Ring Girl. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ring Girl - K.N. Haner страница 7

Ring Girl - K.N. Haner

Скачать книгу

dlaczego miałabyś tam nie jechać? – zapytał z niepewnością w głosie.

      – Bo mam dziwne relacje z ojcem, a potrzebuję spokoju – odpowiedziałam szczerze. Miałam nadzieję, że ta rozmowa zaraz dobiegnie końca, bo nie miałam zamiaru zwierzać się Carterowi z moich problemów.

      – Okej, więc może jedź na święta ze mną? – zaproponował nagle.

      Musiałam mieć naprawdę niezłą minę, bo roześmiał się znowu i posłał mi ciepłe i pełne wyrozumiałości spojrzenie.

      – Nie chcę robić kłopotu, ale dziękuję za…

      – I wolisz spędzić święta sama? – zapytał, gdy przeszliśmy do kuchni. Spojrzał na stertę brudnych naczyń w zlewie, pudło po pizzy i opróżnioną do połowy wielką butlę pepsi.

      – Sama nie wiem, co wolę, Carter. Mam gorsze dni.

      – Masz moralniaka po tej nocy z „Dantem”? – wypalił nagle, a ja się skrzywiłam, ale nie dlatego, że zapytał. Po prostu nadal miałam tego dziwnego moralniaka.

      – Nie, nie mam moralniaka – skłamałam, bo nie miałam zamiaru się tłumaczyć.

      – Niezła afera z tego wyszła. Nie jest ci głupio, że on ma narzeczoną? – Carter drążył dalej, ale nie czułam, by mówił to z pogardą. Nie oceniał mnie i za to go lubiłam.

      – Daj spokój. – Wywróciłam oczami i chciałam przejść do salonu, a wtedy Carter złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.

      – Jeśli nie masz dla mnie świątecznego prezentu, to sam go sobie sprawię – wyszeptał i odłożył swój prezent na blat stołu, a następnie musnął ustami płatek mojego ucha.

      Zaśmiałam się, bo od razu wiedziałam, po co do mnie przyjechał.

      – Serio, chcesz tego rodzaju znajomości? Przyjaciele do łóżka, a potem któreś z nas się zakocha i wszystko trafi szlag – powiedziałam i przytknęłam mu palec do ust, bo już chciał mnie pocałować.

      – A co jest złego w miłości? – Powaga w jego głosie zapaliła czerwoną lampkę w mojej głowie.

      – Wszystko. Miłość jest zła i odbiera ludziom rozum – wyjaśniłam, a Carter uśmiechnął się szeroko.

      Zsunął dłonie na moją szyję i wymusił, bym spojrzała mu w oczy.

      – Więc może dajmy sobie czas, a jeśli poczujesz, że to wszystko posuwa się za daleko, to po prostu to zakończymy? – Kolejna propozycja z jego strony znowu mnie zaskoczyła.

      – Jeśli poczuję, że się zakochuję, to wtedy mam dać sobie spokój? – Skrzywiłam się nieco, ale Carter nie odpowiedział. Pocałował mnie gwałtownie, namiętnie i przyciągnął do siebie.

      – Chcę rozpakować mój prezent. Mogę? – jęknął i ścisnął mocno moje pośladki.

      Zaśmiałam się, bo w oczach tańczyły mu chochliki. Odpowiedziałam mu pocałunkiem, który oznaczał przyzwolenie. Po chwili wylądowaliśmy w mojej sypialni, a ja choć na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich absurdalnych zmartwieniach, które zaprzątały mi głowę. Nie miałam szczególnej ochoty na seks, ale Carter już na tyle zdążył poznać moje ciało, że doskonale wiedział, co sprawi mi przyjemność. Rozebrał mnie, potem siebie i całowaliśmy się tak długo, aż sama zaczęłam się o niego ocierać. Pożądanie budziło się we mnie powoli, ale przecież mieliśmy dość czasu, by zaliczyć wszystkie bazy gry wstępnej. Mogłam się odprężyć i zrelaksować, bo czułam się przy nim bezpiecznie. Byłam pewna, że Carter nie zrobi niczego, co mogłoby mi się nie spodobać. Wiedział, co robić, rozpalał mnie, pieszcząc ustami każdy skrawek mojego ciała, aż w końcu byłam gotowa na wszystko, czego chciał. I wziął to bez wahania. Jęknęłam, gdy wszedł we mnie od tyłu i od razu zaczął się poruszać. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jaki był spragniony. Czułam, że to nie potrwa długo, że zaraz będzie po wszystkim, ale to był naprawdę świetny seks. Kilka chwil, kilkanaście pchnięć, a mój orgazm przyszedł w odpowiednim momencie.

