Konrad Wallenrod. Adam Mickiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Konrad Wallenrod - Adam Mickiewicz страница 2

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Konrad Wallenrod - Adam Mickiewicz

Скачать книгу

w niepamięć: tylko czasem miłość

      I ludzi zbliża... Znałem ludzi dwoje.

      O Niemnie! Wkrótce runą do twych brodów

      Śmierć i pożogę niosące szeregi;

      I twoje dotąd szanowane brzegi

      Topor z zielonych ogołoci wianków,

      Huk dział wystraszy słowiki z ogrodów;

      Co przyrodzenia związał łańcuch złoty,

      Wszystko rozerwie nienawiść narodów;

      Wszystko rozerwie... Lecz serca kochanków

      Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty.

      I

      Obiór

      Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono,

      Działa zagrzmiały, w bębny uderzono:

      Dzień uroczysty w Krzyżowym Zakonie.

      Zewsząd komtury do stolicy śpieszą.

      Kędy zebrani w kapituły gronie,

      Wezwawszy Ducha Świętego uradzą,

      Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą

      I w czyje ręce wielki miecz oddadzą.

      Na radach spłynął dzień jeden i drugi,

      Bo wielu mężów staje do zawodu;

      A wszyscy równie wysokiego rodu,

      I wszystkich równe w Zakonie zasługi;

      Dotąd powszechna między bracią zgoda

      Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda.

      On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,

      Sławą napełnił zagraniczne domy:

      Czy Maurów ścigał na kastylskich górach,

      Czy Ottomana przez morskie odmęty,

      W bitwach na czele, pierwszy był na murach,

      Pierwszy zahaczał pohańców okręty;

      I na turniejach, skoro wstąpił w szranki,

      Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić,

      Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić,

      Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki.

      Nie tylko między krzyżowymi roty

      Wsławił orężem młodociane lata,

      Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty:

      Ubóstwo, skromność i pogarda świata.

      Konrad nie słynął w przydwornym nacisku

      Gładkością mowy, składnością ukłonów;

      Ani swej broni dla podłego zysku

      Nie przedał w służbę niezgodnych baronów.

      Klasztornym murom wiek poświęcił młody;

      Wzgardził oklaski i górne urzędy;

      Nawet zacniejsze i słodsze nagrody,

      Minstrelów hymny i piękności względy

      Nie przemawiały do zimnego ducha.

      Wallenrod pochwał obojętnie słucha,

      Na kraśne lica pogląda z daleka,

      Od czarującej rozmowy ucieka.

      Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia,

      Czy stał się z wiekiem — bo choć jeszcze młody,

      Już włos miał siwy i zwiędłe jagody,

      Napiętnowane starością cierpienia —

      Trudno odgadnąć. Zdarzały się chwile,

      W których zabawy młodzieży podzielał,

      Nawet niewieścich gwarów słuchał mile,

      Na żarty dworzan żartami odstrzelał

      I sypał damom grzecznych słówek krocie,

      Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie:

      Były to rzadkie chwile zapomnienia...

      I wkrótce lada słówko obojętne,

      Które dla drugich nie miało znaczenia,

      W nim obudzało wzruszenia namiętne;

      Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka,

      O krucyjatach i o Litwie wzmianka,

      Nagle wesołość Wallenroda truły;

      Słysząc je, znowu odwracał oblicze,

      Znowu na wszystko stawał się nieczuły

      I pogrążał się w dumy tajemnicze.

      Może, wspomniawszy świętość powołania,

      Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania.

      Jedne znał tylko przyjaźni słodycze,

      Jednego tylko wybrał przyjaciela,

      Świętego cnotą i pobożnym stanem:

      Był to mnich siwy, zwano go Halbanem.

      On Wallenroda samotność podziela;

      On był i duszy jego spowiednikiem,

      On był i serca jego powiernikiem.

      Szczęśliwa przyjaźń! Świętym jest na ziemi,

      Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi.

      Tak naczelnicy zakonnej obrady

      Rozpamiętują Konrada przymioty.

      Ale miał wadę — bo któż jest bez wady?

      Konrad światowej nie lubił pustoty,

      Konrad

Скачать книгу