.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 3
Zirytowana przyjemnością odczuwaną w tej sytuacji, wyrwała mu rękę, przewracając filiżankę, którą przed chwilą z taką starannością przed nim postawiła. Kawa rozlała się na biurko, opryskując przód śnieżnobiałej koszuli Sebastiana.
Zaklął głośno po włosku i pospiesznie zakończył rozmowę przez telefon.
– Co to ma być, do diabła? – zawołał rozwścieczony.
– Ja tylko… bo pan… – wydukała. Rozejrzała się wokoło, wyciągnęła z bocznej szafki garść papierowych chusteczek i zaczęła wycierać koszulę. Uniósł rękę, próbując powstrzymać Poppy, a wtedy zauważyła, że kilka kropli kawy spadło też na jego spodnie w okolicy krocza. Bez zastanowienia przyłożyła do tego miejsca chusteczkę, co spowodowało jedynie, że znowu złapał ją za nadgarstek, tyle że tym razem jej nie głaskał.
– W szafie za panią wisi koszula. Proszę mi ją podać.
– Oczywiście, już podaję…
Zła na siebie, zajrzała do szafy i zdjęła przezroczystą folię ze świeżo upranej i uprasowanej koszuli. Gdy się odwróciła, wycierał sobie właśnie chusteczką opalony, doskonale umięśniony brzuch. Wręczyła mu koszulę, odwracając wzrok.
– Przepraszam – wyjąkała ze ściśniętym gardłem. – Nie wiem, co się stało. Zwykle nie jestem taka niezdarna. Ale kiedy pan…wtedy… Naprawdę przepraszam.
– Widzę, że pani przykro.
Słysząc szelest materiału, odwróciła się z powrotem i zobaczyła, jak Sebastiano wsuwa w spodnie dół koszuli. Wciąż miała w głowie widok jego opalonego ciała. Patrzyła teraz w milczeniu, jak prostuje mankiety i zarzuca sobie na szyję czerwony krawat.
– Przynajmniej krawat się nie pobrudził – zauważyła.
– Dlaczego oblała mnie pani kawą?
– Wcale pana nie oblałam – zaprotestowała stanowczo. – Głaskał mnie pan po nadgarstku, rozmawiając ze swoją dziewczyną.
– I dlatego wylała pani na mnie kawę?
– Nie zrobiłam tego celowo – odparła, myśląc, że właściwie to mu się należało. – Przynajmniej dobrze, że nie była zbyt gorąca.
– Była.
Przygryzła wargę, patrząc, jak Sebastiano zmaga się z krawatem. Zaklął, rozplątał go ponownie i zaczął wiązać jeszcze raz. Widok tego potężnego mężczyzny, niemogącego poradzić sobie z niewinnym skrawkiem materiału, podziałał na nią rozbrajająco.
– Pomóc panu?
– Chyba nabroiła już pani wystarczająco dużo.
Rozłożyła przed nim ręce.
– Proszę zobaczyć: nie mam kawy.
Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Szkoda, że taki przystojniak nie ma poczucia humoru, pomyślała. Zastanawiała się, czy to najlepszy moment na nadrobienie strat, a wtedy Sebastiano wskazał na włączony komputer stojący na biurku.
– Umie pani obsługiwać Maca?
– Tak.
– Muszę mieć wydrukowany raport, zanim przyjdzie mój dziadek. Poradzi sobie pani z tym?
– Oczywiście. – Usiadła w fotelu i położyła palce na klawiaturze. – Jak się nazywa ten plik?
Pochylił się nad nią i poczuła delikatny zapach sandałowca, wody kolońskiej.
– Gdybym wiedział, moja praktykantko, to sam bym sobie z tym poradził.
– Och, tak…
– Plik dotyczy Castiglione Europa, w skrócie CE.
Ignorując napięcie wywołane bliskością Sebastiana, przejrzała foldery na ekranie, nie znajdując nic powiązanego z tym, o czym mówił. Po chwili jednak dostrzegła coś interesującego.
– Czy ma pan zamiar się ożenić? – spytała, zerkając na niego.
– Nie. Dlaczego pani pyta?
– Paula ma tu jeden plik o nazwie „Operacja małżeństwo”, ale to pewnie ma coś wspólnego z tym zakładem krążącym w firmie, a nie ze sprawą, która pana interesuje.
– Co takiego?
Widząc jego gniewną minę, poczuła, że musi wyjaśnić.
– Chodzi o zakład, czy się pan ożeni. Nawet ja słyszałam, że pański dziadek tego od pana oczekuje… Ktoś z działu prawnego nazwał to „operacja małżeństwo”.
Zmroził ją wzrokiem.
– Widzę, że w biurze huczy od plotek. Dlaczego o tym nie słyszałem?
– Bo dotyczą pana, to oczywiste. Ale proszę się nie martwić. Nikt tak naprawdę nie wierzy w to, że chce pan mieć żonę.
– To pocieszające, że moi pracownicy tak dobrze mnie znają.
– Z pana reakcji wynika, że nie wyobraża pan sobie nic gorszego od małżeństwa, czyż nie?
– Owszem, śmierć.
– Ale dziadkowi chyba zależy na pana szczęściu.
– Dobrze, że pani tak myśli. – Pochylił się nad nią ponownie. – Proszę otworzyć ten folder. A teraz ten plik. – Wskazał na ekran i Poppy musiała się skupić na jego poleceniach, a nie dotyku ręki, którą niechcący otarł o jej ramię. – Tutaj. Proszę wydrukować ten raport.
Wyprostował się i znowu zaklął. Zobaczyła, że po raz kolejny rozplątuje krawat.
– Potrafię wiązać krawaty – powiedziała.
Spojrzał na nią ponuro.
– No dobrze. – Opuścił z rezygnacją ręce i dwa końce krawata opadły luźno na piersi. – Oddaję się w pani ręce.
– Jak rodzaj węzła pan sobie życzy?
– A jakie pani zna?
– Wszystkie.
– To ile ich jest?
– Osiemnaście, z tego, co wiem.
– Osiemnaście? Czy potrafi je pani nazwać?
– Tak. Czy mam to zrobić?
– Nie – zaśmiał się krótko. – Najwyraźniej