      – O Boże, Eden… Zwariuję kiedyś przez ciebie – jęknął Carter, gdy zaczęłam dochodzić, bo dla niego był to znak, że też może pozwolić sobie na spełnienie.

      Uśmiechnęłam się szeroko i wcisnęłam twarz w poduszkę, by nie krzyknąć. Stan, do jakiego doprowadziła nas wspólna ekstaza, dodatkowo mnie podniecał. Było mi błogo, lekko, a zmęczenie ogarnęło moje ciało i sprawiło, że zrobiłam się senna.

      – I co z tymi wspólnymi świętami? – zapytał Carter, gdy po wszystkim leżeliśmy przytuleni do siebie.

      – Dostałeś swój prezent, więc misja wykonana – spojrzałam na niego, a Carter nie ukrywał rozczarowania. Naprawdę myślał, że pojadę z nim na święta? To było głupie i naiwne z jego strony.

      – W takim razie nic tu po mnie – odpowiedział i nagle wstał.

      Nie spodziewałam się, że wyjdzie, bo… Bo zawsze zostawał do rana. Akurat wtedy, gdy potrzebowałam, żeby został, bym mogła zasnąć w jego ramionach, on powiedział jedynie „wesołych świąt, Eden” – i wyszedł, a ja znowu zostałam zupełnie sama.

      RUNDA 5

      Mój życiowy problem polegał na tym, że nie potrafiłam przyznawać się do błędów. Mogłam przecież poprosić Cartera, by został, opowiedzieć mu, co mnie dręczyło, ale takie uzewnętrznianie się kojarzyło mi się ze słabością. Tym razem jednak naprawdę miałam prawdziwego doła. W jednej sekundzie podjęłam decyzję, że polecę na święta do ojca.

      Zrobię mu niespodziankę.

      Szybko sprawdziłam swoją rezerwację na lot, wydrukowałam bilet i dopakowałam walizkę. Byłam prawie gotowa do wyjazdu. Czułam dziwny niepokój przed tym spotkaniem, ale gdy w wigilijny poranek wysiadłam z taksówki pod moim rodzinnym domem w Waszyngtonie, ogarnął mnie spokój. Rozejrzałam się po okolicy, którą tak dobrze znałam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Świąteczny nastrój wywołał przyjemne podekscytowanie w całym moim ciele.

      Nie wiem, jakim cudem tata domyślił się, że przylecę, bo udekorował cały dom światełkami, a przed gankiem stał renifer owinięty w kolejne metry lampek. Wszystkie domy w okolicy były przyozdobione. Ruszyłam do drzwi, ale zanim zdążyłam zapukać, usłyszałam, że na podjazd wjechało auto. Odwróciłam się i już miałam zbiec, by uściskać ojca, ale… On nie był sam. W pierwszej chwili mnie nie zauważył, a ja przyglądałam się uważnie, jak wypakowywał z bagażnika torby, a pomagała mu w tym jakaś kobieta. I nagle mnie oświeciło. Zrozumiałam, co ojciec miał na myśli, mówiąc, że te święta będą inne.

      – David, skarbie, weź jeszcze te torby! – powiedziała kobieta i spojrzała w stronę domu.

      Wtedy pierwszy raz od dawna poczułam w sercu coś bardzo dziwnego. Jako dziecko byłam zazdrosna o pracę

Скачать книгу