Wskrzeszona . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wskrzeszona - Морган Райс страница 4
– Wydaje mi się, że powinienem też jej poszukać – powiedział niepewnie Sam. – Dwa wozy przeszukujące ulice to zawsze lepiej niż jeden. A tu jestem kompletnie bezużyteczny. W porządku? – spytał Caitlin.
Caitlin skinęła głową, obawiając się otworzyć usta, by się nie popłakać. Sam miał rację; tu w domu do niczego nie mógł się przydać. I miała poza tym Polly. Sam podszedł do niej, uściskał szybko, po czym odwrócił się i wyszedł.
– Będę pod telefonem – powiedział na wychodne. – Zadzwoń, jeśli czegokolwiek się dowiesz. Zamknął drzwi za sobą, a Polly podeszła do niej i objęła ją ramionami w długim uścisku. Caitlin odwzajemniła się jej tym samym. Dobrze było mieć teraz przy sobie najlepszą przyjaciółkę. Nie miała pojęcia, co by bez niej zrobiła.
Siedziały we dwie obok siebie na kanapie. Caitlin wytarła łzę zbierającą się w kąciku oka. Jej oczy były już i tak zaczerwienione i opuchnięte od wielogodzinnego płaczu. Teraz czuła się po prostu pusta.
– Tak mi przykro – powiedziała Polly. – To jakiś koszmar. Po prostu ohyda. Nie mam słów. Nie rozumiem, co się tu wydarzyło. Nic z tego nie ma sensu. Wiem, że Scarlet nie wzięła narkotyków. Nie zrobiłaby tego. I masz rację: Blake wydaje się dobrym dzieciakiem. Caitlin siedziała, wyglądając przez okno na zapadający zmierzch i skinęła głową beznamiętnie. Chciała porozmawiać, ale czuła się taka wstrząśnięta i obawiała się, że mogłaby ponownie wybuchnąć płaczem.
– Co myślisz o tym, co powiedzieli policjanci? – spytała Polly. – O skontaktowaniu się z jej przyjaciółmi? Sądzisz, że to dobry pomysł?
Kiedy Polly o tym wspomniała, Caitlin nagle uświadomiła sobie, iż dokładnie to należało zrobić. Zaczęła gorączkowo myśleć, zastanawiając się, w jaki sposób dotrzeć do jej przyjaciół.
I wtedy ją olśniło: telefon Scarlet. Wypadła stąd, nie zatrzymując się nawet, by wziąć swój telefon. Musiał więc wciąż być gdzieś w domu. Może w jej torbie. Prawdopodobnie w jej sypialni.
Caitlin zerwała się z kanapy.
– Masz rację – powiedziała. – Jej telefon. Musi być w jej sypialni. Caitlin przebiegła przez pokój i wbiegła po schodach, a tuż za nią Polly i Ruth.
Wpadła do pokoju Scarlet, zobaczyła potarganą pościel i poduszki, wgniecenia w ścianie, gdzie wylądował Caleb, gdzie uderzyła jej własna głowa. Wróciły do niej wszystkie wydarzenia i zrobiło jej się niedobrze, kiedy zaczęła przeżywać wszystko na nowo. Jakby wydarzyła się tu jakaś katastrofa.
Poczuła przypływ determinacji, przeszukując pokój Scarlet. Pogrzebała w bałaganie na jej biurku, na komodzie – potem zauważyła jej torebkę zawieszoną na krześle. Przetrząsnęła ją, czując się odrobinę winna, starając się palcami wyczuć telefon. Wyjęła go z miną zwycięzcy.
– Znalazłaś! – wrzasnęła Polly i podbiegła do niej.
Caitlin zauważyła, że zostało jeszcze trochę baterii. Otworzyła telefon, mając wyrzuty z powodu szpiegowania, wiedząc jednak, że musiała to zrobić. Nie znała numerów telefonu przyjaciół Scarlet, a nie miała jak inaczej się z nimi skontaktować.
Wcisnęła kontakty, potem przeszła do Ulubionych. Przewinęła w dół i zobaczyła tuziny nazwisk. Niektóre rozpoznała, innych nie.
– Powinnyśmy zadzwonić do wszystkich – powiedziała Polly. – Do każdego po kolei. Może ktoś będzie coś wiedział.
