Arabska żona. Tanya Valko

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Arabska żona - Tanya Valko страница 4

Arabska żona - Tanya Valko

Скачать книгу

i klepię przymilnego kudłacza.

      – U nas wieprzowiny się nie jada – ni z tego, ni z owego informuje mnie Wioletta. – Mam nadzieję, że obejdziesz się w jeden wieczór bez wiejskiej kiełbasy? – wyczuwam złośliwość w jej głosie.

      – Ja również bardzo rzadko jem takie rzeczy. Są ciężkostrawne i mi nie służą – staram się mówić jak najbardziej elegancko i odpowiednio dobierać słowa.

      – Ty w ogóle chyba mało co jadasz – kontynuuje Wioletta. – Wychudzona jesteś. Cóż, jak ja byłam nastolatką, to też mogłam żyć tylko miłością. – Obraca się na pięcie i wymownie wzdycha.

      Staje w drzwiach do kuchni i pali papierosa, wydmuchując przy tym kłęby dymu. Chyba się jednak nie polubimy.

      – Wioletta, przyhamuj, co cię znowu ugryzło? – Ali zwraca się do niej podniesionym, ale zarazem błagalnym tonem. Na pierwszy rzut oka widać, kto rządzi w tym domu. – Popatrz, jaki zbieg okoliczności – mówi do mnie ciepło gospodarz. – Ahmed przyjechał w odwiedziny do mnie, a poznał taką piękną dziewczynę. Nasz paniczyk znalazł sobie królewnę. Zawsze był wybredny.

      – To gdzie się poznaliście? – Wioletta włącza się do rozmowy.

      – Mówiłem wam, w pubie. – Ahmed po raz pierwszy się odzywa. Po jego minie widzę, że nie jest zadowolony.

      – To jedyny godny uwagi lokal w tej dziurze. Kiedyś mogłam tam przesiadywać godzinami. – Kobieta rozmarza się i wzdycha z tęsknotą. – Ty oczywiście masz czas i możliwości, żeby się bawić – zwraca się do mnie – ale ja jestem już ugotowana – dom, dzieci, i na domiar złego ten cholerny pies.

      – Byłam tam po raz pierwszy w życiu – tłumaczę się jak mała dziewczynka. – Ja nie chodzę po takich miejscach.

      – No tak, ty jeszcze jesteś na etapie, że cieszysz się, idąc do cukierni czy McDonalda. – Uśmiecha się kpiąco i z politowaniem kiwa głową.

      – To się raczej nie zmieni – odpowiadam.

      Mężczyźni wymieniają ponure spojrzenia. Ali zapala papierosa, a Ahmed pije zimną wodę szklanka za szklanką. Nagle, jak na komendę, wstają i wychodzą z salonu. Słychać ich przytłumione głosy, jakieś dziwne cmokanie językiem, a po chwili stłumiony śmiech. Co im tak wesoło?! Po krótkiej chwili wracają i już odprężeni zajmują swoje miejsca.

      – Nakrywamy do stołu, czas coś zjeść – radośnie odzywa się pan domu, klepiąc się rękami po udach.

      – To rusz dupę, co ci stoi na przeszkodzie? – Wioletta ordynarnie zwraca się do męża. – Może przyrosła ci do kanapy, bo ciągle na niej przesiadujesz? Dalej!

      Tego dla mnie już za wiele. Wściekła, porozumiewawczo spoglądam na Ahmeda. Albo natychmiast wyjdziemy, albo będzie karczemna awantura, na dokładkę chce mi się płakać. Jak zawsze rozumiemy się bez słowa, więc obydwoje wstajemy, przechodzimy przez korytarz i opuszczamy ten „gościnny” dom.

      – Ahmed, Dorota! – słyszymy nawoływania Alego. Rozbrzmiewają echem na całej klatce schodowej. – Wracajcie, przepraszam!

      – Illa liqa!

      – Ahmed zatrzymuje się na moment i krzyczy, podnosząc głowę do góry.

