Bastion. Стивен Кинг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 47
– Kiedy go zobaczymy, złapię go za rękę i spytam: „Czy to jeden z nich?”. A wtedy ty pokiwasz głową – powiedział Baker. Tylko to mnie interesuje. Po prostu pokiwaj głową. Jasne?
Nick kiwnął głową. Zrozumiał.
Vince pracował przy cięciu desek, wkładając długie, prostokątne kawałki drewna do wnętrza maszyny. Podłogę pokrywały trociny, których było tak dużo, że prawie zakrywały czubki wielkich roboczych butów Vince’a. Kiedy ich zobaczył, uśmiechnął się nerwowo do szeryfa i z niepokojem przeniósł wzrok na stojącego obok niego Nicka.
Twarz głuchoniemego była wychudzona, wciąż jeszcze mocno poobijana i w dalszym ciągu bardzo blada.
– Sie masz, Wielki Johnie, co tu robisz z tym robolem?
Inni pracownicy tartaku przyglądali się im z uwagą, co chwila przenosząc wzrok od Nicka do Bakera i z powrotem, jakby oglądali jakąś nową odmianę tenisa. Jeden z nich strzyknął strugą tytoniu w trociny i otarł podbródek nasadą dłoni.
Szeryf schwycił Vince’a Hogana za opalone ramię i pociągnął go do przodu.
– Ej, co jest grane, Wielki Johnie? – zaprotestował tamten.
Baker odwrócił głowę, aby Nick widział jego usta.
– Czy to jeden z nich?
Nick zdecydowanie pokiwał głową.
– O co chodzi? – burknął Vince. – Nigdy nie widziałem tego niemego głupka.
– No to skąd wiesz, że jest niemową? Dobra, Vince, idziesz do pierdla. Wpadłeś jak śliwka w kompot. Możesz wysłać któregoś z kolegów do domu, żeby przyniósł ci szczoteczkę do zębów.
Vince został odprowadzony i zamknięty w samochodzie, a potem przewieziony do miasta i zamknięty za kratkami, aby zmiękł. Przez cały czas protestował. Baker nie zadał sobie trudu, by odczytać mu jego prawa.
– Szkoda zachodu, on i tak nie zrozumie, co się do niego mówi – stwierdził.
Kiedy wrócił koło południa, Vince był zbyt głodny i zbyt przerażony, aby dłużej zaprzeczać. Wyśpiewał wszystko.
Mike Childress trafił za kratki o pierwszej, a Billy’ego Warnera Baker dopadł w jego domu w chwili, gdy wyprowadzał swojego chryslera, zamierzając wyruszyć w podróż – bardzo daleką podróż, sądząc po liczbie skrzynek z alkoholem i ogromnych walizach.
Jednak Ray dostał od kogoś cynk i zdążył wyfrunąć z gniazdka.
Baker zaprosił Nicka do siebie do domu na kolację. Chciał również przedstawić mu swoją żonę. W samochodzie Nick napisał na kartce: „Wiem, że Ray to jej brat. Jak ona to przyjmie?”.
– Wytrzyma – odparł Baker. – Przypuszczam, że będzie trochę popłakiwać po kątach, ale dobrze wie, co z niego za ziółko. I wie, że rodzina to nie przyjaciele, nie możesz jej sobie wybrać.
Jane Baker była niską, ładną kobietą i rzeczywiście płakała. Spoglądając w jej głęboko osadzone oczy, Nick poczuł się trochę nieswojo, ale ona uścisnęła mu dłoń i powiedziała:
– Miło cię poznać, Nick. Jest mi bardzo przykro z powodu twoich kłopotów, i w jakiś sposób czuję się za to współodpowiedzialna, ponieważ brał w tym udział jeden z moich krewnych.
Nick pokręcił głową i z zakłopotaniem zaczął przestępować z nogi na nogę.
– Zaproponowałem Nickowi pracę u siebie – oświadczył Baker. – Odkąd Bradley przeprowadził się do Little Rock, posterunek wygląda jak chlew. Koniecznie trzeba posprzątać i to i owo odmalować. Poza tym Nick i tak musi tu jeszcze zostać przez pewien czas, aż do… no, wiesz.
– Procesu – dokończyła. – Tak, wiem.
Zapadła tak nieprzyjemna cisza, że Nick poczuł niemal fizyczny ból. Po chwili żona szeryfa z wymuszonym uśmiechem powiedziała:
– Mam nadzieję, że lubisz szynkę, Nick. Na kolację mamy szynkę z kukurydzą i sałatkę z kapusty. Ale musisz wiedzieć, że nie robię tak dobrych sałatek jak moja matka. W każdym razie mój mąż tak twierdzi…
Nick pogładził się po brzuchu i uśmiechnął się promiennie.
Po deserze (Nick, który przez kilka ostatnich tygodni nie dojadał, pozwolił sobie na dwie dokładki ciasta z truskawkami) Jane Baker powiedziała do swojego męża:
– Jest z tobą coraz gorzej, John. Coraz bardziej kaszlesz i kichasz. W dodatku za mało jesz.
Baker przez chwilę wpatrywał się w swój talerz, po czym wzruszył ramionami.
– Od czasu do czasu mogę sobie odpuścić jeden posiłek lub dwa – mruknął, dotykając końcami palców swojego podwójnego podbródka.
Przyglądając się im, Nick zastanawiał się, jak tych dwoje ludzi o tak różnej posturze radzi sobie w łóżku. Sprawiali jednak wrażenie, że jest im ze sobą dobrze. Zresztą to nie jego sprawa.
– A te twoje rumieńce… Masz gorączkę?
Baker wzruszył ramionami.
– Nie… no, może trochę.
– W takim razie masz szlaban. Zostajesz dziś wieczorem w domu. To ostateczna decyzja.
– Kochanie, przecież mam więźniów. Jeżeli nawet nie trzeba nad nimi specjalnie czuwać, to na pewno należy ich nakarmić i przynieść im coś do picia.
– Może to zrobić Nick – oświadczyła. – Ty idziesz do łóżka i ani słowa na temat twojej bezsenności. Nic ci to nie pomoże.
– Nie mogę wysłać tam Nicka – powiedział bez przekonania. – Jest głuchoniemy. Poza tym nie jest zastępcą szeryfa.
– Więc zaprzysięgnij go i mianuj swoim zastępcą.
– Przecież on jest nietutejszy!
– Jeżeli sam nikomu o tym nie powiesz, ja również tego nie zrobię – odparła, po czym podniosła się i zaczęła sprzątać ze stołu. – Idź i zrób, co do ciebie należy, John.
Takim oto sposobem Nick Andros w niecałe dwie godziny awansował z pozycji więźnia do rangi zastępcy szeryfa miasta Shoyo.
Kiedy szykował się do powrotu na posterunek, do holu na dole zszedł Baker. W postrzępionym szlafroku wyglądał jak upiór. Sprawiał wrażenie zakłopotanego.
– Nie powinienem dać się jej przekonać – mruknął. – I nie udałoby jej się to, gdybym czuł się choć trochę lepiej. Ale wydaje mi się, że mam płuca pełne flegmy, a gorączka spala mnie, jakbym był suchym polanem. I czuję się bardzo słaby.
Nick