Neverland. Maxime Chattam
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 23
Morkovin kazał usadzić ją na wygodnych poduszkach i podał jej filiżankę gorącej herbaty.
Pan Judasz, małpa, pojawił się nagle i usiadł na krześle, jakby zamierzał uczestniczyć w widowisku Amber posłała mu złe spojrzenie.
– Kiedy mogłabym zobaczyć swoich dwóch przyjaciół? – zapytała bez ogródek.
Maester wydał się zaskoczony bezpośredniością jej żądania, lecz po krótkiej chwili zastanowienia odpowiedział, biorąc do rąk filiżankę:
– Boisz się, że dzieje im się krzywda, prawda? Rozumiem. Wiedz, że mają się dobrze. Traktuję ich z szacunkiem, tak jak ciebie. I nawet jeśli nie wykazują takiej chęci do współpracy jak ty, jestem człowiekiem cierpliwym i zaczekam, aż czas zrobi swoje i rozwiąże im języki.
– Gdyby pozwolił mi pan z nimi porozmawiać, to może…
Morkovin pokręcił głową.
– Nie podejmujmy ryzyka zburzenia ledwo co zbudowanej równowagi. W odpowiednim czasie zażądam twojej pomocy. A więc, młoda damo, po tych pasjonujących rozmowach przejdźmy do ćwiczeń praktycznych.
– Słucham?
Morkovin wypił łyk herbaty i odstawił filiżankę na szklany stolik.
– Twoje pęto jest założone od dość dawna, więc musi się wyczerpywać. Mówi się, że na normalnych rojkach wytrzymują około tygodnia. Ale ty nie jesteś normalna, prawda? Zatem przypuszczam, że to… Jądro Ziemi, jak je nazywasz, skoro jest tak potężne, to już się objawia co najmniej od wczoraj, prawda?
Amber straciła grunt pod nogami: jak ma zareagować? Udać naiwnie oburzoną czy powiedzieć prawdę i w ten sposób potwierdzić początek zaufania, które zbudowała w rozmowach z maesterem?
– Tyle że … – bełkotała – nie jestem zbyt skoncentrowana i… obroża całkiem zmodyfikowała moje postrzeganie… Ja…
– Ale czujesz jego obecność w sobie, prawda? Z każdym dniem staje się silniejsze.
Spojrzenie Morkovina było tak świdrujące, tak badawcze, że Amber nie znalazła w sobie dość siły, by skłamać, nie zdradzając się przy tym.
– Tak – przyznała. – To prawda. To jeszcze bardzo odległe, ale czuję je.
Porozumiewawczy uśmiech przebiegł przez twarz maestera, a jego małpa żywo skinęła głową. Przesunął dłonią po zaplecionej w dwa warkoczyki brodzie.
– Oto co mam ci do zaproponowania: ponieważ jesteś wobec mnie uczciwa, ja także okażę ci swą przyjaźń. Zrozumiałem któregoś dnia, że bardzo martwi cię ta historia rojków sprzedanych wtedy, gdy znalazł się w mieście astronaks. Zasięgnąłem informacji. Mam nazwiska trzech rodzin, które tamtego dnia nabyły niewolników. To Moderowie, Colvigowie i Comptonowie. Dwie pierwsze są kupcami, Moderowie sprzedają alkohol, a Colvigowie sam jeszcze nie wiem co, bo dopiero przybyli do miasta. Jeśli chodzi o ostatniego nabywcę, to jest oficerem w mojej straży.
– I ma pan także imiona kupionych Piotrusiów? – zapaliła się Amber.
– Zaraz, zaraz – pohamował ją Morkovin. – Coś za coś, moja droga. Od czasu naszego spotkania wyjaśniłaś mi wiele spraw, teraz chcę dowodów.
– Nie mogę, jeszcze nie teraz, to o wiele za trudne! – pospieszyła z odpowiedzią dziewczyna, uważając, że wszystko dzieje się za szybko.
Morkovin nagle wstał i Amber poczuła strach. Obszedł fotel i stanął zaraz za jej plecami.
– Udowodnię ci, do jakiego stopnia mam do ciebie zaufanie – powiedział.
Pogrzebał w kieszeni i Amber usłyszała brzęk niewielkich kluczy. Złapał jej obrożę, pochylając się, aż jego usta znalazły się przy uchu nastolatki.
– Gdyby jednak przyszedł ci do głowy głupi pomysł ucieczki, nie zapominaj, że jestem maesterem w tym mieście. Mam dostęp do wszystkich najlepszych Eliksirów i jestem zdolny do rzeczy, których sobie nie wyobrażasz. Nasze stosunki są dobre dopóty, dopóki mamy do siebie zaufanie.
Zdjął obrożę, czemu towarzyszyło stuknięcie zapadki, i złożył w jej ręce, po czym zajął na powrót miejsce naprzeciw niej.
– Teraz możesz zrobić krok w moją stronę. Sądzę, że mój był bardzo duży.
Ciepło Jądra Ziemi zaczęło w niej wzrastać, w ciągu kilku sekund obejmując całe ciało. Zupełnie jakby przeszedł ją prąd elektryczny. Jakby zanurzyła się w gorącej kąpieli po wcześniejszym spędzeniu godziny pod śniegiem. Ogarnęła ją fala zadowolenia, kołysząc nią delikatnie. Już całą wieczność Amber nie czuła się tak dobrze. Od tamtej chwili, kiedy Matt pocałował mnie po raz ostatni – przypomniała sobie. Nostalgiczna migawka, słodka i gorzka jednocześnie.
Spojrzenie maestera Morkovina stało się naglące.
Amber się zawahała. W okamgnieniu mogłaby go pokonać. Przykleić do sufitu i pogruchotać kości, jednocześnie ścisnąć za gardło, żeby nawet nie mógł wezwać pomocy. Mogła odsunąć wszystkie straże, które by nadbiegły, dostać się do lochów i uwolnić swoich dwóch przyjaciół, po czym uciec jak najszybciej i jak najdalej. Czuła, że jest w stanie zrobić to wszystko. Jednak ucieczka nie wydawała jej się w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Ma jeszcze coś do zrobienia w Brązowym Mieście. A przede wszystkim nie wie, jak wielka jest moc Morkovina. Jaki Eliksir pije każdego ranka.
Jeśli obudzę Jądro Ziemi, żadne Eliksiry na świecie nie wystarczą, by uratował swoją skórę! – uniosła się gniewem, ale zaraz się opanowała.
Morkovin mierzył ją wzrokiem.
Nawet małpa parskała niecierpliwie.
W tej sytuacji Amber musiała dać coś w zamian.
Skoncentrowała się na swoim przeobrażeniu i w ciągu sekundy odzyskała całe czucie. Jej ciało wyprostowało się i zaczęła płynąć dwa centymetry nad ziemią.
– Dziękuję – odezwała się. – Od kilku tygodni marzę o tym, by na powrót robić użytek ze swoich nóg.