Świetlany mrok. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świetlany mrok - Krzysztof Bonk страница 16
– Bądź przeklęta, Sari – wyszeptała Kati, głaszcząc po główce córeczkę.
– Co powiedziałaś…? – Kobieta usłyszała znajomy męski głos. Dochodził z zacienionego rogu pokoju. Spojrzała w tamtą stronę i zaskoczona zauważyła Drena. Stał oparty o ścianę. Musiała na moment zasnąć, gdy wszedł do jej sypialni.
– Dren… – szepnęła z pewnym bólem w głosie.
– Tak?
– Pamiętasz… jak wspominałam ci pewnego razu, że widziałam przyszłość Altris…? To, jak miasto zostaje zniszczone podczas zaćmienia? To, że giną, co do jednego, wszyscy jego mieszkańcy…? Ty nie wziąłeś moich słów poważnie. Co powiesz teraz…?
– Że Bogini Światła obdarowała cię jasnowidzeniem – odparł z powagą mężczyzna. Kati skrzywiła się.
– Bądź ze mną szczery, proszę… Pamiętasz…? Mówiłam ci w związku z tą wizją o niejakiej Sari…
– Pamiętam wszystko. Odpowiedziałem ci, że nie ma żadnej Sari, że wszystko, co jest z nią związane, to tylko fantazje w twoim umyśle. Stworzyłaś ją w nim zapewne z lęku i samotności, gdy przebywałaś w artyjskiej niewoli.
– Ale…
– Żadnych ale. Obecnie jesteś bezpieczna, otaczają cię bliscy. Masz dziecko, nic ci nie grozi. Nie ma już potrzeby zawracać sobie głowy wyimaginowaną Sari. A nawet jeżeli to jej przypisujesz swoje wizje, nie ma to znaczenia, skoro i tak nie można niczego zmienić.
– Niczego nie można zmienić? – Kati uśmiechnęła się krzywo.
– Niczego…
– Więc co powiesz na to?! – Kobieta wyciągnęła oskarżycielsko wskazujący palec. – W wizji Sari wszyscy mieszkańcy Altris zginęli, co do jednego. Tymczasem doszły mnie słuchy, że podczas zaćmienia wybuchła w mieście panika i setki ludzi opuściło stolicę, uciekając w kierunku trzeciego pierścienia światła. Oni przeżyli, Dren!
– I czego to ma dowodzić…?
– Nic nie rozumiesz… To ja ich ocaliłam! Ja, dzięki wizji Sari! Nakazałam słudze rozgłaszać w mieście plotki o zaćmieniu i wskazałam jedyny możliwy ratunek w ucieczce ku światłu, ku trzeciemu pierścieniowi!
W reakcji na te słowa Dren przybrał surowy wyraz twarzy. Wyprostował się i odparł szorstko:
– To nieodpowiedzialne z twojej strony. Jeżeli dowie się o tym Zakon i tego twojego sługę powiąże z tobą… – Mężczyzna przeżuł w ustach przekleństwo i wybuchnął: – Wiesz, jak Zakon traktuje proroctwa osób, które nie noszą na sobie znaku światła! Przecież wiesz, czym to grozi!
– Wiem, nie pomyślałam o tym… przepraszam… – Kati spokorniała. Słowa Drena znowu przywołały w jej umyśle obrazy płonących na stosach ludzi i postać Elei grożącej jej zemstą. Spojrzała na swoje malutkie dziecko. Szczerze zapragnęła skupić się tylko na nim. Za nic w świecie nie chciała prowokować czegoś, co mogłoby doprowadzić do ich rozłąki.
Dren odezwał się ponownie, tym razem spokojnym tonem:
– Kati… Urodziłaś dziecko, dużo się ostatnio wydarzyło. To naturalne, że odbiło się to piętnem na twoim umyśle. Odpocznij i nie myśl o troskach tego świata. Wkrótce zamieszkamy w jakimś pięknym, ustronnym miejscu i będziemy razem szczęśliwi jak nigdy dotąd. – Mężczyzna podszedł do kobiety. Ujął jej dłoń w swoje ręce i uśmiechnął się życzliwie. Ona odwzajemniła uśmiech. Wtedy gwałtowny podmuch wiatru zerwał materiał zasłaniający okno. Do pokoju wdarła się fala oślepiającego światła i przestrzeń wypełnił głośny płacz niemowlęcia.
