Arena Jeden . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Arena Jeden - Морган Райс страница
Pisarka chętnie czyta wszelkie wiadomości od was. Zachęcamy zatem do kontaktu z nią za pośrednictwem strony www.morganricebooks.com, gdzie można dopisać swój adres do listy mailingowej, otrzymać bezpłatną książkę i darmowe materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, otrzymać najnowsze, niedostępne gdzie indziej informacje, połączyć się poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozostać w kontakcie.
– W opowieści skupionej wokół dwóch odważnych nastolatków zdecydowanych przeciwstawić się wszelkim przeciwnościom losu, aby odzyskać swych bliskich, rozbrzmiewają echa IGRZYSK ŚMIERCI. Jednakże, prawdziwa siła opowieści tkwi nie tyle w opisie scenerii i wydarzeń, co w sposobie, w jaki bohaterowie uzewnętrzniają swe uczucia, przeżywają i kierują swoim życiem – i to tutaj ARENA JEDEN zaczyna odbiegać od tego, co przewidywalne i przechodzi w bardziej fascynujące sfery tego, co wiarygodne i potężne… ARENA JEDEN kreuje wiarygodny, pasjonujący świat i jest zalecana… tym, którzy lubią antyutopijne powieści, silne postacie kobiece, oraz opowieści o niezwykłej odwadze.
–– Midwest Book Review
D. Donovan, eBook Reviewer
– Muszę przyznać, że przed ARENĄ JEDEN nigdy nie przeczytałem nic post-apokaliptycznego. Nigdy nie myślałem, że będzie to coś, co by mi się spodobało.... Cóż, byłem bardzo mile zaskoczony tym, jak wciągająca była ta książka. ARENA JEDEN jest jedną z tych powieści, które czyta się do późnej nocy, aż do końca, bo nie można się od niej oderwać. Nie jest tajemnicą, że uwielbiam silne bohaterki… Brooke była twarda, silna, nieugięta, i choć w książce jest miejsce na romans, Brooke nie uzależniła od niego swoich priorytetów. Gorąco polecam ARENĘ JEDEN.
–– Dallas Examiner
Copyright © 2012 Morgan Rice
Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.
Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej kolejnej osoby. Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.
Niniejsza praca jest dziełem fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
– Gdybym był umarł godzinę Przed tym wypadkiem, zamknąłbym był piękny Okres Żywota. Nie ma od tej pory Nic szanownego na tym świecie:
CZĘŚĆ I
JEDEN
Większość dni bywa bardziej znośna. Dziś jednak wiatr siecze bez przerwy, zmiatając grudy śniegu z zasypanej sośniny wprost na moją twarz, kiedy tak wspinam się po górskiej ścianie. Moje stopy, wciśnięte w o jeden numer za małe pionierki, znikają w wysokim na sześć cali śniegu. Ześlizguję się i walczę o to, by odzyskać równowagę. Wiatr wieje w porywach. Jest tak zimny, że braknie mi tchu. Mam wrażenie, że zagłębiam się w żywą, śnieżną kulę.
Bree mówi, że jest grudzień. Lubi odliczać dni do Gwiazdki, zdrapując codziennie liczby na starym kalendarzu, który gdzieś znalazła. Robi to z takim entuzjazmem. Nie potrafię przemóc się i powiedzieć jej, że do grudnia jeszcze daleko. Nie powiem jej, że kalendarz ma już trzy lata, ani też, że nigdy nie zdobędziemy nowego, ponieważ przestali je produkować w dniu, kiedy skończył się świat. Nie pozbawię jej marzeń. Od tego właśnie są starsze siostry.
Bree i tak uparcie tkwi przy swych przekonaniach, od zawsze wierzy, że śnieg oznacza grudzień, a nawet gdybym jej powiedziała, wątpię, czy zmieniłaby zdanie. Takie już są dziesięciolatki.
Bree wciąż nie chce zauważyć, że zima przychodzi tu wcześnie. Jesteśmy wysoko w górach Catskill, gdzie czas płynie inaczej, gdzie pory roku mają inne granice. Tutaj, trzy godziny na północ od czegoś, co kiedyś było Nowym Jorkiem, liście opadają pod koniec sierpnia i leżą, rozsiane po całych górskich pasmach, jak daleko okiem sięgnąć.
Nasz kalendarz był kiedyś aktualny. Kiedy się tu pojawiliśmy trzy lata temu, pamiętam, jak zobaczyłam pierwszy śnieg i dotknęłam go z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć, że kalendarz wskazuje dopiero październik. Pomyślałam, że tak wczesny śnieg jest jakimś wybrykiem natury. Ale wkrótce przekonałam się, że nie. Te góry są po prostu na tyle wysokie, że zima rozkłada jesień na łopatki.
Gdyby Bree odwróciła kalendarz, zauważyłaby rok, stary rok napisany tandetnym stylem: dwa tysiące sto siedemnasty. Wyraźnie wskazujący przestarzałą o trzy lata datę. Powtarzam sobie, że najzwyczajniej jest zbyt podekscytowana, by uważniej to sprawdzić. Taką mam przynajmniej nadzieję. Ostatnio jednak zaczynam podejrzewać, że naprawdę