Królewsko obdarowany. Emma Chase
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królewsko obdarowany - Emma Chase страница 4
– Jesteś jak skaut, co?
Próbuję flirtować, choć to pewnie tylko trochę mniej skuteczne niż „Przyniosłam arbuza” z filmu Dirty Dancing.
Jego usta znów wykrzywiają się z jednej strony.
– Chyba jednak nie.
W jego tonie jest coś zadziornego i mocno zakazanego, pod wpływem czego przyspiesza moje serce, a usta chciałyby się otworzyć.
Aby ukryć reakcję mojego ciała, kiwam energicznie głową.
– No tak, ja też nie. Nigdy nie byłam….
Zbyt energicznie.
Tak energicznie, że mój łokieć zsuwa się z pokrytego mąką blatu i niemal nokautuję samą siebie, upadając. Logan jednak jest nie tylko wielki i krzepki, lecz także szybki. Na tyle, by złapać mnie za rękę i podtrzymać w pasie, nim uderzę skronią o grubą deskę do krojenia.
– Nic ci się nie stało, Ellie?
Pochyla się, przyglądając mi się uważnie, i posyła mi spojrzenie, które będę widzieć dziś w snach… Zakładając, że w ogóle zasnę. I, wow, Logan ma świetne rzęsy. Gęste, kruczoczarne, długie. Założę się, że to nie jedyny element jego ciała, który jest długi…
By potwierdzić moje domysły, opuszczam wzrok ku ziemi obiecanej, gdzie jego spodnie są wystarczająco ciasne – ten ochroniarz, jeśli ma służbową broń w kieszeni, z pewnością nosi w spodniach magnum.
Mniam.
– Tak, nic. – Wzdycham. – Jestem… no wiesz… zmęczona. Ale wszystko okej. Całkowicie spoko.
Otrząsam się. Dosłownie.
Kiwa głową i się odsuwa.
– Naprawię teraz zasuwkę. Później dam ci klucz do zamka. Noś go i nie zgub. Od teraz będziesz zamykać za sobą drzwi, gdy stąd wyjdziesz, a także gdy będziesz tu sama. Zrozumiano?
Ponownie przytakuję. Livvy musiała z nim rozmawiać. To nie moja wina, że klucze ode mnie uciekają. Kładę je w takim miejscu, bym później wiedziała, gdzie się znajdują… Ale, przysięgam na Boga, że dostają nóżek i dają dyla.
Cwane, małe, magiczne gnojki.
Po wyjęciu ostatniego ciasta z piekarnika i odłożeniu go na kratkę do schłodzenia, biegnę na górę, by przebrać się do szkoły. Nie mam czasu na dłuższe przygotowania ani tylu ciuchów, co niektóre koleżanki, ale z tego, co znajduje się w mojej szafie, komponuję zestaw: ciemne jeansy i prześwitujący jasnoróżowy top z krótkim rękawem, a pod niego wkładam białą koszulkę na ramiączkach. Dodaję do tego czarne baleriny i czarną skórzaną kurtkę, którą znalazłam w tamtym roku w sklepie z używaną odzieżą.
Lubię biżuterię, lubię dzwonić, gdy idę – jakbym była żywą szafą grającą. Zakładam więc na każdy palec po tanim pierścionku, na nadgarstki jeszcze tańsze bransoletki i długi srebrny naszyjnik.
Nie maluję się, nie przyciemniam blond brwi brązową kredką jak Kylie Jenner – skończyłabym, wyglądając jak jakaś przerażająca zabójczyni. Używam jednak korektora pod oczy – całej tubki – i nakładam tusz na rzęsy, a także różowy błyszczyk na usta.
Kiedy kilka minut przed szóstą rano wychodzę bocznymi schodami, Logan po skończonej naprawie zamka rozmawia w kuchni z naszym kelnerem Martym.
Marty McFly Ginsberg nie jest tylko pracownikiem – jest naszym starszym bratem mającym innych rodziców. Jest ciemnoskórym żydem gejem, który jest dosłownie zajebisty. Bombowy.
– Cześć, laska. – Tuli mnie. Gość nie krępuje się w tej kwestii. – Jak się miewasz? Liv się odzywała?
Kiwam głową.
– Wysłała ci zdjęcie swojego pokoju?
Marty wzdycha.
– Jakby umarła i poszła do nieba pełnego Nate’a Berkusa. – Odgarnia mi zielone pasemko włosów. – Jak było wieczorem?
– Dobrze. – Ziewam przeciągle. – Nie spałam, ale to nic nowego.
Marty mieli ziarna kawy, napełnia dwa filtry i zaczyna parzyć pierwsze filiżanki.
– Jak się trzyma tata?
– Chyba dobrze. Nie wrócił do domu.
Nie jest to nagminne, ale zdarza się zbyt często. Jednak nie jest to kłopot. Przynajmniej nie dla mnie.
Logan powoli odwraca się w moją stronę.
– To znaczy?
Wzruszam ramionami.
– Wciąż nie dotarł do domu. Pewnie zdołował się wyjazdem Liv, upił i zasnął w barze Mulligana lub na którejś ławce pomiędzy pubem a domem. Czasami tak bywa.
W oczach ochroniarza pojawiają się iskry, jakby za nimi płonął ogień.
– Mówisz mi, że spędziłaś noc sama na piętrze, gdy na parterze przez cały ten czas miałaś niezamknięte drzwi?
– Tak. Ale był ze mną Bosco.
Mój pies to mieszanka shih tzu i ratlerka. Raczej nie jest materiałem na psa stróżującego, no chyba że chciałby śmiertelnie wystraszyć intruza swoim odrażająco uroczym pyskiem. Ale gdyby rabuś próbował zwędzić parówki z naszej lodówki, nie dałby mu ujść z życiem. Bosco za kiełbaskę jest w stanie rozszarpać gardło.
– To nic takiego.
Ochroniarz patrzy na Marty’ego, wymieniając z nim sekretne męskie spojrzenie. Kiedy spogląda na mnie, wyraz jego twarzy tężeje tak samo jak jego głos. Jest naprawdę wkurzony.
– Będziemy się zmieniać. Ja i chłopaki. Możemy przebywać w kawiarni, jeśli nie chcesz nas na górze, ale od teraz ktoś będzie tu z tobą przez całą dobę. Nie zostaniesz tu ponownie sama, tak?
Kiwam powoli głową, czując ciepło rozprzestrzeniające się w żyłach, jakby moja krew została nasycona węglem.
– Okej.
Zatem ktoś będzie mnie pilnował.
Nie zrozumcie mnie źle, moja siostra zasłoniłaby mnie własnym ciałem przed kulą, po czym pobiłaby osobę, która by strzelała, ale to zupełnie co innego.
To o wiele seksowniejsze. Bardziej w stylu Tarzana. I kojące. Jestem priorytetem tego przystojnego twardziela, który będzie się o mnie troszczył, chronił mnie… jakby to była jego pieprzona praca.
Tak właśnie jest.