Neverland. Maxime Chattam

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 16

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Neverland - Maxime Chattam

Скачать книгу

– odezwał się badający. – Ta dziewczyna to cud… To jest… To świetlista dziewczyna!

      – Nie opowiadaj głupot, idioto! To kolejna legenda wymyślona przez Luganoffa, żeby wystraszyć ludzi!

      Badający ustawił astronaks przed Amber, a wskazówka w jednej chwili wychyliła się maksymalnie. Przesunęła się tak szybko, że gdyby mogła dziesięciokrotnie obrócić się wokół cyferblatu, zrobiłaby to w okamgnieniu.

      Maester Morkovin zaciekawiony podniósł wzrok na Amber.

      – Jak się nazywasz? – zapytał.

      – Amber.

      – Skąd pochodzisz?

      – Zza oceanu. Przybyliśmy z przyjaciółmi, aby wam pomóc przetrwać Entropię.

      Morkovin zmarszczył lekko brwi.

      – Ta dziewczyna jest moja – rzucił.

      – Maesterze! – wtrącił się Pokiereszowany. – Ja ją znala…

      – Dajcie mu tysiąc podobizn Oza i niech nas zostawi w spokoju.

      – Maesterze, a co z pozostałymi?

      Morkovin się zawahał. Popatrzył na niewielką grupę Piotrusiów.

      – Biorę dziewczynę i te dwa oryginały.

      – Co mam zrobić z pozostałymi? – zapytał badający.

      – Do wagonów! Brakuje nam Eliksiru. Wszyscy do wagonów! – odparł maester, odchodząc.

      Towarzysząca mu małpa zapiszczała szyderczo, pokazując palcem skazańców. Jej śmiech przeszedł w histeryczne wycie. Amber chciała walczyć, protestowała, krzyczała przerażona na myśl, że musi pozwolić przyjaciołom odjechać do rzeźni. Byli jej rodziną. Te wszystkie znajome twarze, ów Piotruś, który śpiewał pieśń o Wojownikach pozbawionych miłości, te delikatne dusze, które w nią wierzyły… Amber gotowa była walczyć, umrzeć dla nich. Ale maester Morkovin odwrócił się do niej i otworzył dłoń. Powietrze zaczęło wirować niczym woda i z dłoni Ozyjczyka wyleciała w kierunku dziewczyny jakaś niewidzialna torpeda. W jednej chwili wibracje dotarły do Amber i po całym jej ciele rozlała się fala uderzeniowa. Powieki dziewczyny opadły jak ciężkie story. Straciła przytomność.

      Amber siedziała przed kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień. Upłynęło sporo czasu, nim się obudziła, zaczekała, aż minie ból głowy, aż gniew i smutek ustąpią miejsca rezygnacji. Przyniesiono jej gorący napój podobny do herbaty z dodatkiem miodu i w końcu go wypiła. Dobrze jej to zrobiło.

      Nigdzie nie było śladu Ti’ana ani drugiego ChloroPiotrusiofila, Kidiona. Była sama w dużym pokoju z kasetonowym sufitem, ścianami pokrytymi starymi gobelinami i z meblami rzeźbionymi w sceny z życia w średniowieczu. To dawne miejsce, odnowione ludzką ręką po Burzy, przypominało dwór albo zamek.

      Amber dotknęła rękoma szyi. Obroża tkwiła tam nadal, zimna i sztywna.

      Znowu przyniesiono jej gorący napój z miodem. Potem za fotelem, w którym siedziała, rozległy się ciężkie, powolne kroki.

      – Jak się czujesz? – zapytał uroczystym głosem maester Morkovin.

      W jego głosie nie było żadnej złośliwości, żadnej pogardy. Co gorsza, zwracał się do niej jak… jak ojciec do córki. Z zainteresowaniem, prawie z niepokojem, a nawet z odrobiną uczucia.

      – Uspokoił cię wywar? Przepraszam cię za to, co się wydarzyło przed chwilą. Nie powinienem był tak postąpić. Działałem impulsywnie i głupio. Nie powinienem był – powtórzył.

      Stanął naprzeciw Amber. Tym razem brodę miał zaplecioną w dwa warkocze. Wyciągnął pokrytą aksamitem ławkę i postawił ją tyłem do kominka.

      – Zabił pan moich przyjaciół – rzekła wreszcie Amber.

      Zrobił zmartwioną minę.

      – Poddałem ich recyklingowi – sprostował. – Taka jest kolej rzeczy. Ale rozumiem, że to ci się nie podoba. Twoi dwaj pozostali towarzysze, zielone dzieci, są tutaj i mają się dobrze – może ta wiadomość cię pocieszy.

      – Co ma pan zamiar z nami zrobić?

      – Dowiedzieć się, kim naprawdę jesteście. Dlaczego Luganoff tak bardzo pragnie cię dostać? I zobaczyć, co sprawia, że astronaks tak działa w twojej obecności. Oto czego chcę.

      – Proszę zdjąć mi obrożę, która mnie dusi, a pokażę panu, co potrafię.

      Na zatroskanej twarzy Morkovina zagościł uśmiech. Szczery, pozbawiony okrucieństwa czy szyderstwa.

      – Amber, nie jestem idiotą. Zanim uwolnię cię z pęt, muszę wiedzieć, z kim mam do czynienia.

      Mówił cicho uspokajającym głosem, który zbił ją z tropu. Nie miał w sobie nic okrutnego, wręcz przeciwnie, był życzliwy.

      – Naprawdę zamierza pan mnie od niej uwolnić?

      – Jeśli pomoże to poprawić nasze relacje i jeśli będę miał do ciebie zaufanie, to czemu nie?

      – Mówi pan tak, żeby mi schlebiać.

      Morkovin pokręcił głową z rozbawieniem.

      – Mam wystarczającą moc, żeby wzbudzić twój szacunek – odparł, odsuwając pelerynę i pokazując pas, z którego zwisało pięć flakonów z koźlej skóry. – Moje Eliksiry są potężne, możesz mi wierzyć. I piję je każdego ranka. Nie chcę ci zrobić nic złego. Tylko cię zrozumieć.

      – Karmi się pan życiem dzieci!

      Jakby na potwierdzenie tych słów, ogień trzasnął za plecami Morkovina.

      – Poddajemy ich recyklingowi. Wielkie Przebudzenie rozdzieliło nas, ponieważ nie jesteśmy sobie równi. Rojki są po to, aby nam służyć, żebyśmy mogli rządzić krajem. Na chwałę Oza. To nie ja stworzyłem taki świat.

      – Świat nigdy taki nie był! Jesteśmy waszymi dziećmi!

      – Jesteście źli. Ale to nie wasza wina – poprawił się Morkovin. – Dzieci są perfidne, zmienne, leniwe i zdradzieckie, ale mają dużo energii, którą trwonią i którą my możemy recyklingować, by ulepszyć sobie życie. Człowiek potrzebuje do życia wody, więc ją pije, dla swojej wygody buduje kanały, żeby woda towarzyszyła mu w jego rządach. A przecież woda o nic nie prosiła. Tak samo jest z dziećmi. Byłoby idiotyczne, gdybyśmy pozwolili im niszczyć system, podczas gdy sami możemy je wykorzystać dla lepszego życia! Pijemy z ich źródła tak samo, jak pijemy z rzek i strumieni.

      Amber zrozumiała, że nie ma sensu obstawać przy swoim. Musi wykazać się większym sprytem. Wykorzystać tę chwilę poufałości, żeby dowiedzieć się czegoś od wroga, a nie wzbudzić nieufność i niechęć.

      Nagle

Скачать книгу