Soulless. T. M. Frazier
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Soulless - T. M. Frazier страница 11
Atak szedł mi lepiej niż obrona.
– Chop nas wysłał, ale nie zamierzamy cię zabić, gnoju – powiedział Wolf i przeturlał się po ziemi, przyłożywszy rękę do oka.
– Więc po co was tutaj przysłał? Żebyście urządzili bitwę na łaskotki? – Wypuściłem dym nosem i chociaż nie wiedziałem, jak potoczą się następne minuty, czułem się niemal rozluźniony.
Pogodziłem się z tym.
Było jak w domu.
Z każdą sekundą poziom adrenaliny w mojej krwi wzrastał. W którymś momencie byłem pewny, że mógłbym podnieść ciężarówkę, gdybym miał okazję.
Albo wykończyć trzech facetów za jednym zamachem.
– Nie, on tak naprawdę wysłał nas tutaj, żebyśmy cię zabili, ale tego nie zrobimy – oznajmił Munch, wstając, by pomóc Wolfowi się podnieść.
– Sprzeciwicie się rozkazom szefa? – Cmoknąłem językiem. – Jestem rozczarowany. Musiałem być naprawdę gównianym nauczycielem, skoro podejmujecie taką decyzję.
– Nie sprzeciwiamy się rozkazom szefa – wtrącił się Stone, wstając z ławki. – Bo on już nim nie jest.
– Słucham? – zapytałem, bo nie byłem pewny, w jakim alternatywnym świecie właśnie się znalazłem.
Wolf odsunął rękę od oka, lekko już napuchniętego, i rozpiął kombinezon. Obnażył pierś, którą kiedyś pokrywał tatuaż z logo klubu Beach Bastards. Teraz miał na niej ziejącą ranę i tylko fragment tatuażu się zachował.
Skrzywił się, zapinając kombinezon.
– Co to ma, kurwa, być? Chop ci to zrobił? – zapytałem, celując w Wolfa papierosem.
Pokręcił głową, a Munch i Stone również odsłonili swoje świeżo przypalone tatuaże.
– Nie. My to sobie zrobiliśmy. Wszyscy.
– Dlaczego? – zapytałem, zupełnie niedowierzając, że trzech najbardziej lojalnych żołnierzy odwróciło się od swojego klubu. – Co takiego zrobił Chop, że wszyscy poczuliście potrzebę przypalenia sobie skóry?
– Stone, opowiedz mu – powiedział Munch, kiwając głową zachęcająco. – On musi wiedzieć, jeśli nasz plan ma wypalić.
– Nie mogę, stary – powiedział Stone, uderzając pięścią w swoją drugą dłoń i kręcąc głową. Jego oczy się zaszkliły i zagryzł wargę, bujając się w przód i w tył, jakby przepełniły go wspomnienia dotyczące tego, czego nie chciał mi powiedzieć. Stone dlatego miał taką ksywę, bo jeśli chodzi o zabijanie ludzi, był jak głaz. Nic go nie ruszało. Gdy ciało jeszcze nie ostygło, a on ledwo co ściągnął rękawice, mówił: „Kto chce kanapkę? Jestem głodny”. Widząc tego faceta na granicy płaczu, zapragnąłem wiedzieć, co takiego chcieli mi wyznać.
– Dasz radę, stary. Po prostu mu to powiedz – zachęcał Wolf.
– Beach Bastards Bitches to tylko pieprzone dziwki – powiedział Stone, jakby przypominał sobie o tym fakcie.
– Naprawdę? Czy tym była dla ciebie Em? Tylko pieprzoną dziwką? – warknął Wolf, kładąc nogę na stole i opierając się łokciem o kolano.
