Neverland. Maxime Chattam
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 17
– Jak zdobył pan astronaks, skoro należy do Luganoffa?
– Sprzedał mi go jeden z pętaczy, moja mała ciekawska.
– Ukradł mu?
Morkovin popatrzył na Amber z zainteresowaniem. Chwilę trwało, nim odpowiedział:
– Pętacz znalazł go razem z takimi samymi rojkami jak ty. Jednak podejrzewam, że skoro ten temat tak cię interesuje, to znaczy, że wiesz coś, czego ja nie wiem. Zatem, żeby pokazać sobie nawzajem nasze dobre intencje, wymieńmy się informacjami, dobrze?
Amber odgadła, że zagrał o wysoką stawkę. Morkovin był człowiekiem inteligentnym, o wiele bystrzejszym niż większość Ozyjczyków, których dotąd spotkała. Gdyby się domyślił, że nim manipuluje, mógłby zamknąć się w swojej skorupie.
– Jeden z moich przyjaciół zabrał astronaks Luganoffowi – zdecydowała się wyznać.
– I chciałabyś wiedzieć, co się stało z twoim przyjacielem – odparł ze zrozumieniem Morkovin. – To uczciwe. Mogę ci tylko powiedzieć, że tamtego dnia pętacz sprzedał partię dziesięciu rojków. W tym samym czasie astronaks został zarekwirowany przez moich ludzi. W ten sposób wdrożyliśmy system wyławiania rojków dostarczających najwięcej Eliksiru.
– A co się stało z tamtymi Piotrusiami?
Słowo chyba spodobało się Morkovinowi, który słysząc je, odwrócił głowę. Zaciekawiona małpa przyglądała się swemu panu.
– Pracują gdzieś w mieście. Nic więcej nie wiem. Pewnie twój przyjaciel ukradł astronaks, kiedy kontaktowaliście się z Luganoffem. To wtedy maester cię odkrył. Tak, to ma sens. Byliście wystarczająco sprytni, żeby uciec z Białego Miasta. Niewiele rojków jest w stanie tak długo przetrwać poza murami miast. Bardzo sprytne!
Małpka zaklaskała maleńkimi rączkami.
– Mieliśmy dużo szczęścia, chyba nie jesteśmy aż tak sprytni – skłamała Amber, nie chcąc przyciągać zbyt dużej uwagi.
– Och, myślę, że jesteście. Muszę podwoić czujność. Spróbujmy zachowywać się z kurtuazją. Żadnych ciosów poniżej pasa, zgoda? Jeśli będziesz wobec mnie w porządku, ja będę miły dla ciebie i twoich dwóch dziwnych przyjaciół. Pomożecie mi.
– Możemy to zrobić! – odparła natychmiast Amber. – Z północy nadciąga właśnie niebezpieczeństwo, jakiego nie jest pan w stanie sobie wyobrazić. Entropia was pochłonie, a ja jestem jedyną osobą, która może wam pomóc. Tylko energia, która mnie ożywia, jest zdolna was ochronić!
Amber trochę tu dodała, ale to nie był moment na wyznanie, że Ggl wchłonął Jądro Ziemi i że jest tysiąckrotnie potężniejszy niż wszyscy Piotrusie razem wzięci. To był moment, by ratować skórę swoją i ChloroPiotrusiofilów, wykorzystując w tym celu wszelkie sposoby i wybiegi.
Morkovin uśmiechnął się znowu i delikatnie pokręcił głową.
– Mylisz się. Twoja moc może mi pomóc z Luganoffem, maleńka. Wyobraź sobie, że to najpotężniejszy maester w imperium, drugi po imperatorze. To prawa ręka Oza, a ja sądzę, że skrywane przez ciebie tajemnice mogą zamienić go w takiego samego człowieka jak ja.
– Jeśli dotrze tu Entropia, wasze wewnętrze walki stracą wszelki sens.
