Porwana . Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Porwana - Блейк Пирс страница 6
Nigdy nie wydawał się Riley zorganizowanym psychopatą. Fakt, że zostawiał swoje ofiary w płytkich grobach, sugerował coś wręcz przeciwnego. Nie był perfekcjonistą. Był jednak na tyle staranny, żeby nie pozostawiać po sobie żadnych śladów.
Ten człowiek był czystym paradoksem.
Riley przypomniały się słowa Marie wypowiedziane na krótko przed śmiercią. „Może on jest jak duch, Riley? Może właśnie to się stało, kiedy wysadziłaś go w powietrze? Zabiłaś jego ciało, ale nie zabiłaś zła”.
Nie, nie był duchem i Riley o tym wiedziała. Była pewna – teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem – że on wciąż istnieje. I że to ona jest jego kolejnym celem. Chociaż na dobrą sprawę mógł być nawet i duchem. Nikt poza nią nie wierzył, że żyje.
– Gdzie się chowasz, draniu? – wyszeptała do siebie.
Nie wiedziała i nie miała pojęcia, jak się tego dowiedzieć. Była w kropce. Nie miała innego wyboru, jak dać sobie, na razie, spokój. Zamknęła segregator i odstawiła go na miejsce.
W tej samej chwili na jej biurku rozdzwonił się telefon. Linia ogólna, stwierdziła Riley. Biuro Analizy Behawioralnej korzystało z niej, gdy przekierowywano połączenia do agentów. Zazwyczaj temu, który odbierał pierwszy, przypadała sprawa.
Riley zerknęła przez oszklone ściany, ale nie zauważyła nikogo. Pozostali agenci albo byli akurat na przerwie, albo pracowali w terenie. Podniosła słuchawkę.
– Agentka specjalna Riley Page. W czym mogę pomóc?
Głos po drugiej stronie wydawał się mocno zdenerwowany.
– Agentko Paige, tu Raymond Alford, komendant policji z Reedsport w stanie Nowy Jork. Mamy poważny problem. Czy moglibyśmy porozmawiać na wideoczacie? Wydaje mi się, że wtedy będę mógł lepiej to pani wyjaśnić. Mam też zdjęcia, które powinna pani zobaczyć.
Riley zaciekawiła się natychmiast.
– Naturalnie – powiedziała.
Podała Alfordowi dane kontaktowe i po kilku chwilach rozmawiali już twarzą w twarz. Był szczupłym łysiejącym mężczyzną. Miał swoje lata. Na jego twarzy malowały się zdenerwowanie i zmęczenie.
– Wczoraj zgłoszono u nas morderstwo – powiedział. – Naprawdę paskudne. Pozwoli pani, że pokażę.
Na ekranie Riley pojawiło się zdjęcie, a na nim coś, co wyglądało jak kobiece ciało zawieszone nad torami kolejowymi. Dziwacznie ubrane zwłoki oplatał łańcuch, na którym wisiały.
– Co ma na sobie ofiara? – zapytała Riley.
– Kaftan bezpieczeństwa.
Zaskoczona Riley przyjrzała się dokładniej fotografii. Rzeczywiście kaftan.
Zdjęcie nagle zniknęło, a ona znów ujrzała twarz Alforda.
– Komendancie, dziękuję informację, ale dlaczego sądzi pan, że jest to sprawa dla naszego wydziału?
– Ponieważ pięć lat temu opodal miało miejsce takie samo morderstwo – odparł.
Na ekranie pojawiło się kolejne zdjęcie zwłok kobiety. One również były obwiązane łańcuchami i ubrane w kaftan bezpieczeństwa.
– Wtedy ofiarą była Marla Blainey. Identyczny modus operandi, z wyjątkiem tego, że została porzucona na brzegi rzeki, a nie zawieszona.
I znów twarz Alforda.
– Obecna ofiara to Rosemary Pickens, tutejsza pielęgniarka – powiedział. – W żadnym z przypadków nikomu nie przychodzi do głowy jakikolwiek motyw zbrodni. Obydwie były bardzo lubiane.
Zrezygnowany opuścił ramiona i potrząsnął głową.
– Agentko Paige, moich ludzi i mnie to przerasta. To nowe morderstwo musi być dziełem seryjnego zabójcy albo kogoś, kto go naśladuje. Problem w tym, że żadna z tych opcji nie ma sensu. W Reedsport nie miewamy tego typu problemów. To małe miasteczko nad rzeką Hudson. Mieszka tu jakieś siedem tysięcy ludzi. Czasem musimy interweniować przy jakiejś bójce albo wyłowić turystę. To najgorsze rzeczy, z jakimi musimy sobie radzić.
Riley przemyślała to szybko. Rzeczywiście, sprawa wyglądała na taką w sam raz dla wydziału. Powinna skontaktować Alforda bezpośrednio z Meredithem.
Spojrzała jednak na biuro szefa i zauważyła, że jest puste. Dowie się później, stwierdziła. Na razie będę musiała wystarczyć ja.
– Jaka była przyczyna śmierci? – zapytała.
– Podcięte gardło. W obydwu przypadkach.
Riley starała się ukryć zaskoczenie. Uduszenie i uderzenie w głowę były znacznie częściej spotykane.
Wydawało się, że mają do czynienia z bardzo nietypowym zabójcą. Z rodzaju psychopatów doskonale znanego Riley. Specjalizowała się w takich przypadkach. Trochę żałowała, że nie będzie mogła wykorzystać swoich umiejętności do rozwiązania tej sprawy. Biorąc pod uwagę trudne przejścia ostatnich dni, nie dostanie żadnej.
– Czy zdjęliście już ciało? – zapytała.
– Jeszcze nie – odparł Alford. – Wciąż tam wisi.
– To nie zdejmujcie. Zostawcie je na razie. Poczekajcie, aż przyjadą agenci.
Komendant nie wyglądał na zadowolonego.
– Agentko Paige, to będzie bardzo trudne. To miejsce zaraz obok torów, widać je z rzeki. Miasteczko nie potrzebuje takiej reklamy. Są już silne naciski, żebym ściągnął zwłoki.
– Proszę je zostawić – powiedziała Riley z naciskiem. – Wiem, że to niełatwe, ale bardzo ważne. Nasi agenci będą na miejscu po południu.
Alford przytaknął w milczeniu.
– Czy ma pan więcej zdjęć ostatniej ofiary? – zainteresowała się Riley. – Jakieś zbliżenia?
– Jasne. Już przynoszę.
Oglądała serię zrobionych z bliska zdjęć zwłok. Miejscowa policja dobrze się spisała. Widać było, jak ciasno i dokładnie ciało owinięto łańcuchami.
Na ostatnim zdjęciu Riley zobaczyła twarz ofiary.
I poczuła, że serce skacze jej do gardła. Ofiara miała wytrzeszczone oczy i usta zakneblowane łańcuchem. Ale nie to zszokowało Riley najbardziej.
Kobieta była bardzo podobna do Marie. Starsza i okrąglejsza, ale Marie mogłaby tak właśnie wyglądać, gdyby pożyła jeszcze z dziesięć lat. Ten widok był dla Riley jak emocjonalny cios w splot