Królewsko obdarowany. Emma Chase
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królewsko obdarowany - Emma Chase страница 6
Zanim jednak mam okazję zapytać go o to, z mojej wspaniałej, seksownej fantazji wyrywa mnie hałas dobiegający z kuchni i wrzuca bezpośrednio do beznadziejnej rzeczywistości.
Muzyka jest głośna, drewniane krzesła aż podskakują, kwestią czasu pozostaje, zanim sąsiedzi wezwą gliny. Jestem zmęczona i, ja pierdzielę, zjadają mi ciasta! Widzę troje, nie, czworo ludzi, którzy rozmawiają, jednocześnie wkładając do ust kawałki moich wypieków. Głupole!
– Masz rację. Dosyć tego. Wyjmijmy wtyczkę.
Logan przewraca brązowymi oczami.
– W końcu.
Wykręcam sobie dłonie, przerabiając to w myślach.
– Może mógłbyś gwizdnąć na palcach, by zwrócić uwagę wszystkich? A ja stanę na krześle i podziękuję im za przybycie. Byłoby świetnie. Mam nadzieję…
W tej właśnie chwili uświadamiam sobie, że Logan nie słucha, bo nie stoi już przy mnie. Znajduje się przy sprzęcie grającym i wyłącza muzykę. Układa dłonie przy ustach.
– Wypierdalać!
Subtelność nie jest mocną stroną Logana St. Jamesa.
– Wiesz, mógłbyś pomóc.
Po wyjściu wszystkich osób Logan posłał Tommy’ego do domu, mówiąc, że weźmie nocną wartę, a któryś z chłopaków zmieni go rano. Chciał mieć pewność, że wszystko „wróci na swoje miejsce”.
Mam wrażenie, że Logan nie jest zbyt dobry w pozostawianiu spraw w rękach innych.
– Dlaczego miałbym to zrobić? – pyta, opierając się o ścianę, przesuwając palcem po ekranie telefonu. – Mówiłem, byś nie urządzała tej przeklętej imprezy.
Dzięki Zeusowi, że odrobiłam zadanie domowe zaraz po szkole, w przerwach od przygotowywania zamówień w kuchni. Mam jutro na czwartej lekcji egzamin, ale mogę pouczyć się podczas lunchu. Znajduję się w tej chwili na czworakach, zdrapując i myjąc lepiące się, wdeptane w podłogę ciasta. Śmietniki pękają w szwach, ale kuchnia jest czysta, stoliki wytarte. Została mi tylko podłoga.
– Dżentelmen by pomógł.
– Nie jestem dżentelmenem i nie szoruję pieprzonych podłóg.
– Miło.
Przechyla głowę na bok, jakby chciał powiedzieć coś innego, ale nim ma szansę, wchodzi mój tata.
Pojawia się po dwóch dniach nieobecności.
Zatacza się – nie jest zalany w trupa, ale nie potrafi ustać na nogach i patrzeć przed siebie. Tata, podobnie jak Logan, jest wysoki, dobrze zbudowany i mimo pewnej surowości w wyglądzie i widocznego przepracowania również jest przystojny. Jest człowiekiem, który bierze prysznic po pracy, a nie przed nią. A przynajmniej kiedyś tak było.
Teraz, zwłaszcza kiedy przychodzi zawiany, garbi się, przez co wygląda na starszego. Flanelową koszulę ma pogniecioną i brudną, a szpakowate włosy opadają mu na oczy.
– Co to, Ellie? – bełkocze.
Najdziwniejsze jest to, że chciałabym, by na mnie nakrzyczał. Dał mi szlaban. Odebrał komórkę, jak zrobiłby każdy normalny rodzic, prawdziwy ojciec… który by się troszczył.
– Zaprosiłam tu, eee, kilka osób. Impreza wymknęła się trochę spod kontroli. Do jutra wszystko uprzątnę.
Nawet na mnie nie patrzy. Kiwa tylko głową, co zauważam jedynie dlatego, że mu się przyglądam.
– Idę spać. Wstanę, by pomóc Marty’emu, kiedy pójdziesz do szkoły.
Zatacza się pomiędzy stolikami i wchodzi przez wahadłowe drzwi do kuchni, po czym kieruje się na schody, żeby trafić do mieszkania na górze.
Zwieszam głowę i wracam do mycia podłogi.
Chwilę później, nie patrząc na Logana, mówię:
– Nie musisz tego robić, wiesz?
– Czego nie muszę?
– Martwić się. Jesteś spięty, jakbyś sądził, że tata mnie skrzywdzi, a on przecież ledwo ma energię, by cokolwiek do mnie powiedzieć. Nigdy mnie nie uderzył.
Mężczyzna przygląda mi się uważnie, jakby potrafił przejrzeć mnie na wskroś i czytać mi w myślach.
– Nie muszą być to jego pięści. Skrzywdzić można na wiele sposobów. Prawda?
Zazwyczaj mi to nie przeszkadza. Nie dopuszczam tego do siebie, ale kilka ostatnich dni zaburzyło rutynę. W moich oczach pojawiają się łzy.
– Nienawidzi mnie – mówię prosto z mostu, ale zaczynam szlochać, aż drżą mi ramiona. – Tata mnie nienawidzi.
Logan marszczy brwi, chwilę później nabiera głęboko powietrza, po czym z zadziwiającą jak na tak masywnego człowieka gracją podchodzi, siada przy mnie na podłodze, ugina nogi, opiera łokcie na kolanach, a plecy o ścianę.
Przysuwa się i szepcze łagodnie:
– Nie wydaje mi się, by była to prawda.
Kręcę głową i ocieram policzki.
– Nie rozumiesz. Byłam chora. W noc, gdy zginęła mama, bolało mnie gardło i kaszlałam. Narzekałam na to. Apteka na naszej ulicy była zamknięta z powodu remontu, więc mama pojechała metrem. – Kiedy mieszkasz w mieście, rodzice dość wcześnie rozmawiają z tobą o ważnych rzeczach. Jedną z nich jest to, że żadne pieniądze czy kosztowności nie są warte twojego życia. Jeśli ktoś ich od ciebie żąda, oddajesz je. Można je zastąpić, osoby niekoniecznie. – Kilka lat temu napisał do nas z więzienia. Ten, który to zrobił. Przeprosił, twierdził, że nie chciał jej zastrzelić, że broń… po prostu wypaliła. – Spoglądam na Logana, który patrzy i słucha uważnie. – Nie wiem, dlaczego niektórzy uważają, że rodzina ofiary poczuje się po czymś takim lepiej. Po przeprosinach. Po zapewnieniu, że nie chciał zrobić tego, co zrobił. Nam ta wiedza nie pomogła. Jeśli już, to udowodniła tylko, że mama znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. I to… że gdybym nie istniała, miłość życia taty wciąż by tu była. Nie staram się dramatyzować, stwierdzam tylko fakty. I właśnie dlatego on nie może na mnie patrzeć.
Milczymy przez dłuższą chwilę. Ja siedzę na piętach, Logan patrzy przed siebie. Pociera kark i mówi:
– Wiesz, mówią, że New Jersey jest ciemną stroną Ameryki.
– Zawsze uważałam, że to niesprawiedliwe. Lubię Jersey.
– Dorastałem w East Amboy, które jest plamą na honorze Wessco.
Parskam