Neverland. Maxime Chattam
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 26
– Zobacz. – Compton śmiał się, unosząc brudną koszulę chłopca. – Wczoraj kazałem mu założyć pierścień pępkowy! Coś wspaniałego! Słucha bez słowa! Koniec z buntami. Jest posłuszny jak pies!
Amber zacisnęła dłonie na poduszkach. Zaraz złapią ją mdłości.
Twarz nastolatka nikogo jej nie przypominała, ale na Statku Życia było tylu Piotrusiów, że o niczym to nie świadczyło.
– Sądzisz, że to jeszcze jeden wynalazek Luganoffa? – zapytał oficer maestera.
– Nie, nie tym razem. Wiadomości dotarły z północy, od kruków z Zamku Kości.
Na dźwięk tej nazwy Morkovin zdawał się tracić pewność siebie. Compton to zauważył i jego wesołość także prysła.
– To prawda, co opowiadają? – zapytał, zniżając głos. – À propos tych kruków? Że są… że są martwe, a mimo to nadal latają?
– Nie są martwe – uciął krótko Morkovin, jakby chciał przekonać o tym samego siebie. – Są pokryte smołą albo czymś podobnym. Mają zamglony wzrok, a jednak poruszają się! Martwe rzeczy nie mogą działać tak samo jak żywe!
– Wiesz, zaczynają mówić na mieście, że nowy sojusznik imperatora to nekromanta.
– Plotki!
Compton nie wyglądał na przekonanego, ale był na tyle inteligentny, by nie dyskutować dłużej na ten temat. Odwrócił się do swojego sługi i zażądał suszonej szynki oraz kufli piwa, które im szybko przyniesiono. Także przed Amber stanął kufel z musującym płynem.
– Dla niej żadnego piwa – odezwał się Morkovin. – Wystarczy woda. Musi mieć jasny umysł.
– Wręcz przeciwnie, powinieneś ją upić – zakpił Compton. – Wtedy będzie łatwiejsza!
Grubiański śmiech zamarł mu w gardle, gdy Morkovin przeszył go swoim najmroczniejszym spojrzeniem.
To nie jest dobry moment, żeby go denerwować – pomyślała dziewczyna i przez następną godzinę udawała, że się koncentruje. Potem wstała i podniosła rękę jak grzeczna uczennica, która pragnie uzyskać zgodę na odezwanie się w klasie.
– Co tam? – zapytał Morkovin.
– Chciałabym pójść do toalety.
Maester popatrzył na nią przez chwilę, jakby oceniał jej uczciwość, po czym wskazał korytarz naprzeciw niej.
– Drzwi na końcu. Mam na ciebie oko, wiesz o tym, prawda?
Amber przytaknęła i ruszyła drewnianym korytarzem. Jej suknia była wystarczająco długa, by zasłonić stopy, ale zdawała sobie sprawę, że płynny ruch sam w sobie był dość intrygujący. Co gorsza, przemieszczanie się w całkowitej ciszy mogło wzbudzić podejrzenia Comptona, dlatego użyła odrobiny swego przeobrażenia, żeby parkiet pod jej stopami zaczął trzeszczeć.
Tak naprawdę dziewczyna nie wiedziała za bardzo, co zamierza zrobić, ale dość już miała czekania. Sunęła wolno w kierunku drzwi toalety, starając się zauważyć po drodze coś, a raczej kogoś, w sąsiednich pomieszczeniach. Bezskutecznie. Na piętrze było cicho. Weszła do toalety i zamknęła za sobą drzwi. Dlaczego nie zabrała ze sobą kilku stron z książek, aby zostawić wiadomość? Z pewnością to niewolnicy zajmowali się sprzątaniem. Gdyby zostawiła słówko pod muszlą, na pewno by je znaleźli!
Ale szybko pomyślała o pierścieniu pępkowym.
Nie mogłam tego przewidzieć. A oni są tak posłuszni, że mogliby dostarczyć moją wiadomość swojemu panu!
Jednak musiała znaleźć jakiś sposób, by się do nich zbliżyć, by ich zobaczyć.
Wyszła z toalety i o mało nie krzyknęła, stając oko w oko z Morkovinem.
– Amber, wszystko w porządku?
Miał podejrzliwy ton, który jej się nie podobał.
– Eee… tak.
– Mam wrażenie, że od południa nie jesteś specjalnie skoncentrowana. Pamiętasz naszą umowę, prawda?
– Tak.
Morkovin nie wyglądał na przekonanego.
– Przeszkadza ci obecność chłopca z pierścieniem pępkowym?
– Nie, zapewniam pana, że wszystko jest w porządku.
– Ciągle myślisz o tej historii z astronaksem – odgadł. – O swoich przyjaciołach. Widzę to.
Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę salonu.
– Compton, mówiłeś mi, że dałeś założyć pierścień pępkowy jednemu z tych rojków, tak?
– Tak, chciałem przetestować, zanim wyślę drugiego.
– Zawołaj tego, który jest jeszcze wolny.
Chociaż zaskoczony prośbą, oficer wykonał posłusznie polecenie. Do salonu weszła trzynasto- może czternastoletnia dziewczynka o blond włosach związanych w koński ogon. Kiedy zobaczyła Amber, jej twarz natychmiast się zmieniła, a przygnębienie ustąpiło miejsca nadziei. Otwarła usta ze zdziwienia, ale gdy zdała sobie sprawę, że emocje mogą ją zdradzić, szybko odzyskała poddańczy wygląd.
Compton niczego nie zauważył, ale Morkovin zmrużył oczy, zaintrygowany tą reakcją. Popchnął dziewczynę w stronę Amber.
– Dalej, Amber – powiedział – zapytaj ją, o co chcesz. Czas to wszystko załatwić.
Obie nastolatki usiadły obok siebie na kanapie, obserwowane przez Ozyjczyków. Amber nie wiedziała, jak poprowadzić rozmowę. Była to wymarzona sposobność, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, ale też ryzykowała, że Morkovin pozna jakąś ważną informację. Po kilku sekundach wahania uznała, że trzeba działać. Milczenie wywołałoby jeszcze większy niepokój.
– Jak masz na imię?
– Elora.
– Byłaś na Statku Życia?
– Tak.
– Jak się tu znalazłaś?
Elora nie czuła się dobrze, to było oczywiste. Nie przestawała z przerażeniem spoglądać na swego pana.
– Mów! – nakazał jej ze złością ten ostatni. – Ponieważ tego się od ciebie wymaga! Ten jeden raz! Nie każ się prosić albo się zdenerwuję!
– Kiedy statek zatonął, złapałam się kawałka drewna, który unosił się na wodzie. Byłam z innymi Piotrusiami. Zniosło nas na plażę.
– Dużo