan klientem. A to przypomina mi o umowie. Zjedliśmy już, może więc porozmawiamy o interesach?
– Skoro nalegasz – odparł, po czym otarł usta, rzucił serwetkę na stół i wstał, pomagając jej również się podnieść. – Wejdźmy do środka, przyniosę wino.
– Wino?
– Przy drinkach lepiej się negocjuje, czyż nie tak? – Uśmiechnął się z przymusem.
– A kto mówi, że będziemy negocjować?
– Ja zawsze negocjuję – powiedział, podając jej napełniony kieliszek.
– Czyżby?
– No fakt, przyłapałaś mnie na nieścisłości. Czasem po prostu oświadczam i rozkazuję.
Poczuła ucisk w żołądku. Drżącą ręką otworzyła skoroszyt i wyjęła egzemplarz umowy.
– Oto mój kontrakt. Zakres usług znajduje się z prawej strony.
– Twoich… usług. Ach tak.
Wziął od niej dokument. Muśnięcie jego palców spowodowało w niej kolejny dreszcz. On zaś spojrzał na nią uważnie, nonszalancko założył nogę na nogę i wypił łyk szampana.
– Zdenerwowana? Czemu?
– Nie co dzień prowadzi się biznes z potomkiem od wieków miłościwie nam panującego rodu.
– Ale przecież chyba miałaś już do czynienia z bardzo wpływowymi klientami?
– Nie rozmawiam o moich klientach. Nigdy.
– To chwalebne. Domyślam się, że dyskrecja jest w twoim zawodzie kluczem do sukcesu i ciągłości zatrudnienia.
– Można tak powiedzieć – mruknęła niezadowolona, że Rocco odchodzi od tematu. – Jak tylko pan przeczyta i podpisze umowę, możemy zaczynać.
– Oczywiście. Już nie mogę się doczekać.
Gdy przebiegał oczami wstępne paragrafy, próbowała się rozluźnić. Sączyła wino rozparta na miękkiej pluszowej kanapie. Boże, jak trudno wytrzymać to jego skupienie i uważność.
Wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju, z ciekawością oglądając zapełniające półki przedmioty. Zazwyczaj mówią one sporo o właścicielu mieszkania. Była tam spora kolekcja rodzinnych zdjęć z rozmaitych – mniej czy bardziej oficjalnych – okazji. Sporo książek, głównie thrillery, ale także pozycji z zakresu polityki i spraw społecznych.
Była zdziwiona, że na miejsce spotkania wyznaczył jej pomieszczenie na wskroś kameralne, wyraźnie świadczące o jego osobowości. Przecież teraz, w epoce wszechobecnych mediów, każdy chroni swoją prywatność, jak tylko może. A on jako król szczególnie po ostatnich wydarzeniach nie może sobie pozwolić na najmniejszy fałszywy krok. Wrogowie tylko na to czekają. Dlaczego więc pozwala jej zostać tu, w swojej prywatnej siedzibie?
Nagle usłyszała, jak rzucił papiery na stolik.
– To ma być ten kontrakt? – spytał lodowatym tonem, za którym wyczuła narastającą, choć na razie kontrolowaną furię.
A więc nie tego się spodziewał. Cóż, nie zamierza go za to przepraszać. Skinęła głową.
– Czegoś mi tu brakuje – ciągnął.
– Nie sądzę, to moja standardowa umowa.
Parsknął z niedowierzaniem. Dobrze, że chociaż otwarcie nie zarzucił jej kłamstwa.
– A sprawy intymne? – rzucił bezceremonialnie.
– Intymne, Wasza Wysokość? Oczekuję, że nasze rozmowy i czas razem spędzony będą przesycone intymnością, bliskością i prywatnością. Może