Małżeńska próba. Miranda Lee
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Małżeńska próba - Miranda Lee страница 6
– Nie myśl, że ci wybaczyłem – ostrzegł, ciężko dysząc.
– Nie potrzebuję wybaczenia. Nie zrobiłam nic nagannego – zaprotestowała.
Scott tylko się roześmiał, a potem całował i dotykał tak, że straciła nie tylko zdolność mówienia, lecz i myślenia. Kiedy uniósł ją do góry i rzucił na srebrną narzutę, niecierpliwie czekała, aż się rozbierze. Wkrótce jęczała, wzdychała z rozkoszy i wykrzykiwała jego imię.
Dopiero kiedy ugasili płomień namiętności, odzyskała zdrowy rozsądek. Nie mogła sobie darować, że tak chętnie mu uległa, wiedząc, jakie ma o niej zdanie. Jej twarz wykrzywił grymas bólu, gdy wyobraziła sobie, co Scott teraz o niej myśli. Pewnie uznał ją za najgorszą osobę, jaka kiedykolwiek żyła na świecie.
Scott też wyglądał na zakłopotanego, ale po krótkiej chwili rysy mu stężały. Nie patrząc na nią, wstał, założył spodnie i rzucił jej szlafrok.
– Idę do kuchni, zaparzyć kawę – oznajmił. – Dołącz do mnie, jak będziesz przyzwoicie wyglądać. Musimy porozmawiać.
Sarah zacisnęła powieki i przycisnęła szlafrok do ciała. Nie rozumiała, co w nią wstąpiło. Gorzko żałowała, że mu uległa. Chyba nie z miłości? Wytłumaczyła sobie, że pierwotny instynkt kazał jej potwierdzić swoje prawa do partnera w taki sposób, jak czyniły to wszystkie kobiety od zarania dziejów.
Logiczne wyjaśnienie przekonało ją, ale nie uspokoiło. Świadczyło bowiem o słabości. Musiał zrozumieć, że nie może z nim zostać. Nie potrzebowała wybaczenia, tylko zaufania.
Z tą myślą ubrała się i poszła do kuchni. Na widok wspaniałej muskulatury torsu, grzbietu i ramion małżonka zaparło jej dech. Z początku przerażały ją jego potężne rozmiary, szybko jednak udowodnił, że potrafi być delikatny i czuły. Od tej pory czuła się bezpiecznie w jego objęciach. Ale po ostatnich wydarzeniach poczucie bezpieczeństwa znikło. Zaczął budzić w niej strach, ale równocześnie jeszcze bardziej ją pociągał. Nurtowało ją pytanie, czy jej nieszczęsna matka czuła to samo do swego wiarołomnego męża. Pojęła, że pożądanie osłabia kobietę bardziej niż miłość. Przysięgła sobie, że zwalczy tę słabość.
– Dlaczego nie jesteś w pracy? – spytała, siadając na jednym z barowych stołków.
Scott postawił na stole dwa kubki parującej kawy.
– Nie byłem w stanie pracować, więc pojechałem cię szukać. Ponieważ nie zastałem cię u Scotta, przyjechałem do domu.
Informacja, że opuścił dla niej swoje ukochane biuro, pochlebiła Sarah, ale nie chciała tego przyznać nawet przed sobą.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś?
– Myślisz, że nie próbowałem? – warknął w odpowiedzi. – Wyłączyłaś telefon na cały weekend, a dzisiaj był zajęty.
– Pewnie gadałam z Corym.
– Nie z Philipem Leightonem?
Sarah gwałtownie uniosła głowę i zrobiła wielkie oczy.
– Nie odgrywaj przede mną niewiniątka. Wiem, z kim wychodziłaś.
Sarah zawrzała gniewem.
– Mój Boże! Wynająłeś detektywa?
– A czego się spodziewałaś po tym, jak odmówiłaś wyjaśnień?
– Powiedziałabym ci całą prawdę, gdybyś pokazał mi zdjęcia zaraz po powrocie do domu. Ale najpierw zaspokoiłeś swoją zachciankę.
– Pewnie rozproszyło mnie twoje namiętne powitanie i przekonały wiarygodne kłamstwa – odburknął z wściekłością.
– Jakie znowu kłamstwa?
– Twierdziłaś, że podczas przerwy na lunch wyszłaś po prezent dla mnie na rocznicę ślubu. Teraz wiem, że poszłaś do baru, a potem do hotelu z innym mężczyzną.
Sarah poczerwieniała ze złości.
– Nie okłamałam cię. Naprawdę coś ci kupiłam w drodze powrotnej z hotelu, w którym nie robiłam nic złego. Zaraz ci pokażę, co dla ciebie wybrałam, jeśli chcesz.
– Nie sądzisz, że trochę za późno? O ile się nie mylę, zmierzamy w kierunku sprawy rozwodowej. Dobrze, że odłożyliśmy na kilka lat plany posiadania potomstwa. Dzięki Bogu za pigułki antykoncepcyjne!
Sarah omal nie zemdlała. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni wzięła tabletkę. Krew odpłynęła jej z twarzy na myśl o możliwych konsekwencjach.
Scott spostrzegł, że pobladła.
– Sarah, co z tobą? – zapytał z niepokojem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Sarah myślała, że zemdleje. Widziała wszystko jak przez mgłę. Ponieważ kilka razy straciła przytomność, w porę rozpoznała objawy. Zeszła ze stołka, usiadła na podłodze i schowała głowę między kolana.
– Co ty robisz? – pytał Scott z przerażeniem. – Jesteś chora? Wezwać pogotowie?
– Nie – zdołała wymamrotać. Kiedy trochę doszła do siebie, dodała: – Pewnie zasłabłam z głodu. Zaraz mi przejdzie. Jeśli chcesz pomóc, zrób mi grzankę z dużą ilością miodu.
Nie kłamała. Naprawdę nie jadła ani śniadania, ani lunchu. Cory dbał o nią i zmuszał, żeby coś przełknęła, ale kiedy rano poszedł do pracy, ze zmartwienia zapomniała o jedzeniu.
– Grzankę? – powtórzył Scott ze zdziwieniem, ale podszedł do blatu, żeby spełnić jej prośbę.
Sarah w końcu zebrała siły, żeby wstać. Ręce jej drżały, gdy podnosiła kubek. Mówią, że los bywa okrutny, ale tym razem sama ściągnęła na siebie nieszczęście. Dostała skurczów żołądka na myśl, że zaszła w ciążę. Dziecko powinno zostać poczęte z miłości, nie z zazdrości i gniewu. W piątek jeszcze nie znała nastawienia Scotta, ale dziś wiedziała, co robi. Mimo to zmiękła w rękach Scotta jak bryłka wosku.
Popatrzyła na te duże, silne dłonie z odciskami na palcach od fizycznej pracy. Nie zawsze siedział za biurkiem w garniturze.
– Lepiej się czujesz? – zapytał, stawiając przed nią talerzyk z grzanką.
– Trochę lepiej – potwierdziła. – Dziękuję.
Unikając jego wzroku, ugryzła kilka kęsów i popiła kawą.
Pół minuty później Scott ponownie przemówił:
– Najwyższy czas, żebyś wytłumaczyła, co robiłaś w piątek w tym hotelu. Żądam prawdy.
– Proszę