Caitlin stała otumaniona, czując się nagle przytłoczona. Kiedy zaczęła wybierać pierwszy numer, zauważyła, jak bardzo trzęsły się jej dłonie.
Polly również to zauważyła; wyciągnęła rękę i położyła na jej nadgarstku w dodającym otuchy geście. Caitlin podniosła wzrok.
– Caitlin, kochanie, jesteś nadal w szoku. Pozwól mi zadzwonić do nich za ciebie. Proszę. Przynajmniej będę miała coś robić. Ty usiądź i po prostu odpocznij. Przeszłaś piekło i zrobiłaś już wszystko, co mogłaś.
Usłyszawszy te słowa, Caitlin wiedziała, że Polly miała rację. Nie była tak naprawdę w pełni władz umysłowych. Spojrzała na telefon i przez chwilę zapomniała, co miała zrobić. Wyciągnęła rękę i podała telefon Polly.
Caitlin odwróciła się i wyszła z pokoju. Za chwilę usłyszała dźwięczny głos Polly, która miała już kogoś na linii.
– Czy to Heather? – zawołała Polly. – Tu Polly Paine. Jestem ciotką Scarlet Paine. Przepraszam, że cię niepokoję, ale szukamy Scarlet. Widziałaś ją?
Głos Polly powoli cichł w miarę, jak Caitlin schodziła coraz niżej po schodach. Trzymała się poręczy, czując zawroty głowy, mając wrażenie, jakby ziemia miała za chwilę wyśliznąć się spod jej stóp.
W końcu weszła do salonu, podeszła do wielkiego, wyściełanego fotela i zatonęła w nim.
Siedziała i spoglądała przez okno, a w jej głowie kotłowały się różne myśli. Pomimo wszelkich wysiłków, wciąż pojawiały się przed nią obrazy: Scarlet w łóżku, krzycząca; jej warknięcie; jak odrzuciła Caleba; jak wypadła z domu… Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Kiedy nad tym wszystkim dumała, mimowolnie przyszło jej na myśl spotkanie z Aidenem. Jego słowa, jej dziennik. Czy to jej dziennik był wszystkiemu winien? Dlaczego musiała pójść na ten głupi strych? Dlaczego musiała pojechać do Aidena? Gdyby tego nie zrobiła, gdyby pozostawiła to w spokoju, czy stałoby się to wszystko, co się stało?
Przypomniała sobie ostrzeżenie Aidena, że Scarlet mogła ponownie rozsiać wampiryzm na cały świat.
Musisz ją powstrzymać.
Caitlin siedziała i zastanawiała się nad tym. Co Scarlet teraz robiła? Czy pożywiała się ludźmi? Przemieniała ich w wampiry? Czy rozprzestrzeniała to nawet w tej chwili? Czy świat już nigdy nie miał być taki sam? Czy to Caitlin ponosiła za to odpowiedzialność?
Miała ochotę chwycić telefon i zadzwonić do Aidena. Przemaglować go. Zażądać, by powiedział jej wszystko ze szczegółami.
Ale nie potrafiła się przemóc. Sięgnęła po telefon, podniosła go, lecz coś ją powstrzymało. Przypomniała sobie ostatnie słowa Aidena i ponownie odczuła nudności. Kochała Scarlet ponad życie i nigdy nie byłaby w stanie wyrządzić jej krzywdy.
Siedziała i trzymała telefon, wyglądając przez okno i słuchając przytłumionego głosu Polly dochodzącego z góry, a w jej umyśle kotłowały się różne myśli. Powieki zaczęły jej ciążyć. Zanim się zorientowała, już spała.
Caitlin obudziła się i zdała sobie sprawę, że była sama w swym wielkim, pustym domu. Wszystko zastygło w bezruchu. Usiadła, zastanawiając się, gdzie się wszyscy podziali, po czym wstała i przeszła przez pokój. Co dziwne, wszystkie zasłony i żaluzje były szczelnie zaciągnięte. Podeszła do jednego z okien i odsłoniła je. Kiedy wyjrzała na zewnątrz, zobaczyła krwistoczerwone słońce – ale tym razem wyglądało inaczej. Nie przypominało to zachodu słońca,