– Och, masz na myśli mgłę z północy? Tę, która towarzyszy naszemu imperatorowi? Więc nazywa się Entropia? Dobrze wiedzieć. Bo wyobraź sobie, że niedługo tu będą. Posłańcy zapowiadają ich przybycie w tym tygodniu. Zdaje się, że nastanie jakiś nowy porządek. Śpieszno mi to ujrzeć! Jeśli chodzi o nas, to będziemy współpracować w największej tajemnicy. Po to właśnie kazałem przygotować dla ciebie specjalne pomieszczenia w podziemiach. Musisz się do nich przyzwyczaić, na wypadek gdyby nasze przymierze miało długo potrwać. Prawda?
Amber zagłębiła się w fotelu. Nadchodzą Oz i Entropia. Oz, a raczej nowy imperator: Spijacz Niewinności. Poczuła, że brakuje jej powietrza.
Maester Morkovin pochylił się nad nią, a jego niemal przyjacielski i budzący zaufanie wygląd znikł. Zimny, bezlitosny błysk pojawił się w jego wzroku. Położył dłoń na dłoni Amber.
– Oczywiście liczę na twoją pełną współpracę – powiedział cicho. – Bo jeśli stwierdzę, że ze mną pogrywasz, nie będę więcej tracił czasu i pojedziesz razem ze swoimi dziwnymi przyjaciółmi do fabryki Eliksiru. Skoro nie mogę wyjąć tego, co napełnia cię taką mocą, to napiję się tego raz a dobrze.
Małpa wydała z siebie szyderczy okrzyk.
9
Elementarny
Tego męczącego popołudnia słońce przygrzewało im w karki. Przejażdżka trwała już wiele dni i Matt miał wrażenie, że jego życie da się streścić jako przemierzanie Europy na grzbiecie Kudłatej. Pies szedł bez oporów do przodu, tylko od czasu do czasu przystawał, kiedy mijali strumienie lub rzeki, gdzie zaspokajał pragnienie.
Matt nie wiedział, gdzie się znajdują. Zdał się całkowicie na Piotra, a ten prowadził ich, kierując się wskazówkami dostarczanymi przez Edo, który przyjeżdżał do nich raz dziennie. Przypuszczał, że poruszają się po północnym wschodzie tego, co kiedyś było Francją.
Relacje z nowymi kolegami stawały się coraz lepsze. Poznawali się nawzajem, rozmawiali podczas podróży, a także wieczorami przy ognisku. Lily była dla niego najsympatyczniejsza. Wyjaśniała mu wszystko, co wiedziała na temat nowego świata, i streściła mu historię swego poprzedniego życia. W wieku czternastu lat, kiedy nastała Burza, w przeddzień wielkiej zmiany bardzo pokłóciła się z rodzicami na temat włosów, które ufarbowała na niebiesko. Położyła się spać zapłakana i pełna gniewu. Wtedy widziała ich po raz ostatni. Od tamtego czasu jej włosy nigdy nie odzyskały swego naturalnego koloru, jakby chciały, żeby zapamiętała na zawsze tamten tragiczny wieczór. Zbudowała nowe życie z innymi Piotrusiami w Neverland, starając się zapomnieć, nauczyć się żyć z wyrzutami sumienia. Ale zdarzało jej się, zwłaszcza gdy kładła się wieczorem, myśleć o swojej rodzinie, a wtedy czuła ból w sercu. Lily miała siostrę, Alice, która nie przeżyła pierwszych dni po Burzy. Matt opowiedział wtedy własną historię i te zwierzenia zbliżyły ich do siebie.
Jechali przez wielką równinę, gdzie wysoka trawa tańczyła na wietrze. Była jak szmaragdowe morze, na którym liczne kwiaty tworzą fioletową, niebieską lub żółtą pianę. Niewielkie zagajniki pojawiały się jak bezludne wysepki, zdobiąc ruchome fale archipelagami o ciemnych konturach. Trawy były wystarczająco wysokie, aby Piotr czuł się spokojny, i chociaż niewielki konwój trochę ponad nie wystawał, młody przywódca uważał, że nie są całkiem odkryci. Gdyby pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo, mogli paść na ziemię i leżeć plackiem na roślinnym dywanie.
Przez większość czasu przemierzali