      Patrzę na niego zdziwiona, lecz nawet nie chcę wiedzieć, co to znaczy.

      – Moja koleżanka z klasy urządza sylwestra. – Znów rozmawiamy przez telefon, z tą jednak różnicą, że leżę na łóżku u siebie w pokoju, bo mam już komórkę, którą Ahmed kupił mi na Mikołaja.

      – I co sugerujesz? – mówi niezadowolony.

      – Nie miałbyś ochoty się ze mną wybrać? – pytam, zdziwiona jego postawą.

      – Żeby było jak u Alego? Tym razem twoi koledzy mogą mnie otłuc, że zabieram im taką laskę.

      Nie wiem, czy to komplement, ale nie cieszy mnie jego ton. Nasze stosunki oziębły nieco po wizycie u Alego i Wioletty. Widujemy się rzadziej, bo teraz Ahmed nie ma gdzie się zatrzymać i za każdym razem musi wynajmować pokój w hotelu. Prywatne kwatery odpadają, bo warunki są tragiczne, poza tym mieszkańcy naszej miejscowości nie chcą wynajmować pokoju nawet najspokojniejszemu Arabowi. Znaleźliśmy się w patowej sytuacji.

      – Może przyjedziesz do mnie do Poznania – odzywa się po dłuższej chwili. – Duże miasto i ludzie trochę bardziej otwarci. Uczelnia organizuje bal sylwestrowy, będzie elegancko, bez bijatyk i docinek.

      – Chciałabym, ale jak to powiedzieć mamie? Boję się, że nie pójdzie z nią łatwo.

      – Dlaczego?

      – Trzyma mnie krótko. Nie mogę sobie jeździć, gdzie chcę i z kim chcę. Nieważne, że jestem już pełnoletnia.

      – Może byś mnie przedstawiła? – pyta nieśmiało. – Jeśli się nie wstydzisz.

      – Dlaczego mam się wstydzić? – Serce bije mi z podniecenia i radości. – Nie jesteś garbaty ani kulawy…

      – Jestem Arabem, a to dla was oznacza kogoś jeszcze gorszego – mówi chłodno.

      – Nie dajmy się zwariować.

      – Jeśli, jak mówisz, twoja mama jest tradycjonalistką, możesz mieć ostrą przeprawę nawet z zaproszeniem mnie do domu.

      Oczywiście nie mylił się.

      – W końcu łaskawie zechciałaś mnie poinformować, że kogoś masz! – zaczyna matka podniesionym głosem. – Całe miasto już mówi, że szlajasz się z jakimś kolorowym!

      – Nie przesadzasz, mamo? Czy ludzie nie mają nic lepszego do roboty, tylko plotkować na mój temat? – Postanawiam rozegrać to rozsądnie, bo zdaję sobie sprawę, że pójście na noże z moją matką nic nie da. Muszę zachować spokój i nie dać się sprowokować.

      – Kogo ty chcesz mi do domu przyprowadzić, Cygana? – wbija pierwszą szpilę.

      – Ahmed jest Arabem…

      – Co?! – Nie zdążyłam skończyć zdania, a matka wrzasnęła jak oparzona. – Araba, brudasa, terrorystę! – kontynuuje, chwytając się teatralnie za głowę.

      – Nie sądziłam, że jesteś rasistką, od tego już tylko krok do faszyzmu.

      – Ty smarkulo, będziesz mnie od hitlerowców wyzywać?! – Zaczerwieniona ze złości uderza mnie w policzek. Nie byłam na to przygotowana.

      – Nie chcesz go poznać, to nie! – krzyczę ze łzami w oczach. – Ale ja nadal będę się z nim spotykać. – Odwracam się do niej plecami i usiłuję się opanować.

      – Zabraniam ci albo precz z mojego domu!

      – Wyrzucasz mnie?!

      – Albo, albo, masz wybór!

      – Chciałabym tylko ci uzmysłowić,

Скачать книгу