Ring Girl. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ring Girl - K.N. Haner страница 6
– Cześć, tato – odebrałam niechętnie.
– Powiedz mi, że to jakiś fotomontaż – odezwał się.
Od razu wiedziałam, że był wściekły.
– Przecież ładnie razem wyglądamy – odpowiedziałam z ironią w głosie.
– Na ładną to ty ladacznicę wyszłaś, Eden! – wrzasnął na mnie. – Czy ty wiesz, że on ma narzeczoną?! Co cię naszło, by obmacywać się z nim publicznie?!
– Nie wiedziałam, że to Logan. Dopiero potem… – skłamałam, ale ojciec za dobrze mnie znał.
– Zabraniam ci się do niego zbliżać!
– Nie mam dziewięciu lat, tato, żebyś mi mówił, co mam robić!
– Doskonale wiesz, jaka relacja łączy mnie z jego rodziną, i nie chcę, żebyś się w to wtrącała.
– To, że jego rodzice nienawidzą cię za tę aferę z dopingiem, to nie mój problem, tato! Logan mnie nie poznał! Nie wie, że to byłam ja! – prawie krzyczałam. Nie sądziłam, że ojciec aż tak się zdenerwuje.
– I lepiej niech tak zostanie. Nie chcę, by miał satysfakcję, że zaliczył moją córkę! – odpowiedział, a ja zaczęłam się śmiać. – Ale nie zaliczył, prawda? – zapytał z nadzieją.
Ojciec nigdy się nie wtrącał w moje sprawy sercowe, ale temat seksu akurat nie był dla nas krępujący. On sam zostawiał mi prezerwatywy, prowadzał do ginekologa i uświadamiał w tych kwestiach.
– Nie spałam z nim, tato. To głupi plotkarski portal zrobił aferę z niczego – naciągnęłam prawdę. Przecież nie musiałam mu mówić, że coś mi odbiło i prawie wylądowałam z Loganem w łóżku. W sumie nie byłam pewna, czy trafilibyśmy do łóżka. A może zaliczylibyśmy wszystkie inne powierzchnie w jego apartamencie? Potrząsnęłam głową, by o tym nie myśleć.
– Grzeczna dziewczynka! – Ojciec się zaśmiał. – Ale co do tego, że masz się trzymać od niego z daleka, to nie żartowałem. Nie chcę, żebyś stała się celem w tym konflikcie, Eden, i tylko o to cię proszę. Trzymaj się od Logana z daleka.
– Nie musisz mnie o to prosić, tato. Doskonale wiem, że powinnam trzymać się od niego z daleka – westchnęłam, bo nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Było mi źle z tym, że nie powinnam go już nigdy więcej spotkać. I nie wiem, czy chodziło o to, że naprawdę chciałam z nim zaszaleć choć ten jeden raz, czy o to, że pragnęłam go po prostu bliżej poznać i dowiedzieć się, czy jest takim człowiekiem, za jakiego go uważałam.
RUNDA 4
Przez kilka dni unikałam spotkania z Carterem. Na uczelni też się nie pojawiałam, bo afera ze zdjęciami z gali nieźle się rozbujała. Na szczęście żaden marny dziennikarz nie dotarł do informacji, kim byłam, a tym samym zostałam przypadkową laską na jedną noc. Nie obchodziło mnie to jakoś specjalnie, ale po pewnym czasie zaczęły mnie drażnić telefony od znajomych z pytaniem, czy naprawdę zaliczyłam „Dantego” Johnsona. Co ich to tak naprawdę obchodziło? Zaczęłam sobie uświadamiać, jak bardzo byłam samotna. Nie miałam nikogo, komu mogłam się zwierzyć, wyżalić, bo choć nie było to w moim stylu, to jak każda kobieta po prostu czasami tego potrzebowałam.