X. ŚWIATŁO W MROKU
Salę najwyższej rady celowo usytuowano na szczycie najokazalszej z wież Kryształowej Świątyni Światła. Znajdowała się dzięki temu bliżej słońca. Uważano, że zapewniało to członkiniom rady specjalne błogosławieństwo świetlistej Bogini i przyczyniało się do podejmowania przez najwyższe kapłanki wyłącznie słusznych decyzji.
Komnata nosiła również inne znamiona niezwykłości. Zarówno jej podłogę, ściany, jak i sufit zbudowano z kryształów niemal całkowicie przezroczystych i przepuszczających do wnętrza tylko białe światło. Przebywając tu, odnosiło się przez to wrażenie, jakby sala była zawieszona wysoko w chmurach, szczególnie gdy niebo pokrywały niżej położone obłoki. Ponadto miejsce to było niemal sterylne. Przestrzeń miało wypełniać jedynie czyste światło Bogini, stanowiąc natchnienie dla dziewięciu najwyższych kapłanek, które podczas narad nie powinny dekoncentrować swojej uwagi.
– Czy mam już referować…? – zabrała ostrożnie głos Gisha, córka księcia dalekiego, pustynnego południa.
– Zaczynaj – wyszeptała bezbarwnym głosem Elea. Siedziała w sali narad w towarzystwie pozostałych najwyższych kapłanek. Wspierając się na łokciach opartych o blat stołu, dłońmi obejmowała skronie.
W komnacie rozległ się dźwięczny głos Gishy:
– Przygotowania do złożenia wymaganej ofiary w czasie zaćmienia zostały wykonane z najwyższą pieczołowitością. Bramy Altris zapieczętowano tak, aby w wymaganym okresie żaden z mieszkańców nie opuścił stolicy księstwa. Lecz kiedy nadszedł mrok, w części miasta nieoczekiwanie wybuchła panika. Mieszkańcy sforsowali jedną z bram. Wielu z nich uciekło ku trzeciemu pierścieniowi światła. Przeżyło kilkuset. W związku z tym przyobiecana ofiara nie została dopełniona. Wynikły pewne komplikacje. Świetliste dziecko nie trafiło do łona wyznaczonej kobiety. Jego istota znalazła się w łonie nieznanej nam matki, gdzieś w pierwszym pierścieniu światła.
– Bogini nigdy nam tego nie wybaczy… – Z ust Elei wydobył się żałobny ton. Krzywo się uśmiechając, dodała: – Cuda jednak się zdarzają i jest jeszcze cień nadziei. Kontynuuj, moje dziecko – zwróciła się do najmłodszej z dziewięciu najwyższych kapłanek.
– Tak, cuda się jednak zdarzają… – przytaknęła Gisha. – Nie wiemy, jak to możliwe, ale źródło życia dziecka światła pozostaje niezmącone i świetliste. Oznacza to, że przyszło na świat gdzieś w mroku. Żyje i rozwija się. To na ten temat obecnie wszystko…
– Czy wiadomo coś o przyczynie wybuchu paniki w Altris? – Głos zabrała Waltari. – Zaćmienia zdarzają się od zawsze, lecz gdy do nich dochodzi, wszyscy mieszkańcy miast marzą tylko o tym, aby znaleźć się w obrębie warownych murów, pod strażą. Skąd więc ta nagła odmiana? Skąd raptem tak wielka chęć wyjścia na otwartą przestrzeń, za mury?
Gisha spojrzała na Eleę. Ta lekko skinęła jej głową i dziewczyna odpowiedziała:
– Uzyskałyśmy już informację, że pewien wieśniak przed