Konrad Wallenrod. Adam Mickiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Konrad Wallenrod - Adam Mickiewicz страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Konrad Wallenrod - Adam Mickiewicz

Скачать книгу

go dręczyły nudy lub zgryzoty,

      Szukał pociechy w gorącym napoju;

      I wtenczas zdał się wdziewać postać nową,

      Wtenczas twarz jego, bladą i surową,

      Jakiś rumieniec chorowity krasił:

      I wielkie, niegdyś błękitne źrenice,

      Które czas nieco skaził i przygasił,

      Ciskały dawnych ogniów błyskawice.

      Z piersi żałosne westchnienie ucieka

      I łzą perłową nabrzmiewa powieka,

      Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją,

      Pieśni nucone cudzoziemską mową,

      Lecz je słuchaczów serca rozumieją:

      Dosyć usłyszeć muzykę grobową,

      Dosyć uważać na śpiewaka postać.

      W licach pamięci widać natężenie,

      Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie

      Chcące z głębiny ziemnej coś wydostać:

      Jakiż być może pieśni jego wątek?

      Zapewne myślą w obłędnych pogoniach,

      Ściga swą młodość na przeszłości toniach...

      Gdzież dusza jego? — W krainie pamiątek.

      Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie,

      Z lutni weselszych tonów nie dobędzie;

      I lica jego niewinnych uśmiechów

      Zdają się lękać, jak śmiertelnych grzechów.

      Wszystkie uderza struny po kolei,

      Prócz jednej struny — prócz struny wesela.

      Wszystkie uczucia słuchacz z nim podziela,

      Oprócz jednego uczucia — nadziei.

      Nieraz go bracia zeszli niespodzianie

      I nadzwyczajnej dziwili się zmianie:

      Konrad, zbudzony, zżymał się i gniewał,

      Porzucał lutnię i pieśni nie śpiewał;

      Wymawiał głośno bezbożne wyrazy,

      Coś Halbanowi szeptał po kryjomu,

      Krzyczał na wojska, wydawał rozkazy,

      Straszliwie groził, nie wiadomo komu.

      Trwożą się bracia... Stary Halban siada

      I wzrok zatapia w oblicze Konrada,

      Wzrok przenikliwy, chłodny i surowy,

      Pełen jakowejś tajemnej wymowy.

      Czy coś wspomina, czyli coś doradza,

      Czy trwogę w sercu Wallenroda budzi:

      Zaraz mu chmurne czoło wypogadza,

      Oczy przygaszą i oblicze studzi.

      Tak na igrzysku, kiedy lwów dozorca,

      Sprosiwszy pany, damy, i rycerze,

      Rozłamie kratę żelaznego dworca,

      Da hasło trąbą: wtem królewskie zwierzę

      Grzmi z głębi piersi, strach na widzów pada;

      Jeden dozorca kroku nie poruszy,

      Spokojnie ręce na piersiach zakłada,

      I lwa potężnie uderzy — oczyma;

      Tym nieśmiertelnej talizmanem duszy

      Moc bezrozumną na uwięzi trzyma.

      II

      Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono.

      Z obradnej sali idą do kaplicy:

      Najpierwszy komtur, wielcy urzędnicy,

      Kapłani, bracia i rycerzy grono.

      Nieszpornych modłów kapituła słucha

      I śpiewa hymny do Świętego Ducha.

      Hymn

      Duchu, Światło Boże!

      Gołąbko Syjonu!

      Dziś chrześcijański świat, ziemne podnoże

      Twojego tronu,

      Widomą oświeć postacią

      I roztocz skrzydła nad syjońską bracią.

      Spod twych skrzydeł niech wystrzeli

      Słonecznymi promień blaski,

      I kto najświętszej godniejszy łaski,

      Temu niech złotym wieńcem skronie rozweseli;

      A padniem na twarz syny człowieka,

      Temu, nad kim spoczywa twych skrzydeł opieka.

      Synu Zbawicielu!

      Skinieniem wszechmocnej ręki

      Naznacz, kto z wielu

      Najgodniejszy słynąć

      Świętym znakiem twojej męki,

      Piotra mieczem hetmanić żołnierstwu twej wiary

      I przed oczyma pogaństwa rozwinąć

      Królestwa twego sztandary;

      A syn ziemi niech czoło i serce uniża

      Przed tym, na czyich piersiach błyśnie gwiazda krzyża.

      *

      Po modłach wyszli. Arcykomtur zlecił,

      Spocząwszy nieco, powracać do choru

      I znowu błagać, aby Bóg oświecił

      Kapłanów,

Скачать книгу