Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł - Ian Douglas страница 6
Znane jako węzeł Sh’daar albo AGTR koło było w rzeczywistości pustym w środku cylindrem z niesamowicie gęstej materii o długości dwunastu kilometrów i szerokości jednego kilometra, obracającym się wokół swojej długiej osi z prędkością bliską świetlnej. AGTR, położona ponad dwieście lat świetlnych od Układu Słonecznego, była wyraźnie sztucznym produktem niesamowicie zaawansowanej cywilizacji. Istniało ich więcej – być może dziesiątki tysięcy, rozsianych po całej Galaktyce jako jakiś rodzaj sieci transportu czasoprzestrzennego. Kiedyś ziemski wywiad wojskowy był przekonany, że stworzyli je Sh’daar. Na pewno ich używali, tak jak i ziemscy podróżnicy gwiezdni. Nikt jednak nie był pewien, kto właściwie je zbudował, nawet handlarze informacjami znani ludziom jako Agletsch. Większości zresztą wystarczało to, że działały.
Ta konkretna AGTR była pierwszą odkrytą przez Ziemian dzięki informacjom pozyskanym od Agletsch. Niedawno dostała nazwę kodową Tipler, po dwudziestowiecznym fizyku Franku Tiplerze, który opracował hipotetyczny model cylindrów Tiplera – ogromnych obszarów gęstej materii, pozwalających na podróż między odległymi miejscami w kosmosie, a nawet na podróże w czasie. AGTR okazały się czymś podobnym, choć zamiast litych cylindrów były wydrążonymi w środku przewodami. Ich sposób działania był jednak taki sam.
Obecnie znano kilkanaście takich obiektów i wszystkie nosiły nazwiska znanych fizyków i kosmologów z ostatnich kilkuset lat. Gray czasami zastanawiał się, czy zdziwiliby się, widząc, że ich teorie się ziściły.
Okrąg rósł w miarę, jak „Ameryka” i jednostki wspierające się zbliżały. Gray wiedział, że cylinder stanowi masę podobną do słonecznej, skompresowaną do czegoś w rodzaju budulca gwiazdy neutronowej. Wewnątrz obracały się masy wielkości Jowisza, rozciągając lokalną czasoprzestrzeń. Mgiełka wokół częściowo składała się z pyłu, a częściowo z zakłóceń grawitacyjnych w przestrzeni otaczającej obiekt.
Przez którą mieli zaraz przelecieć.
– Co z myśliwcami? – spytał Gray.
– VFA-96 jest gotowa do startu, admirale – odparł oficer. – Czeka na rozkaz.
– Wystrzelić myśliwce – rozkazał Gray. – Zająć stanowiska bojowe.
Gdy na okręcie rozległ się alarm, był już w drodze na mostek „Ameryki”.
Porucznik Donald Gregory
VFA‐96 „Black Demons”
Godzina 4.40 TFT
– Za wcześnie, kurwa… – jęknął Don Gregory.
– W kosmosie nie ma dnia ani nocy, młody – odparł komandor Luther Mackey, dowódca eskadry. – Nie ma czegoś takiego jak wcześnie albo późno. Przyzwyczaj się.
– To środek nocy – odparł Gregory. – A ja nie zdążyłem nawet wypić kawy.
– Wstałeś dziś lewą nogą, co? – spytał ze śmiechem porucznik Gerald Ruxton na kanale komunikacyjnym. Gregory stwierdził, że Ruxton brzmi, jakby był obrzydliwie rozbudzony. I do tego wesoły. I pomyśleć, że pięć godzin temu obaj pili w okrętowej kantynie, więc powinien być tak samo niewyspany…
– Przejdźmy do rzeczy – zaproponował Mackey. – Kurs sto siedemdziesiąt pięć na minus trzydzieści jeden. Mamy rozkaz startu. „Ameryka” wyłączyła silniki napędowe i dryfuje. Tysiąc pięćset kilometrów na sekundę…
Myśliwiec Gregory’ego, SG-420 Starblade, rejestrował dane przekazywane przez dowódcę. Don czuł, jak spływają również do jego mózgu.
