Anioły i demony. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Anioły i demony - Дэн Браун страница 14
– Panie Kohler – Langdon pochylił się w stronę gospodarza, nie bardzo wiedząc, co zrobić, aby ten dobrze go zrozumiał – jeszcze nie skończyłem swojej opowieści. Wbrew pozorom jest wysoce nieprawdopodobne, żeby ten symbol wypalili iluminaci. Już od ponad pół wieku nie natrafiono na żadne dowody ich istnienia i większość naukowców jest zgodna, że bractwo nie istnieje od lat.
Odpowiedziała mu cisza. Kohler wpatrywał się w mgłę wypełniającą pokój, a na jego twarzy malował się wyraz ni to oszołomienia, ni to gniewu. W końcu powiedział:
– Jak, u diabła, może mi pan opowiadać, że to stowarzyszenie już nie istnieje, skoro jego nazwa została wypalona na tym człowieku?
Langdon zadawał sobie to pytanie przez cały ranek. Pojawienie się ambigramu iluminatów było rzeczywiście zdumiewającym wydarzeniem. Jakaż to będzie gratka dla osób zajmujących się symboliką. Jednak Langdon był naukowcem i rozumiał, że obecność symbolu jeszcze o niczym nie świadczy.
– Symbole – wyjaśnił teraz gospodarzowi – w żaden sposób nie potwierdzają obecności swoich twórców.
– A dlaczegoż to?
– Dlatego, że kiedy ruchy takie jak iluminaci przestają istnieć, ich symbole pozostają… i mogą zostać przejęte przez inne grupy. To się nazywa transferencja i zdarza się bardzo często. Na przykład naziści przejęli swastykę od Hindusów, chrześcijanie krzyż od Egipcjan…
– Dziś rano – przerwał mu Kohler – kiedy wpisałem do wyszukiwarki słowo „Illuminati”, znalazła mi tysiące aktualnych stron. Najwyraźniej mnóstwo ludzi sądzi, że ta grupa nadal działa.
– Miłośnicy spisków – odparł Langdon. Zawsze go irytowały niezliczone teorie spiskowe cieszące się ogromnym powodzeniem w masowej kulturze. Media były złaknione apokaliptycznych nagłówków, a różni samozwańczy znawcy nadal zarabiali na histerii towarzyszącej nadejściu nowego milenium, opowiadając, że iluminaci istnieją i działają, organizując swój Nowy Porządek Świata. Ostatnio New York Times prezentował dziwaczne masońskie powiązania niezliczonych słynnych osób, między innymi Arthura Conan Doyle’a, księcia Kentu, Petera Sellersa, Irvinga Berlina, księcia Filipa, Louisa Armstronga i wielu dobrze znanych współczesnych bankowców i przemysłowców.
Kohler wskazał gniewnym gestem na ciało Vetry.
– Biorąc pod uwagę ten dowód, powiedziałbym, że te teorie konspiracyjne mogą być słuszne.
– Wiem, jak to wygląda – powiedział Langdon najbardziej dyplomatycznie, jak potrafił – a jednak znacznie bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że inna organizacja przywłaszczyła sobie symbol iluminatów i używa go do własnych celów.
– Jakich celów? Czego ma dowodzić to morderstwo?
Dobre pytanie, pomyślał Langdon. On również nie potrafił sobie wyobrazić, jakim cudem ktoś mógłby odnaleźć symbol iluminatów po czterystu latach.
– Mogę tylko powiedzieć, że gdyby nawet iluminaci nadal działali… a jestem właściwie pewien, że tak nie jest… w żadnym wypadku nie byliby zamieszani w śmierć Leonarda Vetry.
– Nie?
– Nie. Wprawdzie ich celem było zniszczenie chrześcijaństwa, ale nie posługiwali się aktami terroru, tylko metodami politycznymi i finansowymi. Ponadto kierowali się surowym kodeksem moralnym, określającym, kogo należy traktować jako wroga. Ludzi nauki traktowali z najwyższym poważaniem, toteż nie mogliby zabić kolegi naukowca, jakim był Vetra.
Kohler obdarzył go lodowatym spojrzeniem.
– Chyba zapomniałem wspomnieć, że Leonardo Vetra w żadnym razie nie był normalnym naukowcem.
Langdon powoli wypuścił powietrze, starając się zachować cierpliwość.
– Panie Kohler, jestem przekonany, że Leonardo Vetra był genialny pod wieloma względami, ale fakt pozostaje…
Kohler bez słowa odwrócił wózek w przeciwnym kierunku i pospiesznie wyjechał z pokoju, zostawiając wzdłuż korytarza ślad w postaci smug mgiełki.
Na miłość boską, jęknął w duchu Langdon i ruszył w ślad za nim. Znalazł go koło niewielkiej wnęki w końcu korytarza.
– To gabinet Leonarda – wyjaśnił gospodarz, wskazując na przesuwane drzwi. – Może kiedy go pan zobaczy, spojrzy pan na całą sprawę z innego punktu widzenia. – Z zakłopotaniem chrząknął i uniósł się nieco na wózku, a wtedy drzwi stanęły otworem.
Kiedy Langdon zajrzał do środka, poczuł na ciele gęsią skórkę. O Matko święta, pomyślał.
Rozdział 12
W innym kraju młody strażnik siedział cierpliwie przed potężną baterią monitorów. Patrzył na zmieniające się przed nim obrazy przekazywane na żywo z setek bezprzewodowych kamer wideo obserwujących rozległy kompleks. Niekończąca się procesja widoków.
Urządzony z przepychem korytarz.
Prywatny gabinet.
Ogromna kuchnia.
Obserwując ekrany, starał się odpędzać od siebie pokusę myślenia o innych sprawach. Już niedługo koniec jego zmiany, a on nadal jest czujny. Służba jest zaszczytem. Kiedyś otrzyma za to najwyższą nagrodę.
Właśnie kiedy myśli zaczynały mu odpływać, zaalarmował go obraz na jednym z ekranów. Nagle, w odruchu tak błyskawicznym, że nawet jego samego to zdumiało, jego ręka wystrzeliła naprzód i uderzyła w przycisk na pulpicie sterującym. Obraz przed nim znieruchomiał.
Z napięciem pochylił się ku ekranowi, żeby lepiej widzieć. Napis na ekranie informował, że jest to obraz przekazywany z kamery numer 86, która powinna monitorować korytarz.
Jednak obraz na ekranie zdecydowanie nie był korytarzem.
Rozdział 13
Langdon ze zdumieniem przyglądał się wnętrzu gabinetu Vetry.
– Co to jest? – Pomimo przyjemnego ciepła panującego w pokoju przekraczał jego próg z drżeniem.
Kohler nie odezwał się, tylko wjechał w ślad za nim do gabinetu.
Langdon obrzucił wzrokiem pokój, nie mając najmniejszego pojęcia, co o tym myśleć. Znajdowała się tu najdziwniejsza mieszanina wytworów rąk ludzkich, jaką kiedykolwiek widział. Na przeciwległej ścianie, nadając ton wystrojowi całego pokoju, wisiał ogromny drewniany krucyfiks, pochodzący, zdaniem Langdona, z czternastowiecznej Hiszpanii. Nad krucyfiksem zwisał z sufitu ruchomy model planet Układu Słonecznego. Po jego lewej stronie znajdował się obraz olejny, przedstawiający Matkę Boską, a obok niego laminowany okresowy układ pierwiastków. Na bocznej ścianie dwa mosiężne krucyfiksy wisiały po obu stronach plakatu z Albertem