Manwhore Tom 2 Manwhore + 1. Katy Evans
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Manwhore Tom 2 Manwhore + 1 - Katy Evans страница 3
– Cóż, wspaniale to słyszeć – odzywa się Merrick. – Jak pani wiadomo, pani Livingston, pan Saint potrafi wyczuć prawdziwy talent. I chce, aby dołączyła pani do jego zespołu.
Saint nie odrywa ode mnie wzroku. Przygląda się, jak uśmiech znika mi z twarzy, a zastępują go szok i niedowierzanie.
– Proponujecie mi pracę?
– Tak. – To Merrick odpowiada na moje pytanie. – W rzeczy samej, pani Livingston. Pracę w M4.
Zaniemówiłam.
Wbijam wzrok w kolana i przetrawiam to, co właśnie usłyszałam.
Sin nie chce ze mną rozmawiać.
Moja obecność prawie nie robi na nim wrażenia.
Zadzwonił do mnie po czterech tygodniach z powodu tego.
Podnoszę głowę i nasze spojrzenia się krzyżują. W tej samej chwili mam wrażenie, jakby przeszyła mnie błyskawica. Zmuszam się do tego, aby nie odwracać wzroku od jego twarzy, z której nie jestem w stanie wyczytać absolutnie niczego. Kiedy się odzywam, staram się, aby mój głos brzmiał spokojnie.
– Propozycja pracy to ostatnie, czego się dzisiaj spodziewałam. Czy to wszystko, czego ode mnie chcesz?
Jednym płynnym ruchem nachyla się i opiera łokcie o kolana, przez cały czas wpatrując się we mnie.
– Chcę, abyś ją przyjęła.
O.
Boże.
Sprawia wrażenie równie poważnego, jak tamtego wieczoru, kiedy mnie „zaklepał”…
Odrywam w końcu wzrok od jego twarzy i przez chwilę patrzę w okno. Chcę mówić na niego Malcolm, ale dociera do mnie, że on nie jest już dla mnie Malcolmem. Nie jest nawet Saintem, który niemiłosiernie się ze mną droczył. To jest Malcolm Saint. Patrzący na mnie tak, jakby ani razu nie trzymał mnie w swoich ramionach.
– Wiesz, że nie mogę porzucić swojej pracy – mówię, odwracając się.
– Sprostamy twoim oczekiwaniom finansowym – odpowiada natychmiast.
Kręcę głową i lekko się śmieję z niedowierzaniem, po czym pocieram skronie.
– Merrick – rzuca jedynie Saint.
A Merrick, wyraźnie spięty, wraca do wyjaśnień.
– Jak już mówiłem, będziemy oferować naszym subskrybentom treść newsową, a pan Saint od dawna jest fanem pani pióra. Docenia szczerość i podejmowane przez panią tematy.
Pąsowieję.
– Dziękuję. Niesamowicie mi to schlebia – mówię. – Ale tak naprawdę istnieje tylko jedna odpowiedź – dodaję bez tchu – i już jej udzieliłam.
– To poważna propozycja pracy, zatem w ciągu tygodnia oczekujemy jej przyjęcia bądź odrzucenia.
Kładzie na stole plik dokumentów.
Patrzę na nie, nie będąc w stanie pojąć, o co w tym wszystkim chodzi.
– Czemu to robisz? – pytam.
– Bo mogę. – Saint patrzy na mnie spokojnie. Spojrzenie ma rzeczowe. – Mogę zaoferować ci więcej niż twój obecny pracodawca.
Pozostaje w bezruchu, a mimo to mój świat wiruje w szaleńczym tempie.
– Weź te dokumenty, Rachel – dodaje.
– Ja-ja… nie… chcę.
– Zastanów się. Przeczytaj je, zanim mi odmówisz.
Wpatrujemy się w siebie o ułamek sekundy za długo.
Wstaje i z kocią gracją się prostuje. Malcolm Kyle Preston Logan Saint. Dyrektor generalny najpotężniejszej korporacji w tym mieście. Obsesja kobiet. Ulotny niczym kometa. Nieustępliwy i bezwzględny.
– Przed końcem tygodnia moi ludzie skontaktują się z tobą.
Ni z tego, ni z owego zastanawiam się, czy ten mężczyzna kiedykolwiek przestanie mnie zaskakiwać. Naprawdę jestem pełna podziwu dla jego opanowania. Jeśli choć przez chwilę sądziłam, że jakoś się dogadamy, myliłam się. Saint nie będzie marnował na to czasu. Jest zbyt zajęty zaspokajaniem swoich bezkresnych ambicji, podbojem świata.
A ja? Ja tylko próbuję poskładać swój świat w jedną całość.
Biorę głęboki oddech i w milczeniu zabieram dokumenty. Nie żegnam się ani nie dziękuję. Po prostu cicho wychodzę.
Otwieram drzwi i nie mogę się powstrzymać przed ostatnim zerknięciem na gabinet, ostatnim zerknięciem na Sainta: siedzi na kanapie z dłońmi na kolanach, wzdycha i dotyka twarzy.
– Potrzebuje pan ode mnie czegoś jeszcze, panie Saint? – pyta Merrick tonem, który błaga o więcej pracy.
Kiedy Saint unosi głowę, dostrzega, że mu się przyglądam. Oboje zamieramy i po prostu patrzymy. Na siebie. On nieufnie i ostrożnie, ja z całym żalem, jaki mnie dręczy. Jest tyle rzeczy, które chcę mu powiedzieć, a mimo to odchodzę w milczeniu, zamykając za sobą drzwi.
Jego asystentki patrzą, jak się oddalam.
Wchodzę cicho do windy i zjeżdżając do lobby, przyglądam się swemu odbiciu w stalowych drzwiach. Całkiem ładnie wyglądam z rozpuszczonymi włosami, ubrana w miękki, kobiecy, opinający ciało strój. Ale kiedy patrzę sobie w oczy, wyglądam na tak zagubioną, że mam ochotę dać nura do swojego wnętrza, aby się odnaleźć.
I dociera do mnie, że miłość jest równie zmienna, jak niebo czy ocean: nie znika, ale nie zawsze jest słoneczna, czysta czy spokojna.
Wychodzę z budynku i zatrzymuję taksówkę, a kiedy odjeżdżamy, odwracam się i przez chwilę mierzę wzrokiem piękną lustrzaną fasadę budynku M4. Jest taki królewski, taki nieprzenikniony. Wtedy wibruje mi telefon.
NO I JAK?!
POGODZILIŚCIE SIĘ?!
MÓW! WYNN WYCHODZI ZA 3 MIN I CHCE WIEDZIEĆ.
CZYTAŁ TWÓJ ARTYKUŁ? ZMIĘKŁ PRZEZ TO?
Czytam SMS-y od Giny i nie jestem w stanie wykrzesać z siebie energii, żeby na nie odpisać. Kierowca włącza się do ruchu.
– Dokąd jedziemy? – pyta.
– Proszę po prostu trochę pojeździć.
Wyglądam przez szybę na Chicago – miasto, które