– Start za trzy… – powiedział Mackey – dwie… jedną… teraz!
Umieszczone na poszyciu zewnętrznym drugiego obrotowego modułu mieszkalnego myśliwce z eskadry VFA-96 „Black Demons” zaczęły przesuwać się w dół swoich wyrzutni, napędzane siłą odśrodkową, dającą im przyspieszenie około połowy g. Gregory był trzeci w kolejce. Razem ze starblade’em porucznika Bruce’a Caswella ruszył w ciemność, powoli oddalając się od masywnej osłony dziobowej „Ameryki”, a następnie obrócił myśliwiec tak, by lecieć równolegle z dużo większym lotniskowcem. Okręt miał kształt ponadkilometrowej długości grzyba. Jego kopuła ochronna była półkulistym zbiornikiem wodnym o średnicy pięciuset metrów. Przed sobą Gregory widział, częściowo zasłonięty przez kopułę ochronną, idealny okrąg AGTR. Wydawał się nieco nieostry przez to, że wciąż się obracał, nie mówiąc o tym, że zakrzywiał czasoprzestrzeń.
Pozostałe myśliwce eskadry VFA-96 również opuściły powierzchnię modułu mieszkalnego i uformowały szyk razem z resztą. Dwanaście starblade’ów już przybrało kształt kropli, lepiej przystosowany do wysokich prędkości. Nawet w próżni kosmicznej kształt miał znaczenie w przypadku jednostek osiągających prędkości zbliżone do światła.
– BCI „Ameryka”, tu Demon Jeden – powiedział komandor Mackey. – Wychodzimy spod KL. Wszystkie Demony poza lotniskowcem i w formacji.
– Przyjąłem, Demon Jeden – odparł głos z bojowego centrum informacyjnego „Ameryki”. – Kontrola lotów potwierdza przekazanie prowadzenia do BCI. Możecie manewrować.
– Dobrze, chłopcy i dziewczęta – odezwał się komandor Mackey do reszty eskadry. – Czas nawlec nitki na igłę. Wykonać program.
Przed każdym z myśliwców pojawiły się wąskie osobliwości grawitacyjne, ciągnąc je naprzód, pojawiając się i znikając tysiące razy na sekundę. Przyspieszenie gwałtownie rosło. „Ameryka” najpierw wyprzedziła myśliwce, a następnie zniknęła za ich rufami.
Eskadra VFA-96 wyciągnęła tym razem najkrótszą słomkę. Mieli przeprowadzić „Amerykę” i jej grupę bojową przez wielki, szybko obracający się cylinder. Gregory nie był do końca pewien, czy jest na to gotów. Trzy miesiące temu – albo dwanaście milionów lat później, zależy, jak na to patrzeć – jego myśliwiec uległ uszkodzeniu, a on rozbił się na powierzchni Invictusa, zimnej samotnej planety, dryfującej pośród mroku za krawędzią Galaktyki. Stracił nogi… oraz Meg Connor, kobietę, którą kochał. Nowe kończyny już mu wyhodowano i nauczył się znów chodzić.
Inne rany były jednak trudniejsze do zaleczenia. Musiał zmusić się, by nie myśleć o Meg. Czarne Demony straciły wtedy wielu pilotów, w tym niemalże jego.
Pomyślał, że może lepiej by było, gdyby on też wtedy zginął.
TC/USNA CVS „Ameryka”
Mostek flagowy
Godzina 4.51 TFT
– Admirał na mostku!
– Spocznij. – Zawołanie i odpowiedź były głównie kwestią tradycji, bo stawanie na baczność w nieważkości nie miało sensu. W każdym razie przerywanie załodze pracującej przy konsolach nie było dobrym