Manwhore Tom 2 Manwhore + 1. Katy Evans
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Manwhore Tom 2 Manwhore + 1 - Katy Evans страница 6
Boże, miej mnie w swojej opiece. Teraz, kiedy zaczęłam szukać, nie jestem w stanie przestać. Na słynnym lokalnym vlogu znajduję to:
Rzeczywiście pojawiły się spekulacje dotyczące tego, czy jego szaleńcze zachowanie w ciągu ostatniego miesiąca ma związek z niedawnym rozstaniem z dziennikarką Rachel Livingston. Podobno był to jego pierwszy poważny związek. Do głośnego rozstania miliardera z Livingston – która gromadziła materiały na temat Sainta, odkąd się poznali
– doszło, kiedy jej działania wyszły na jaw. Krótko potem w „Edge” pojawił się artykuł przedstawiający jej wersję wydarzeń. Odkąd w siedzibie M4 widziano Livingston, aż huczy od plotek, że na stronie internetowej Interface pojawi się dział informacyjny…
Tymczasem Sainta pochłania wykonywanie akrobatycznych skoków ze spadochronem i przejmowanie kolejnych spółek w tempie, który niepokoi członków jego zarządu…
A NA FACEBOOKU
#TBT ThrowbackThursday: pamiętasz to zdjęcie? Zakładaliśmy się o to, jak długo to potrwa, ale nikt nie przewidział, że aż tak długo! Może i wygląda to tak, jakby cię orżnęła, ale my wiemy lepiej, że nikt nie rżnie tak mocno jak ty – mam nadzieję, że nieźle sobie użyłeś!
Wpatruję się w ekran. Nagle robi mi się niedobrze na myśl, ile z tego on także czytał. Czy takie właśnie ma o mnie zdanie? Dziwka? Jestem dziwką i suką, która dała dupy za informacje? Jestem jak ogłuszona, kiedy dociera do mnie, że bez względu na to, ile włożyłam serca w swój artykuł – był to, jak mówi Helen, list miłosny do niego – słowa nie miały znaczenia. Wszystko przebiły moje czyny.
Saint ceni prawdę i lojalność.
Nie zniosę tego.
Otwieram pocztę i przeglądam mejle od niego.
Nawet jeśli to samobójstwo.
Nawet jeśli jest on dla mnie czymś najbardziej nieosiągalnym na świecie, umiejscowionym tak daleko, że potrzebowałabym satelity, która wyniosłaby mnie wystarczająco wysoko, abym go dosięgnęła. Jest moim osobistym księżycem…
W Stop Przemocy zawsze czekam, aby się przekonać, jak mogę pomóc tym, którzy doznali straty. Zawsze czekam, aby się przekonać, czy zdrowie mojej mamy jest stabilne. Czekam na odpowiedni temat do artykułu.
Nie chcę dłużej czekać.
Nie chcę czekać na temat, na odpowiedni moment, na natchnienie, na to, aż o nim zapomnę, czekać, aż będzie mnie pragnął, czekać, by się przekonać, czy czas to mój sprzymierzeniec, który pomoże naprawić nasze stosunki.
Koszmarnie zdenerwowana, ale pełna determinacji, wybieram jego adres służbowy. Ten, którego używałam na samym początku, kiedy zaczęłam przeprowadzać z nim wywiady. Nie mam pojęcia, kto przeczyta tego mejla, ale piszę, wiedząc, że muszę to zrobić rzeczowo i prosto.
Panie Saint,
jestem bardzo wdzięczna za pańską propozycję. Chciałabym to z Panem szerzej omówić. Czy mógłby Pan podać dzień i godzinę, kiedy mogłabym zjawić się w Pana firmie? Dopasuję swój grafik do pańskiego.
Praca i pisanie
𝗖o prawda, spałam tylko trzy godziny, ale nazajutrz jestem pełna determinacji, aby kolejny dzień okazał się choć odrobinę dobry. Uśmiecham się nawet do kilkorga nieznajomych, kiedy wysiadam z taksówki, wsiadam do windy i wchodzę do redakcji „Edge”. Nad kawą gawędzę z kolegami z pracy, następnie dzwonię do mamy, aby życzyć jej miłego dnia, i odpisuję na kilka mejli.
Ale w głowie ciągle słyszę ciche brzęczenie.
Wciąż widzę te zielone oczy, kiedy tylko spojrzę na… właściwie to na cokolwiek.
Widzę pełne usta.
Pełne usta, uśmiechające się do mnie tak jak kiedyś.
Robię powolny wydech, ze wszystkich sił staram się odsunąć od siebie myśli o tym, co wydarzyło się wczoraj, i wbijam wzrok w ekran komputera.
Mój bardzo pusty, bardzo biały ekran komputera.
Słychać stukanie w klawiatury i redakcyjne rozmowy. Od czasu mojego listu miłosnego do Sainta „Edge” radzi sobie nieco lepiej. Przestano likwidować etaty, zatrudniono dwóch nowych dziennikarzy i choć jest nas tylko kilkanaścioro, jakoś udaje nam się robić dużo szumu. Jesteśmy specjalistami od sprawiania, że każde wydarzenie dnia wydaje się istotniejsze, niż jest w rzeczywistości. Polowanie na newsy to w końcu nasza praca. Tworzenie historii.
Napisz coś, Rachel.
Robię głęboki wdech, kładę palce na klawiaturze i zmuszam się, aby napisać jedno słowo. Jedno słowo przekształca się w dwa, a potem moje palce nieruchomieją. Skończyło mi się natchnienie. Skończyły się pomysły. Jestem pusta.
Czytam, co napisałam.
MALCOLM SAINT.
Pierwszy raz w swojej karierze cierpię na niemoc twórczą. Cała miłość, jaką darzyłam opowiadanie historii – miłość, która zrodziła się, kiedy byłam mała i układałam opowieści o mojej mamie – ulotniła się w dniu, w którym jedna z tych historii odebrała mi coś bezcennego.
Coś, co się nazywa…
MALCOLM SAINT.
Od tygodni błagam Helen, aby przydzieliła mi jakiś porządny temat. Taki, który by mnie zmotywował i dzięki któremu dotarłoby do mnie, że to, co piszę, może mieć moc sprawczą. Ale ona co rusz wymyśla jakieś usprawiedliwienia. Twierdzi, że skoro mam problem z mniej ważnymi tematami, z całą pewnością nie jest to odpowiedni moment na coś wielkiego.
Wciskam klawisz Backspace i patrzę, jak jego nazwisko znika.
MALCOLM SAIN
MALCOLM SAI
MALCOLM SA
MALCOLM S
MALCOLM
O Boże.
Zaciskam powieki i wykasowuję resztę.
Kierowana impulsem, sięgam do przewieszonej przez oparcie fotela torby i wyjmuję z niej złożoną kartkę. Rozkładam ją i wbijam wzrok w to, co widać na samym dole. W nakreślony męską ręką podpis.
Facet, przez którego mój cały świat wiruje. Wszystko mnie boli na sam widok tego podpisu.
– Rachel!