– Kurwa! Nie – powiedział Stone, kładąc czoło na stole i przesuwając dłońmi po ogolonej głowie. Jego czarny tatuaż z trytonem na skroni pokrył się kroplami potu. – Ona była… Cholera! – Stone wstał tak gwałtownie, że niemal przewrócił stół. – One powinny być tylko dziwkami. Laskami, które robią nam dobrze. Wiesz o tym. Wszyscy o tym wiemy. – Stone zaczął krążyć, wykręcając swoje dłonie i przeskakując spojrzeniem między mną a trawą. – Mają ssać i ujeżdżać fiuta bez pytania. Jeśli się nie podporządkują, to muszą odejść. Nie mogą odmówić. Nie mogą sprzeciwić się bratu. Te dziewczyny żyją dla imprez. Dla przygód, jakie oferuje klub.
– Tak, a w końcu umierają – wtrącił się Munch, podpalając papierosa.
– Do czego, kurwa, zmierzacie?
Stone spojrzał mi prosto w twarz. W jego oczach widziałem więcej bólu, więcej emocji niż kiedykolwiek, a znam go od ponad dziesięciu lat.
– Próbujemy ci powiedzieć o Em.
– Em? – zapytałem, bo nie przypominałem sobie dziwki o takim imieniu.
– Miała kruczoczarne włosy i dziwne szarofioletowe oczy. Zjawiła się niedługo po tym, jak ty odszedłeś. Nie miała się gdzie podziać, jej matka zmarła w jakimś wypadku. W każdym razie rozmawialiśmy ze sobą, gdy imprezy się kończyły. Nie była taka jak inne. Umiała słuchać. Naprawdę mnie lubiła. Zbliżyliśmy się do siebie. – Westchnął ciężko. – Byliśmy za blisko. Została moją dziewczyną. Pomimo tego, co robiła z innymi braćmi, zanim przychodziła do mojego pokoju w nocy, była moją dziewczyną.
– No więc co się stało? – Słyszałem już dziwniejsze rzeczy. Widziałem nieraz, jak dziwki motocyklistów stawały się ich partnerkami. Sadie była jedną z nich.
– Chop o tym usłyszał. Co prawda, wcale nie trzymaliśmy tego w tajemnicy. Dowiedział się, że planowałem zabrać ją z tego klubu, z tego życia i znaleźć jej jakieś miejsce, gdzie mogłaby zamieszkać. Nie powinno go to było obchodzić. Niejeden brat tak zrobił. On nawet nie znał jej imienia. Chop już wcześniej dodawał swoje zasady do kodeksu i cofał stare prawa klubu, kiedy mu to pasowało, i teraz nagle zakazał wiązać się z klubowymi dziwkami.
– Mów dalej – powiedziałem, chociaż wiedziałem, jak ta historia się skończy. Bo wszystkie historie dotyczące Chopa kończyły się tak samo, czyli większość ludzi umierała.
Wolf zapalił papierosa i podał go Stone’owi, który kontynuował:
– Chop wezwał mnie do swojego gabinetu. Poprosił, bym zamknął drzwi. Zrobiłem to i usiadłem. Wtedy zauważyłem szpilki wystające spod jego biurka. Wiedziałem, że to buty Em. Sam je kupiłem. – Zamilkł i przesunął ręką po twarzy. – Zapytałem go, czego chce, chociaż miałem wrażenie, że zaraz albo się porzygam, albo go zabiję. Albo jedno i drugie. Przez cały ten czas skurwiel się uśmiechał. Kazał mi czekać. Wiedział, że mnie torturuje, i podobało mu się to.
– Popierdolony dupek – powiedział Munch, uderzając pięścią w stół.
– Głowiłem się przez chwilę, bo nie wiedziałem, co takiego zrobiłem, by zasłużyć sobie na tę karę, ale nic nie wymyśliłem – oznajmił Stone. Znowu usiadł na ławce i oparł głowę o blat, mówiąc w stronę ziemi: – Byłem dobrym żołnierzem. Najlepszym. Nigdy nie zadawałem pytań. Robiłem to, co mi kazano.
– Powiedz mu resztę. To już prawie koniec – polecił Wolf.
Stone