Był środowy wieczór, a ja właśnie wróciłam z basenu. Wrzuciłam śmierdzące chlorem ubrania do pralki i chciałam wrócić do mieszkania, które od pralni dzieliło kilka pięter. Od rana znowu rozmyślałam o Loganie, a w dodatku ojciec cały czas nalegał, bym przyjechała do niego na Wigilię. Niby nie miałam problemów, a czułam się, jakbym miała wielkiego doła albo dziwną przedświąteczną depresję. Wkurzały mnie melodie z dzwoneczkami w sklepach, mikołaje, renifery i wszechogarniający kicz. Boże Narodzenie nie było dla mnie czymś szczególnym, choć jako dziecko oczywiście zawsze czekałam na Świętego Mikołaja, zostawiałam mu talerz ciasteczek i mleko, by rano znaleźć pod choinką masę prezentów. Teraz jednak nie byłam już małą dziewczynką, tylko kobietą, której ewidentnie buzowały hormony. W dodatku chyba zbliżał mi się okres, a wtedy trudno mi było wytrzymać samej ze sobą. Wchodząc na górę, na klatce schodowej spotkałam sąsiadów, którzy właśnie wyjeżdżali na święta do Kanady. Zdarzało mi się pożyczać od nich podstawowe produkty, jak jajka czy cukier, bo nie byłam najlepszą gospodynią domową. Żywiłam się pizzą, chińszczyzną, a jak już chciałam coś ugotować, to było to najczęściej coś prostego i niewymagającego kilkugodzinnych zakupów, a i tak zawsze mi czegoś zabrakło. Przyjęłam drobny prezent w postaci czekoladowego mikołaja oraz jakiejś pierdoły na choinkę i zrobiło mi strasznie głupio, że ja nic dla nich nie miałam. Weszłam do mieszkania, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami.
– Cholerne święta… – westchnęłam sama do siebie. Spojrzałam na choinkowe lampki, które zawiesiłam na karniszu w salonie, i nagle… Zachciało mi się wyć. Wiedziałam, że ten wieczór spędzę na kanapie, oglądając świąteczną komedię romantyczną, która zdołuje mnie jeszcze bardziej, a na koniec z desperacji zjem przed samym snem wielką tabliczkę czekolady. W tym momencie było mi tak cholernie źle, że nawet myśl o tym, że nie miałam głupiego kota czy psa, wywoływała we mnie jeszcze większą falę rozpaczy. Ignorowałam telefon, który znowu zaczął dzwonić, a po godzinie zasnęłam pod kocem i jedyne, czego chciałam, to obudzić się już w nowym roku, by móc wyznaczyć sobie nowe cele, zacząć inny etap i łudzić się, że może kiedyś będę szczęśliwa, tak jak to sobie wymarzyłam.
Przerwa świąteczno-noworoczna na uczelni zaczęła się nieco wcześniej, bo w całym kampusie była awaria ogrzewania i rektor odwołał wszystkie zajęcia. Za kilka dni miała być Wigilia, a ja nadal nie podjęłam decyzji, czy lecieć do ojca na święta. Walizkę miałam prawie spakowaną, bilet zabukowany, ale brakowało mi odwagi, by zebrać się w sobie i jechać na lotnisko. Z jednej strony czułam się samotna, a z drugiej – ojciec nie był najlepszym kompanem do dzielenia z nim wolnego czasu. Doskonale wiedziałam, że zaraz byśmy się o coś pokłócili, a to byłby pretekst dla niego, by sięgnąć po alkohol, którego w naszym domu nigdy nie brakowało. Właśnie skończyłam rozmawiać z ojcem przez telefon i już prawie przekonał mnie, że tym razem święta będą wyglądać inaczej, bo ostatnio pił mniej albo w ogóle, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam przekonana, że to kurier z prezentem, który sama sobie sprawiłam, więc poszłam otworzyć.
– Carter… – westchnęłam, bo nie jego się spodziewałam. A tak naprawdę mogłam się domyślić, że w końcu mnie odwiedzi, bo będzie chciał pogadać i wyjaśnić, co się stało tamtego wieczoru.
– Telefon ci się zepsuł, że nie oddzwaniasz, nie odpisujesz?
– Mózg mi się zepsuł. – Wywróciłam oczami i wpuściłam Cartera do środka. Dopiero wtedy zauważyłam, że w ręku trzymał małą ozdobną torebkę, a w środku zapewne był prezent… Dla mnie.
– Mózg? – Carter się zaśmiał i podszedł, a następnie delikatnie popukał mnie w czoło. – Wydaje mi się, że wszystko